Prawdopodobnie najbardziej rewolucyjnym urządzeniem dla większości pozostaje smartfon. Rozumiem to, bo te mikrokomputery noszone w kieszeniach wywróciły świat do góry nogami. I choć sam od wielu lat korzystam z nich na co dzień, to daleko mu do mojego faworyta.
Amazon Kindle, mniej znaczy więcej
Pierwszy raz o czytnikach opartych na e-ink usłyszałem chwilę po premierze pierwszego Kindle'a, który to rozszedł się w mgnieniu oka. Niestety — 400 dolarów, problemy z dostępnością i nieistniejący wówczas na dobrą sprawę rodzimy rynek ebooków niespecjalnie zachęcały do zakupu. Kiedy rok później miałem szansę sprawdzić jak działa ta technologia na żywo — przepadłem od razu i wiedziałem, że ta rewolucja to coś dla mnie. Mimo że swój pierwszy czytnik nabyłem już po premierze iPada, który nieco powiększył mobilne okienko na świat, to właśnie Kindle z dnia na dzień stał się moim ulubionym elektronicznym gadżetem. I szczerze mówiąc — od czasu kiedy kupiłem swój pierwszy czytnik e-ink (a było to dobrych kilka lat temu), żadnemu gadżetowi nie udało się mnie bardziej zauroczyć.
Tani, lekki, poręczny i działa dłuuugo bez ładowarki
W powyższym nagłówku wymieniłem wszystkie najważniejsze aspekty czytnika ebooków które sprawiają, że w moim rankingu wygrywa on w starciu nawet z najdroższymi smartfonami na rynku. Jasne, porównania 1:1 nie mają tutaj większego sensu, bo to po prostu inna kategoria produktu. Po zakupie Kindle'a skusiłem się jeszcze na nowego iPada i kilka innych modnych sezonowo gadżetów. Każdy kosztował więcej niż 300 złotych — i żaden nie przetrwał próby czasu. A co gorsza — nie zapewnił równie dużo frajdy, co czytnik ebooków. Rzecz która mimo ciągłego pozostawania w użytku — bez problemu wytrzymuje kilka tygodni na jednym ładowaniu. Rzecz, która pozwoliła mi zamienić sterty książek na kilkadziesiąt niewielkich plików. A co ważne — od teraz całą bibliotekę mogę mieć zawsze przy sobie, co już wielokrotnie okazało się być zbawienne. Do tego ogromny wybór darmowych lektur, że o ciągłych promocjach w rodzimych księgarniach nie wspomnę.
Kolejne generacje czytników przynoszą fale usprawnień. Jak już wspomniałem — kilka miesięcy temu zamieniłem poczciwego Klasyka na najnowszego Paperwhite'a. Niekoniecznie wszystkie nowości przypadły mi w nim do gustu — ale dezaktywacja sporej części tamtejszych społecznościowych pokus i używanie sprzętu w trybie samolotowym w moim przypadku zdaje egzamin na piątkę. Nadal brakuje mi fizycznych przycisków, ale tak po prawdzie to nieustannie doceniam minimalizm tych sprzętów. Przy starszych edycjach Amazon próbował wykrzesać z nich coś więcej — czego idealnym przykładem niech będą chociażby edycje z pełną klawiaturą QWERTY, czy też oferujące opcję odtwarzania muzyki. Ale to coraz wyższej jakości panele e-ink w połączeniu z rozrastającą się każdego dnia elektroniczną biblioteką pozostają tym, czego oczekują klienci.
Prosto i bez problemów, to po prostu działa
Czytniki ebooków to jednak przede wszystkim te urządzenia, które zręcznie łączą stare i nowe. Wygodę z funkcjonalnością. I jasne: na swój sposób są ograniczone. Albumów czy przepięknych książek kucharskich na nich raczej nikt nie chciałby oglądać. Nawet publikacje które dopiero kupimy nie pachną tuszem, zaś same ekrany nie są w dotyku takie jak papier kredowy. Ale coś za coś — dla mnie to jeden z tych gadżetów, z którymi absolutnie nie chcę się rozstawać. I mam nadzieję, że twórcy kolejnych wersji nie przekombinują z ich formą...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu