Tydzień upływa pod znakiem kasy: tej wydawanej na duże przejęcia i tej zarabianej, którą firmy chwalą się w raportach kwartalnych. Dużo dużych liczb. Ale jedna przyciąga uwagę szczególnie i trudno przejść obok niej obojętnie: Apple ogłosiło, że sprzedało już miliard smartfonów. Dziewięć lat po premierze i wprowadzeniu na rynek tego sprzętu, korporacja chwali się tym, że został sprzedany miliardowy iPhone. Natychmiast pojawiły się zestawienia, w których informowano, ile czasu inne popularne produkty potrzebowały, by dojść do dużych liczb (czasem i tak dalekich od pułapu osiągniętego Apple), nie brakuje opinii oraz prognoz na temat firmy i telefonu. Mnie zaciekawiło to, że Apple nie zrobiło show wokół tego wydarzenia...
Apple sprzedało miliardowego iPhone'a. Można tej firmy nie lubić, ale należy ją doceniać
Miliardowy iPhone to wydarzenie, które firma z Cupertino mogłaby solidnie uczcić i pewnie nikogo by to zbytnio nie zdziwiło: wyobraźcie sobie, że kilka tygodni temu korporacja ogłasza, iż sprzedaż zbliża się do wspomnianego pułapu i oznajmia, że czekają nagrody na klienta, który kupi słuchawkę uznaną przez producenta za tą miliardową. Konfetti, okrzyki pracowników sklepu, szał w mediach. Piszę to z przymrużeniem oka, ale przecież znamy takie widowiska, a Apple akurat potrafi się odnaleźć w roli "gwiazdy wieczoru". Firma mogłaby napompować balon entuzjazmu przed premierą kolejnych smartfonów, osłodziłaby doniesienia, iż sprzedaż iPhone'a spada. No ale trudno: przedstawienia nie było.
Produkt, który zmienił świat
Informując o tym wydarzeniu, Tim Cook (lub specjaliści od PR), tak postawił sprawę:
iPhone has become one of the most important, world-changing and successful products in history. It's become more than a constant companion. iPhone is truly an essential part of our daily life and enables much of what we do throughout the day.
Wiele osób stwierdzi, że to bełkot, ostra przesada, bo chodzi przecież o telefon. Ale ja przyznam Cookowi rację - naprawdę mówimy o urządzeniu, które zmieniło nasze życie, świat, w którym żyjemy. Nawet, jeśli sami go nie kupiliśmy, jeśli miliardowy iPhone nie pojawił się za sprawą naszego portfela. Pisałem o tym kilka tygodni temu, przy okazji dziewiątej rocznicy wprowadzenia tego sprzętu na rynek.
W roku 2007 Apple nie było firma nową czy średnio kojarzoną – już wtedy była to marka o globalnym zasięgu, doceniana i szanowana. Steve Jobs był uznawany za wizjonera, podziwiano go za podniesienie korporacji po latach zapaści. Ale wielkie czasy miały dopiero nadejść – ten jeden produkt miał przyćmić wszystkie poprzednie i wszystkie kolejne. iPod skrył się w jego głębokim cieniu, iPad czy Watch nigdy nie nawiązały walki z tym sprzętem. Pierwszy model sprzedał się w liczbie 6 mln sztuk i wówczas mogło się wydawać, że to dużo, lecz potem nadeszły czasy, gdy Apple wykręcało takie wyniki sprzedaży w kilka dni.
No właśnie, na początku Apple nie sprzedawał się w wielkim nakładzie, więc nie ma sensu dzielić tego miliarda na dziewięć lat - to ostatnich kilka premier nakręciło poważnie sprzedaż, to po śmierci Jobsa iPhone stał się masowym produktem premium, jak chcą go nazywać niektórzy. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Apple sporo zarabia na każdym sprzedanym egzemplarzu i dojdzie do nas, że sklep opuścił miliardowy iPhone, zrozumiemy, skąd wzięło się bogactwo tej firmy. A teraz dorzućmy do tego sprzedaż "dodatkową", którą nakręca ten sprzęt - Apple zarabia przecież na aplikacjach, akcesoriach, treściach czy Watchu, a wszystko to ma związek z iPhonem.
Miliardowy iPhone musi boleć Ballmera
Pamiętacie, jak Steve Ballmer z drwiną komentował pojawienie się tego sprzętu? Nie wierzył w to, że ludzie zapłacą kilkaset dolarów za telefon. Zapłacili. Miliard razy (swoją drogą, ciekawe, ile osób złożyło się na ten wynik?). Apple dokonało czegoś wielkiego. Bo chociaż wcześniej sprzedano miliard pecetów, odpalono Androida na miliardzie urządzeń, to przecież pracowało na to sporo firm. Tu mamy jednego gracza. Samsung sprzedał już pewnie więcej smartfonów i można go tu użyć w ramach porównania, ale oferta tego producenta jest bogata i zróżnicowana. Gdyby Apple sprzedawało taniego iPhone'a, może dobiłoby już do granicy dwóch miliardów sprzedanych egzemplarzy? Jednak nie sprzedaje i przekonuje, że nie o ilość tu chodzi. Patrząc na wyniki finansowe, dochodzę do wniosku, że mają rację.
W tej atmosferze triumfu, pojawia się pytanie o przyszłość: co Apple pokaże jesienią, jak miliardowy iPhone będzie komentowany po premierze nowych produktów? Usłyszymy, że Apple jest na dobrej drodze do kolejnych wielkich liczb, czy pojawi się krytyka i stwierdzenia, że korporacja z Cupertino się kończy? Pewnie jedno i drugie, możliwe nawet, że w obu twierdzeniach będzie ziarno prawdy. Bo Apple może dzisiaj wywoływać rozczarowanie i jednocześnie sprzedawać dziesiątki milionów telefonów w jednym kwartale. Nawet najwięksi krytycy muszą przyznać, że gracz opanował sprzedaż do perfekcji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu