VOD

Monarch: dziedzictwo potworów – Godzilla od Apple to murowany hit

Patryk Koncewicz
Monarch: dziedzictwo potworów – Godzilla od Apple to murowany hit
Reklama

Mówią, że klasyki się nie tyka, ale Apple nie raz pokazało już swoje umiejętności w zakresie tworzenia świetnych filmów i seriali. Jak jest tym razem?

Godzilla – postać tak kultowa, że nikomu nie trzeba jej przedstawić i tak przeorana w kulturze popularnej, że trudno wysilić się tu o coś oryginalnego. Mimo to jednak Apple pokusiło się o stworzenie serialu i przyznam szczerze – przed seansem miałem trochę wątpliwości. Okazało się, że Monarch: dziedzictwo potworów to kawał naprawdę udanego kina przygodowego. Jak serial prezentuje się po dwóch pierwszych odcinkach? Oto wrażenia.

Reklama

Geneza Godzilii w dwóch liniach czasowych

Choć w sieci przyjęło się już nazywanie Monarch: dziedzictwo potworów serialem o Godzili, to przynajmniej w pierwszych epizodach zbyt wiele tego kultowego potwora nie uświadczycie. Fakt jest jednak taki, że zamieszanie przez nią wywołane stanowi trzon nowego serialu od Apple, który skupia się na japońskim monstrum w dwóch liniach czasowych.

Źródło: Apple

Pierwsza z nich to pokłosie bitwy o San Francisco, zniszczonego przez Godzillę w filmie z 2014 roku. Akcja rozgrywa się rok po tragicznych wydarzeniach, a w jej centrum znajduje się Cate – córka naukowca badającego losy Godzilli i jedna z ocalałych po ataku potwora. Kobieta przybywa do Tokio, by rozwiązać zagadkę tajemniczego zniknięcia ojca, poznając tam całkiem przypadkowo swojego przybranego brata. Wydarzenia znacznie bliższe czasom współczesnym mają charakter niemalże szpiegowsko-dektywistyczny, bo szybko okazuje się, że zaginięcie ojca nie jest wcale nieszczęśliwym wypadkiem, a stojąca za nim organizacja skrywa także sekrety o samej genezie Godzilli.

Druga linia czasu to typowa retrospekcja, która zabiera widza do lat 50. Gdybym miał wybierać, to znacznie chętniej oglądałbym właśnie te sceny, bo to coś pomiędzy Kongiem a Jurassic Park. Mnóstwo tu niewyjaśnionych zjawisk, pytań bez odpowiedzi, eksplorowania miejsc nietkniętych przez człowieka od wieków i przedzierania się przez gęstą dżunglę.

Źródło: Apple

Grupa badaczy dociera tam bowiem do pierwszych śladów obecności potworów, na wiele lat przed legendarnym nadejściem Godzilli. Tak, potworów, bo jak sam tytuł wskazuje – oprócz wielkiego gada będzie ich tam znacznie więcej.

Najgorsze potwory to... ludzie?

Choć to właśnie retrospekcje wydają się ciekawsze z perspektywy samej akcji, to trzeba przyznać, że to skakanie między liniami czasu nadaje produkcji Apple dynamiki a siłą rzeczy to właśnie współczesny wątek stanowi klucz do odpowiedzi na fundamentalne pytanie, skąd te wszystkie potwory się na Ziemi wzięły? Jasne, jest w tym trochę naiwności, ale przecież po Godzilli nie spodziewamy się powagi, tylko właśnie rozwałki i zdrowego absurdu, a tego Monarch: dziedzictwo potworów odmówić nie można. Efekty specjalne i same kreacje potworów stoją bowiem na wysokim poziomie i czuć w nich inspirację filmem Kong: Wyspa Czaszki – tak, spodziewajcie się pojedynków wynaturzonych gigantów.

Źródło: Depositphotos

Nie oznacza to jednak, że serial jest nimi przesycony – wręcz przeciwnie. Lwią część stanowią tu jednak wątki relacji międzyludzkich jednak na szczęście w momentach, gdy widz czuje się już powoli przesycony gadającymi głowami, serial nagle przyspiesza i rzuca w wir przygody, dzięki czemu tak dobrze się go ogląda.

Źródło: Apple

Jeśli miałbym się przyczepić do czegoś na siłę po dwóch pierwszych odcinkach, to postawiłbym na emocje głównej bohaterki, które momentami wyglądają jak żywcem wyjęte ze szkolnego przedstawienia czwartoklasistów. Poza tym Monarch: dziedzictwo potworów ma na razie wszystko to, czego oczekujemy po luźnym serialu przygodowym. Jak będzie dalej? Tego dowiemy się już w środę przy okazji premiery nowego odcinka. Pierwsze dwa już teraz możecie obejrzeć na platformie Apple TV+.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama