Jak już w ostatnich artykułach wspominałem, od tego co się wyprawia się w MON / Agencji Uzbrojenia / Zbrojeniówce można dostać zawrotów głowy. Zamówienia na warte miliardy dolarów programy sypią się jak z rogu obfitości, a wizyta min. Błaszczaka w Korei zwiastuje kolejne.
Korea to świetny partner
Zacznijmy od tego, że prowadzenie biznesów zbrojeniowych z Koreą to świetny pomysł. Jest państwo mające bardzo nowoczesny przemysł, nastawione na eksport swoich technologii i chętnie pomagające w budowie częściowych zdolności produkcyjnych u klienta. Nie stawiają też z reguły takich ograniczeń eksportowych, jak niektóre kraje zachodnie (choć trzeba się liczyć, że także tam są używane np. niemieckie podzespoły).
Jednocześnie ich sprzęt wciąż nie jest zbyt popularny na rynku, więc można spodziewać się, że warunki takich umów będą o wiele lepsze niż podobne deale z Niemcami. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Korea Płd. jest bliskim i zaufanym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, na których i my opieramy nasze dzisiejsze i przyszłe bezpieczeństwo. To pozwala mieć nadzieję, że jeśli z Lend-Lease 2.0 coś dostaniemy, będzie można „wykorzystać” to także na azjatyckie zakupy.
Nie wszystko złoto...
Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystko złoto co się świeci. To, że koreański sprzęt jest w większość całkiem dobry, nie oznacza, że musi idealnie wpasowywać się w nasze potrzeby, tudzież takie zakupy niekoniecznie muszą być korzystne dla rozwoju naszych zdolności produkcyjnych. Szczególnie mowa tu o sprzęcie podobnym do tego, co sami projektujemy. W takiej sytuacji powinniśmy dokładnie ważyć, co i na kiedy jest nam potrzebne, tym bardziej że Ukraina kupiła na kilka lat spokoju.
Zróbmy sobie czołga
Najwięcej emocji wzbudzają jak zawsze czołgi. Dla nikogo, kto śledzi ten temat, nie jest tajemnicą, że Koreańczycy mocno zachęcają nas do wejścia w projekt oparty na ich czołgu III generacji K2 Black Panther, który realizowany byłby w ramach programu Wilk. K2PL nie jest jednak gotowym produktem, obecnie ma „status” całkiem ładnej makiety targowej. Według koreańskich źródeł jesteśmy zainteresowani 500-600 szt. czołgów K2 / K2PL, z których część miałaby zostać wyprodukowana w Polsce.
Wokół K2PL zbudowano już wcześniej narrację, że miałby szansę być gotowy już w latach 2028/30 r. kiedy zaczęłyby do nas spływać (dosłownie, bo początkowo byłaby to produkcja koreańska) pierwsze egzemplarze. Następnie wdrożono by jego produkcję u nas, a częścią projektu byłby też szeroki pakiet polonizacyjny. W teorii brzmi to świetnie, ja mam jednak pewne „uwagi”...
Po pierwsze, najlepszą sytuacją dla wojska byłoby, gdyby w linii służyła tylko jedna rodzina czołgów. To przekłada się na niższe koszty, prostszą logistykę, ujednolicone programy szkolenia, wymienność sprzętu i tysiące innych większych i mniejszych zalet. Biorąc pod uwagę ostatni zakup Abramsów, to w tę stronę powinniśmy patrzeć.
Moim zdaniem powinniśmy dziś zrobić wszystko, aby pozyskać od Stanów Zjednoczonych w miejsce oddanych na Ukrainę czołgów Abramsy w starszych wersjach, np. M1A1 wycofane przez Marines, a w przyszłości dokupić kolejne 250 szt. M1A2 bieżącej wersji. Jednocześnie starać się wykorzystać koniunkturę na dalsze roszady.
Patrząc na błazenadę Niemiec, możnaby spróbować sfinansować zakup drugiej partii Abramsów przy pomocy jakieś wewnątrznatowskiej wymiany. Jak mogłoby to wyglądać? Nasze Leopardy 2 dla wschodnich państw NATO, takich jak Rumunia, Bułgaria itd. a za to jakaś część kasy poszłaby na zakup Abramsów. Jeśli byłaby szansa na tego typu operacje, to właśnie teraz.
Mówiąc krótko, w temacie czołgów III generacji optymalnym byłoby jak najszybciej doprowadzić do sytuacji, w którym mamy w armii jeden rodzaju, czyli Abramsa. Jednocześnie powinniśmy obserwować co dzieje się w temacie IV generacji, i próbować włączyć się w taki projekt. Obstawiam, że pod wpływem wojny może zacząć się dziać w tym temacie znacznie więcej, niż dotychczas.
Czołg a zbrojeniówka
No dobrze, ale przecież wchodząc w K2 PL kupujemy zdolności do produkcji czołgu. Cóż, całkiem sporo osób, które całkiem niedawno załamywały ręce na tempem i sposobem modyfikacji T-72 i Leopardów, teraz przeszło na pozycją „róbmy wszystko, na pewno nam się uda”. Ja niestety takim optymistą, co do naszej zbrojeniówki nie jestem.
O ile uważam, że powinniśmy maksymalnie jak tylko się da nasz przemysł rozwijać, to nie wierzę, że można to zrobić jednym wielkim susem i rozpocząć równoległą produkcję wszystkiego. Skończy się to tym, że stopień polonizacji wszystkiego trzeba będzie ograniczać, a co gorsza niczego nie będziemy produkować wystarczająco dużo.
W efekcie będziemy mieli małoseryjnie i w efekcie drogo produkowane własne pojazdy oraz doraźne uzupełnienia („potrzeba operacyjna”) z zagranicy, komplikujące logistykę, serwis i parę innych rzeczy. Tymczasem nawet bez czołgu, mamy co produkować, do tempa umożliwiającego szybkie unowocześnienie dziur w armii wciąż wiele brakuje.
Potrzebujemy znacznie więcej Krabów, potrzebujemy 1000, a może i więcej BWP oraz całej masy innego sprzętu. Moce, które trzeba wydzielić na produkcję skomplikowanego i niegotowego K2PL lepiej przeznaczyć na szybsze, lepsze i tańsze produkowanie sprzętu, który jest prawie gotowy (albo prawie). Nawiasem mówiąc, Krab i Borsuk to pojazdy, które powinny być też łatwiejsze w sprzedaży na eksport od bardzo drogich z założenia MTB.
Wygląda jednak na to, że K2 PL wchodzi w życie, więc za parę lat zobaczymy, czy rację mają pesymiści tacy jak ja, czy optymiści pokroju Damiana Ratki, który prowadzi istną krucjatę przeciw każdemu, kto nie wierzy w szybką i gładką realizację tego programu. Ci ostatni przewidują dłuższy okres czasu z kilkoma rodzinami czołgów - PT-91 / Leo 2 / Abrams / K2PL. I tylko Twardy ma szansę relatywnie szybko wylecieć z tego „równania”.
BWP a sprawa polska
Równie ciekawie, a raczej chyba nieciekawie, ma się sprawa z bojowymi wozami piechoty. W tym temacie prowadzone są właśnie końcowe testy polskiego BWP Borsuk. Jednak z informacji przekazywanych przez MON i min. Błaszczaka wynika, że chcemy dodatkowo dokupić takie pojazdy z Korei. Wciąż nie wiadomo, czy chodzi o dziwacznego i pływającego K21, czy cięższego AS21 Redback.
Gdyby chodziło o pierwszy pojazd, w obliczu końcowych testów Borsuka byłoby to całkowicie absurdalne. W przypadku AS21 absurdów jest tylko trochę mniej. HSW już od dluższego czasu deklarowała, że cięższego i niepływającego Borsuka jest w stanie szybko, na bazie pływającego, zrobić. Projekt blokował MON, który teraz miałby kupić tego typu pojazd z półki.
Dla mnie Borsuk i hipotetyczny Heavy Borsuk jest tym projektem, na którym powinno się w pierwszej kolejności „skalować” nasz przemysł zbrojeniowy. Duża ilość wozów, możliwość unifikacji części, prawa do zastosowanych rozwiązań, brak ograniczających nas licencji, czego chcieć więcej. Tymczasem prawdopodobnie zamierzamy sobie sami skomplikować sytuację.
Koreański Rosomak?
Wygląda też, że trwają rozmowy o koreańskim KTO i polskiej wycieczce pokazano wozy K806 i K808. Szczątkowy komunikat z naszej strony sugeruje zakup z półki, ale biorąc pod uwagę problemy z licencją na Rosomaka od Patri, to może wchodzić w grę coś znacznie więcej. Lepiej byłoby się oczywiście dogadać z dotychczasowym licencjodawcą, ale jeśli to okaże się niemożliwe, być może przemysł koreański umożliwi szybkie stworzenie Rosomaka 2.
Bardziej koreańskie Kraby?
Trwają także rozmowy o Krabach. Ze słów polskiego ministra wynika, że chcemy kupić podwozia wyprodukowane w Korei, które umożliwiłyby przyśpieszenie produkcji/montażu w HSW. Dlaczego nie wydać tych pieniędzy na kolejne linii produkcyjne u nas? Nie wiem, mając już doświadczenie w ich produkcji, takie skalowanie powinno być relatywnie proste i szybkie do wdrożenia.
Remake z M-346
Wśród sprzętu, który było widać za plecami min. Błaszczaka duży niepokój wzbudził samolot KAI T-50 / FA-50. Polska kupiła już jakiś czas temu maszyny podobnej klasy, Alenia Aermacchi M-346 i rozglądanie się za jakimś jego konkurentem jest całkiem bez sensu, niezależnie czy mowa o wersji treningowo-szkolnej czy bojowej. Chodzą słuchy, że MON planuje je jako zamiennik dla MiG-29, jednak w tym przypadku jedyną sensowną opcją jest dokupienie kolejnych F-16.
Czekając na papiery
Oczywiście dopóki nie zostaną podpisane konkretne umowy, nie będziemy mieć pewności, czy mamy się cieszyć, czy załamywać ręce. Może się skończy tym, że są to tylko „strachy na lachy”, a po powrocie armia wyperswaduje ministrowi część pomysłów. Jeśli nie, skomplikujemy sytuację tak wojskowym logistykom, jak i planistom ze zbrojeniówki. Byłoby szkoda, Krab pokazał, że z Koreańczykami warto współpracować, ale trzeba wybierać mądrze, a na poziomie bardziej ogólnym mierzyć choć trochę siły na zamiary.
Zdjęcia: MON / Korean MND / wikipedia
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu