Ebook

Smartfon z ekranem z czytnika e-booków? To nie ma prawa (dobrze) działać

Krzysztof Rojek
Smartfon z ekranem z czytnika e-booków? To nie ma prawa (dobrze) działać
Reklama

Hisense na dniach zaprezentuje światu swój nowy smartfon z ekranem e-ink. Jak dla mnie technologia ta jest jeszcze zbyt mało rozwinięta, by mogła posłużyć za wyświetlanie obrazu na takim urządzeniu. Dlatego uważam, że telefon z takim ekranem póki co nie ma sensu.

Jeżeli nie kojarzycie firmy Hisense, to musicie wiedzieć, że jest to jeden z tych koncernów, które jeżeli chodzi o elektronikę, to produkują prawie wszystko - od smartfonów przez lodówki po klimatyzację kanałową. Oczywiście najbardziej ze wszystkich produktów w jego portfolio obchodzą mnie urządzenia mobilne. Dlaczego? Powodem może być to, że Hisense postawiło sobie za cel bycie liderem w bardzo dziwnych kategoriach. Jak bowiem wytłumaczyć to, że w 2014 r. postanowili zaprezentować światu "największy" smartfon z ekranem o przekątnej 7 cali? Albo fakt, że jako pierwsza na świecie firma pokazała smartfon, który zamiast ekranu OLED/LCD posiada kolorowy ekran e-ink? Na tym drugim pomyślę chce się dziś skupić nieco bardziej. Hisense zapowiedziało bowiem, że 23 kwietnia w pełni zaprezentuje światu Hisense Color, czyli urządzenie po raz pierwszy pokazane na CES 2020. Póki co nie wiemy o nim nic więcej niż to, że posiada ono właśnie e-inkowy ekran zdolny wyświetlić 4096 kolorów. Pytanie - po co?

Reklama

Dlaczego smartfon z e-ink to nietrafiony pomysł?

Choć może powinienem napisać: "dlaczego smartfon z kolorowym e-ink". Obok propozycji Hisense na CES 2020 debiutował też drugi telefon - Onyx. Ten jednak postawił na wyświetlacz monochromatyczny, jak w klasycznym czytnikiku e-booków. Taka konfiguracja ma jeszcze znamiona sensu. Jeżeli bowiem okroimy Androida z wszystkich funkcji multimedialnych, to dostaniemy czytnik e-booków z możliwością dzwonienia i wysyłania sms'ów, a także wygodnego odwiedzenia sklepu on-line, aby zakupić kolejne pozycje do czytania. Jak dla mnie - istnieją na świecie osoby, których taka konfiguracja może zachęcić do sięgnięcia po Onyxa. Gorzej, jeżeli (jak w przypadku Hisense) producent uzna, że oto daje nam do użytku pełnoprawny smartfon, zdolny robić wszystko to, co inne telefony z Androidem, a do tego będzie oszczędzał nasz wzrok dzięki zastosowaniu e-papieru. Tak bowiem nigdy się nie stanie.


Wszystko rozchodzi się o ekran

Kiedy spojrzymy na wyświetlacz smartfonu Hisense, to na pierwszy rzut oka można dostrzec, że nie charakteryzuje się on zbyt wysoką rozdzielczością. Byłoby to zrozumiałe, gdyby Hisense miał być czytnikiem z funkcją dzwonienia. Z tego co widać na powyższym zdjęciu, producent chce jednak zrobić z telefonu pełnoprawny smartfon, wraz ze wszystkimi jego funkcjami multimedialnymi. Jeżeli więc będziemy chcieli np. przeglądać zdjęcia czy obejrzeć film, niska rozdzielczość oznaczająca kompletny brak szczegółów dość mocno da się we znaki. Przypominam też, że wyświetlacz ten potrafi wygenerować zaledwie nieco ponad 4 tys. kolorów - zapomnijcie więc o tym, że cokolwiek na tym ekranie, czy to zdjęcie czy strona internetowa, będzie wyglądało "dobrze". Gwoździem do trumny jest tu dla mnie ikona aparatu. Już jakiś czas temu Hisense eksperymentowało z telefonem z ekranem e-ink. Potrafiącym robić zdjęcia i kręcić filmy. W mojej opinii wyglądało to tragicznie i szczerzę wątpię, by doświadczenie w tej kwestii zmieniło się w przypadku najnowszego modelu. Wychodzi tu bowiem największa wada tej technologii, jeżeli mówimy o jej zastosowaniu w smartfonach - odświeżanie ekranu. Im wyższe, tym przyjemniej używa się urządzenia. Nie bez powodu współczesne telefony mają wyświetlacze 90, 120 czy nawet 144 Hz. Patrząc na film, na którym Hisense próbuje zrobić zdjęcie, telefon jest w stanie przeładować obraz na całym ekranie zaledwie kilka razy na sekundę. Stawia to pod znakiem zapytania użyteczność urządzenia do czegokolwiek innego niż.. czytanie e-booków. Chcecie obejrzeć film na YouTube? Zapomnijcie. Pograć w gry? Nie ma mowy.  Zrobić dobre zdjęcie? Pffff....

Innymi słowy - kolorowy wyświetlacz w Hisense Color to zbędny bajer

Oczywiście trzeba oddać Hisense, że jeżeli ich telefon miał być niczym więcej niż tylko pokazem technologicznych możliwości firmy - tak samo jak składane smartfony Samsunga i Motoroli - to im się udało. Jest tu jednak jeden szkopuł. "Składaki" mają bowiem jakiś sens istnienia i same z siebie są po prostu dobrymi smartfonami. Drogimi, ale dostarczającymi wszystkie funkcje, jakich możemy od telefonu oczekiwać. Smartfon z kolorowym e-ink to nastomiast atrapa, na której nie przejrzymy komfortowo sieci, nie zrobimy dobrego zdjęcia, czy nawet w ogóle nie obejrzymy filmu i nie pogramy w żadną grę. Co więcej, jestem zdania, że w takim telefonie e-ink nie wpłynie pozytywnie na czas pracy na jednym ładowaniu. Pamiętajmy bowiem, że wyświetlacz w smartfonie, musi odświeżać się wielokrotnie częściej niż w czytnikach e-booków. Dlatego też, jeżeli chodzi o funkcjonalność, dużo bardziej skłaniam się w kierunku Onyxa - monochromatycznego czytnika z funkcją dzwonienia i SMS'owania.


Podsumowując - już teraz mogę stwierdzić, że Hisense obiecuje znacznie więcej, niż ich produkt jest w stanie dostarczyć. Absolutnie nie jestem przeciwny technologii e-ink w smartfonach, ponieważ może być to krok naprzód np. pod kątem ochrony wzroku. Póki co jej rozwój jest jednak w zbyt wczesnej fazie, by taki produkt jak Hisense, czy nawet Onyx mogły być czymś więcej niż inżynieryjnym popisem. Bo na pewno nie urządzeniami, za które producent może chcieć od konsumenta pieniądze. Dobitnie pokazuje to historia innej firmy - YotaPhone. Oni też próbowali pokazać, że e-ink w smartfonach ma sens. Jak im to wyszło? Patrząc na to, że zbankrutowali, obstawiam, że niezbyt dobrze.

Hisense bankructwo raczej nie grozi. Co stracą na dziale smartfonów, odbiją sobie na klimatyzatorach. :)

Reklama

Zdjęcia: Gizchina , Notebook Italia

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama