Pierwszy Yotaphone ujrzał światło dzienne dokładnie dziesięć lat temu, w 2013 r. Ale dopiero jego następca z 2014 r. był w pełni dopracowanym urządzeniem.
Na czym polegała wyjątkowość tych smartfonów? Rosjanie (tak, to smartfon produkcji rosyjskiej) zdecydowali się na zastosowanie w nim dwóch ekranów. Głównego z przodu i e-ink z tyłu. Czyli takiego, jaki znajdziemy we wszystkich czytnikach ebooków.
Idealny do czytania
Pomysł z pozoru szalony, ale. Po pierwsze na tylnym wyświetlaczu można było korzystać z wielu funkcji, bez potrzeby włączania ekranu głównego. A to znacząco wydłużało czas pracy na baterii. Po drugie – oczywiście można było na nim czytać też ebooki. I wbrew moim obawom, że będzie to bez sensu na małym, 4.7 calowym ekranie, korzystałem z tego namiętnie w komunikacji miejskiej i nie tylko. I po trzecie – dzięki niemu smartfon był nietuzinkowy i oryginalny. Wyróżniałby się na tle konkurencji nawet teraz, a co dopiero mówić o tamtym okresie…
Z niezłą specyfikacją…
Bardzo dobrze wyglądała również specyfikacja Yotaphone 2 oraz jego wykonanie. Telefon miał 5 calowy wyświetlacz AMOLED. Oczywiście były to czasy wielkich pasów nad i pod ekranem, ale jakość samego panelu była bez zarzutu. Rama urządzenia wykonana była z aluminium, to były czasy gdy producenci znajdowali jeszcze w niej miejsce na wejście mini-jack na słuchawki. Głośnik był jeden. Zabawnie wygląda dziś natomiast miejsce na pamięć. To 32 GB i to bez możliwości zainstalowania karty pamięci. Ale 10 lat temu to był standard i raczej nikt nie narzekał.
Z kolei procesor to flagowy Snapdragon 801, wykonany w… 28 nm procesie technologicznym. Dla przypomnienia – teraz mamy 4 nm, trwają prace nad 3 nm. Do tego astronomiczne 2 GB RAM. Rozdzielczość aparatów? Główny 8 MP i selfie 2.1 MP. No i bateria – 2500 mAh. Która zresztą spisywała się w tym urządzeniu całkiem przyzwoicie, telefon w moich rękach wytrzymywał zazwyczaj półtora dnia.
I dziwną ceną
Bo tak, ten telefon wylądował w mojej kieszeni. Choć było to prawie dwa lata po jego premierze. Jak do tego doszło? Urządzenie można było kupić w Polsce w sklepach z elektroniką, ale było bardzo drogie. W 2016 r. kosztował około 2400 zł. Z pomocą przyszedł niezawodny wtedy AliExpress, gdzie nagle zapanował prawdziwy wysyp Yotaphonów za mniej więcej 500, 600 zł. Skąd się tam wzięły nie wiem, może producent czyścił magazyny z niesprzedanych egzemplarzy? W każdym razie z jednej strony był strach przed zakupem a z drugiej wielka chęć sprawdzenia urządzenia, która w końcu zwyciężyła. Telefon używałem najpierw ja, potem mój kolega i w jego rękach dokonał on żywota. Ale i ja i on byliśmy z niego zadowoleni.
Następcy Yotaphone
Pomysł na smartfon był bardzo ciekawy, ale finalnie się nie przyjął. Yota zbankrutowała w 2019 r. a model 2 był jej ostatnim smartfonem. Choć w sieci pojawiały się od czasu do czasu informacje o możliwym wznowieniu produkcji i kolejnym telefonie. Jednak nigdy do tego nie doszło.
Co ciekawe, pomysł na ekran e-ink przetrwał. Korzysta z niego chińska firma Hisense, która wypuściła na rynek już kilka takich modeli. Tyle że w przeciwieństwie do Yotaphone, wyświetlacz e-ink jest jedynym ekranem. Więc ten telefon nie sprawdzi się w rękach osób które chcą oglądać filmy czy video, za to doskonale nada się dla wszystkich którzy posługują się przede wszystkim tekstem. Jak dla mnie to dość ryzykowne założenie, ale ponieważ na rynku mamy już kolejną edycję tych telefonów, rozumiem, że muszą być na nie klienci.
Za to pomysł Yotaphone idealnie trafiał w moje potrzeby i szkoda, że się nie przyjął. Na przestrzeni lat był to jeden z najoryginalniejszych smartfonów, który pozostawił u mnie jak najlepsze wspomnienia.
A Wy jaki smartfon z przeszłości wspominacie najlepiej? Dajcie znać w komentarzach.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu