Felietony

Zegarek za 80 tysięcy? Ma go nie biznesmen, a małolat. Na TikToku

Jakub Szczęsny
Zegarek za 80 tysięcy? Ma go nie biznesmen, a małolat. Na TikToku
Reklama

Luksusowe rzeczy powstały nie po to, aby realizować podstawowe potrzeby. One mają zaspokajać jedną z brzydszych ludzkich cech, jaką jest próżność. Możemy się na nią oburzać, ale wszyscy jej się poddajemy. Gdybyśmy wszyscy byli na nią odporni, podejmowalibyśmy same optymalne, rozsądne decyzje zakupowe: nie liczyłby się walor w postaci "fejmu", czy "marki".

Co innego, gdy marka uchodzi za wzór jakości i wytrzymałości, a co innego gdy kosztuje ile kosztuje, bo ma odpowiedni znaczek. Nie umniejszam Roleksom, to piękne zegarki w mniej pięknej dla mnie cenie. I o ile jak każdy normalny człowiek zazdroszczę naprawdę bogatym ludziom możliwości zakupu takich rzeczy, to mimo wszystko jest to zazdrość "zdrowa": nie wyzywam tych osób od złodziei, nie nazywam ich bananami, wyzyskiwaczami. Nie chcę też z ich powodu iść na pierwszomajowy pochód i owych bogaczy zjadać. Nie należę do tej grupy społeczeństwa, która może sobie kupić DOSŁOWNIE wszystko, ale nie mam z tego powodu bólu siedzenia.

Reklama

Tweet Grzegorz Marczaka można doskonale odnieść do podnoszonej przeze mnie próżności w kontekście tego, co widzi w mediach społecznościowych. Chodzi bowiem o młodych ludzi, którzy chwalą się swoimi ubraniami. To nie jest tak, że po prostu w nich chodzą: ci wręcz porównują się między sobą. Ten ma "outfit" (tu wręcz cytuję młodych ludzi generujących takie treści) za 80 tysięcy, tamten za 100 tysięcy + zegarek za 80 tysięcy. Na pewno są ludzie, których po prostu na to stać. Są też pewnie tacy, którzy po prostu noszą podróbki. Byliście kiedyś w Egipcie lub Turcji? Tamtejszego Roleksa, czy spodnie Dolce & Gabbana można kupić za kilka, kilkanaście dolarów. I czasami są te rzeczy trudne do odróżnienia od oryginałów.

Co o sprawie myśli Grzegorz?

W swoim tweecie Grzegorz Marczak podnosi takie obserwacje, jak buty za 4000 PLN, pasek za 2000 PLN czy zegarek za 80 000 PLN. Słusznie wyraża zdziwienie i szok wobec tego, że nastolatkowie posiadają tak kosztowne rzeczy, mając na uwadze ich wiek i to, że prawdopodobnie nie sami na nie zarobili. Nie chce oceniać rodziców, którzy kupują swoim dzieciom takie drogie ubrania, ale jednocześnie zaznacza, że w przypadku jego dzieci zrobiłby inaczej.

Gdyby jego syn poprosił o buty za 4k, to zamiast je od razu kupić, wolałby, żeby syn sam zarobił na to pieniądze i nauczył się doceniać ich wartość. Odnosząc się do bogatszych ludzi, uznaje, że mają oni prawo wydawać swoje pieniądze na co tylko chcą, ale martwi go poziom oderwania tych młodych ludzi od rzeczywistości, którzy bezrefleksyjnie prezentują swoje kosztowne ubrania i akcesoria.

Nie różni się to od tego, co kiedyś działo się (i dzieje się też obecnie) w szkołach. W moich czasach o akceptacji (lub nie) mogło przesądzać to, ile masz pasków na dresie i ile masz metek w lub na bluzie. Gdy ja chodziłem do szkoły, to chodziło o tak trywialne dziś z mojego punktu widzenia marki, jak Adidas, Nike, czy Puma. Oczywiście też, kto miał lepszy telefon, ten był "panem" (he, he, he). Ja mogłem pochwalić się telefonem obsługującym aplikację Gadu-Gadu w subskrypcji EraGG, gdzie za złotówkę tygodniowo, mogłem sobie rozmawiać przez Gadu-Gadu do woli. Bez martwienia się o transfer mobilny: przy czym w 2007 roku było to naprawdę niecodzienne. Wtedy robiło to ogromne wrażenie. Dzisiaj stanowi ciekawostkę technologiczną o charakterze wręcz... muzealnym.

Dzisiaj, ze względu na postępującą cały czas dzięki m. in. social mediom globalizację - młodzi wiedzą więcej o świecie, dociera do nich więcej informacji. Są bardziej świadomi tego świata - ale przy okazji też, widzą w nim więcej zjawisk o niekorzystnym charakterze. Dla nich influencerzy to swego rodzaju autorytety, ikony. Wprowadzają do ich świata pewne postawy oraz indukują pewne pragnienia. Kiedyś to były głównie gamerskie serie sprzętów, dzisiaj są to naprawdę wyrafinowane ubrania lub dodatki, na które my - starsi - patrzymy z politowaniem. Ale czy słusznym?

Kupuj co chcesz, żyj jak chcesz, obyś był szczęśliwy

Nie jestem bogatym człowiekiem, więc nie kupię sobie Roleksa. Cieszę się z tego, że stare Volvo z dużym benzyniakiem (z konieczności) zamieniłem na dużo nowsze Renault Clio z połowę mniejszym (ale jakże oszczędnym!) dieselkiem. Uwielbiam bardzo gazowaną wodę mineralną: na rynku są dwie, które mi odpowiadają. Ale nie rzucam się na Veen, której buteleczka 750 ml kosztuje 150-200 złotych. Ta za 3-4 złote mi wystarcza. Lubię dobrze i fajnie się ubrać, ale nie szaleję za markami, nie uważam, że one podnoszą mój status. Jest mi z tym dobrze.

Są jednak ludzie, którzy na to zwracają uwagę. Są środowiska, w których "wtopy" modowe są postrzegane bardzo źle i tam wręcz nie wolno założyć pewnych rzeczy. Spójrzcie na celebrytów / influencerów mających konta w social mediach: tam wszystko musi być na wysoki połysk. Ci ludzie sprzedają swój wizerunek po to, aby - jak sama nazwa ich określenia wskazuje - "mieć wpływ". A będą go mieli wtedy, gdy będą wzbudzać zazdrość, wywoływać określone emocje. Ludzie uwielbiają idealnie zaprojektowane, ładne rzeczy, ładnych ludzi: wszystko to opakowane we wręcz niewiarygodnym opakowaniu. Wyobrażam sobie czasami, jak u tych celebrytów na zdjęciach pojawia się czasami taki bałagan, jaki mają ludzie w domach. Wiecie - niepościelone łóżko, gary w zlewie, dwudniowe chipsy na stoliku w salonie.

Reklama

Jestem szczęśliwy ze swoim życiem - wiem też, że to, co widzę w mediach społecznościowych nie jest prawdziwe. Są pewnie ludzie, którzy są szczęśliwi ze swoimi drogimi rzeczami, wystawnym życiem. Temu absolutnie nie przeczę. Martwi mnie za to wpływ tego nieprawdziwego życia na młodych ludzi, którzy mogą przez to przedkładać nieistotne kwestie ponad użyteczność, czy też podejmowanie świadomych, optymalnych decyzji zakupowych. Tego typu wpływ może być także wstępem do nadmiernego zadłużania się - byleby mieć te "najlepsze" rzeczy. Dzisiaj ułatwiają to mocno platformy zakupowe - kup dziś, a zapłać później. A co, jeżeli nie zapłacisz, bo nie będziesz mieć z czego?

Podobnie jak Grzegorz, nie chcę oceniać tych najbogatszych ludzi: ocena kogokolwiek jest niepotrzebna w tych rozważaniach. Zamiast tłuc się o to, czy drogo ubrany człowiek jest okej, czy też nie: zastanówmy się, jak tłumaczyć młodym ludziom to, że rzeczy w mediach społecznościowych nierzadko mają się średnio w konfrontacji z rzeczywistością. Spójrzcie - mieliśmy ostatnio sytuację z Natalią Janoszek: jej kariera okazała się być co najmniej bardzo wątpliwa. Wśród młodych ludzi, o których mówimy powstała "drama" polegająca na intencjonalnym obnoszeniu się "podróbkami" po to, aby zaimponować innym. Wcale mnie to jakoś nie dziwi.

Reklama

Róbmy wszystko tak, aby być w zgodzie z samymi sobą. Jednocześnie dbajmy o młodych ludzi, którzy dzisiaj są jak nigdy wcześniej - wystawieni na niekorzystne zjawiska w mediach społecznościowych. Nie tylko challenge'e polegające na zjadaniu kostek do zmywarki, ale i konkurowanie na najdroższy możliwy "outfit" mogą mieć negatywny wpływ na ich poczucie własnej wartości, pewność siebie. I chyba to powinna być najważniejsza myśl w tych rozważaniach. A Grzesiek mądrze robi z nauką wartości pieniądza u synów. Dzisiaj młodzi ludzie często mają z tym problem - niestety.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama