Widziałem już na żywo autonomiczne samochody, siedziałem w takich pojazdach, ale nie miałem jeszcze okazji nimi jeździć. Dlatego ucieszyłem się, gdy pojawiła się szansa na sprawdzenie takiego sprzętu w akcji. Miało do tego dojść w Izraelu, w siedzibie Mobileye. Niestety, z testów niewiele wyszło. Płakać jednak nie zamierzam - miałem okazję obserwować atmosferę w firmie, która właśnie jest przejmowana za wielkie pieniądze.
Mobileye to izraelska firma założona pod koniec XX wieku, zajmująca się przetwarzaniem obrazu oraz informacji w zastosowaniach motoryzacyjnych. Dzisiaj rozwój w tym kierunku wydaje się oczywisty, przybywa przedsiębiorstw, które podejmują badania na tym polu, ale niespełna 20 lat temu wiele osób musiało patrzeć w niedowierzaniem i brakiem zrozumienia dla świeżo powstałego startupu. Dalekowzroczność twórców okazała się jednak naprawdę drogocenna, niedawno dowiedzieliśmy się, że ten biznes przejmie Intel za około 15 mld dolarów. To największa akwizycja w historii izraelskiej gospodarki.
Pisząc o dylemacie rozwoju izraelskiej sceny startupowej, wspominałem o euforii związanej z przejmowaniem Mobileye przez Amerykanów - każdy mój rozmówca powtarzał tę nazwę kilka razy. Tym bardziej zacierałem ręce na myśl, że trafię do siedziby tego gracza. Nikt nie powiedział tego wprost, ale główną atrakcją miała być jazda autonomicznym samochodem, sprawdzanie ich systemów w akcji, przyglądanie się inżynierskim "czarom" z bliska.
Niestety, oczekiwania szybko zostały zweryfikowane przez rzeczywistość. Grupa ludzi mediów, w której znalazło się miejsce i dla mnie, dowiedziała się, że w siedzibie obowiązuje teraz zakaz robienia zdjęć i filmów. I dotyczy to całego budynku - nawet kawiarni. Wizyta w laboratoriach? Musieliśmy o tym zapomnieć. Autonomiczna jazda? Nie tym razem. Na nasze pytania przedstawiciele korporacji odpowiadali w taki sposób, że trudno było wydobyć jakąś informację. Często powtarzano "to nieoficjalne stwierdzenie", "proszę nie cytować" itd. Trafiliśmy do firmy, która nie przepada za mediami? Organizator wyjazdu wyciął nam mało zabawny numer?
Podobno Mobileye (zainteresowanych szczegółami odsyłam na stronę producenta) to "pro mediowa" firma, wcześniej była bardzo otwarta na takie wycieczki. Dzisiaj różnica polega na tym, że korporacja jest przejmowana przez Intela za kilkanaście miliardów dolarów. Minimalizowane jest ryzyko jakiejś wpadki, która mogłaby namieszać w tym procesie, pracownicy nie chcą, by za ich sprawą coś poszło nie tak - stawka jest zbyt duża. Stracony czas? Nie do końca: sama obserwacja tych zachowań była ciekawym doświadczeniem, wcześniej nie miałem okazji znaleźć się blisko tak olbrzymiej transakcji i zobaczyć, w jak napiętej atmosferze się to wszystko dobywa. Po wypowiedzeniu słowa "Intel" powietrze gęstniało.
Firma zatrudnia obecnie 700 osób. W najbliższych latach ich liczba ma wzrosnąć do 4 tysięcy. W związku z tym planowana jest budowa nowej siedziby. I to nie byle jakiej: mowa o 30-piętrowym budynku. Oczywiście nie wynika to z podejścia "kto bogatemu zabroni" - zapotrzebowanie na rozwiązania Mobileye rośnie, a wraz z przejęciem, proces może przyspieszyć. Będzie tego oczekiwał sam Intel, dla którego samochód przyszłości to... jeżdżący serwer. Nie wyszło im w mobile, rynek IoT nie rozwija się w takim tempie, jak prognozowano, więc nakręcają zmiany w moto.
Izraelska firma współpracuje dzisiaj z 27 producentami samochodów z całego świata (głośnym przykładem BMW). Wśród nich była Tesla, ale drogi firm rozeszły się po śmiertelnym wypadku z udziałem Modelu S. Trzeba przy tym zaznaczyć, że na rozwiązania z pola autonomicznej jazdy nie czekają jedynie producenci aut. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że dla części z nich rozwój tych technologii będzie problemem i zagrożeniem. Rewolucję będą jednak wspierać inni - np. firmy ubezpieczeniowe. Do tego dojdą władze państw czy korporacje posiadające duże floty samochodów. Wyeliminowanie czynnika ludzkiego z procesu prowadzenia (a przynajmniej jego ograniczenie) ma prowadzić do zdecydowanego spadku liczby kolizji i wypadków. Mniej zabitych, mniej rannych, mniej zniszczeń: zyska na tym biznes, zyskają gospodarka i społeczeństwo.
W pełni autonomiczna jazda to póki co pieśń przyszłości, ale asystentów stworzonych przez Mobileye używają już miliony kierowców na całym wiecie. To rozwiązanie trafia do nowych aut, lecz może być też dokupione do starszego pojazdu. Za tysiąc dolarów zauważalnie poprawia się bezpieczeństwo jazdy. To chyba przekonuje ludzi: przychody i zyski firmy urosły w pierwszym kwartale tego roku odpowiednio o 66 i 53% w porównaniu z analogicznym okresem roku 2016 (wyniosły odpowiednio 124 i 35,5 mln dolarów).
Obserwując historię Mobileye, można wychwycić to, o czym już niejednokrotnie pisałem przy okazji firm w Izraelu: dużą rolę w biznesie odgrywają akademicy. Pierwszoplanową postacią w tym przedsiębiorstwie jest profesor Amnon Shashua. Druga ciekawostka dotyczy pieniędzy, tych zarabianych - przez lata przedsiębiorstwo nie tylko nie zarabiało, ale nawet nie sprzedawało: pierwszy klient, Volvo, pojawił się w roku 2007 - osiem lat po utworzeniu firmy. Szmat czasu poświęcony stworzeniu podstawowej technologii. Ale opłaciło się.
Skoro już o technologii mowa. W siedzibie Mobileye usłyszeliśmy, że tworzone przez nich rozwiązania są skrojone według potrzeb klientów: przychodzi producent samochodów czy gracz z innego sektora i mówi, czego chce. Dzięki temu nie rozwija się projektów, które finalnie nikogo nie zainteresują. Oczywiście możliwość tworzenia tych konkretnych produktów wynika z rozwiniętego RD - to nie dzieje się samo, Mobileye opracowuje bazę, na której mogą być realizowane konkretne projekty.
Cóż, jazdy autonomicznym samochodem nie było, nadal czekam na taką możliwość, ale wizyta w takim miejscu, w takim czasie też jest ciekawa. Zwłaszcza, że "przy okazji" poznaliśmy produkt nowej firmy wyrastającej u boku Mobileye. Opowiem o nim w jednym z kolejnych wpisów - już teraz napiszę jednak, że to świetna rzecz, ułatwi życie milionom ludzi na całym świecie. Naprawdę ułatwi...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu