Pięć lat temu zamieniłem Windowsa na MacBooka. Od tego czasu moje podejście do komputerów osobistych i technologii w ogóle przeszło sporą zmianę. Od początkowej ekscytacji, przez okres frustracji, aż po w końcu akceptację. Nie zamierzam się kłócić, że Mac jest lepszy albo Windows to jedyny słuszny wybór. To bardziej osobista refleksja o tym, czego mi brakuje po tej zmianie... I dlaczego mimo wszystko nie wyobrażam sobie powrotu.
Mija pięć lat odkąd porzuciłem Windowsa. Czy jest za czym tęsknić?
Pięć lat temu pojawiła się okazja. Przyjaciel kupował nowego Maca, a mnie zawsze ciekawiło, co tam w trawie piszczy. Mój laptop już potrzebował wymiany, a zaś używany MacBook Air prezentował się jak żaden Dell czy Toshiba z minionych lat. Smukły i leciutki laptop z fenomenalnym touchpadem... Skusiłem się. Dzisiaj myślę, że minęło już na tyle czasu, że mogę już się określić, czy za czymś tęsknię. Jako że jestem osobą, która nie potrafi wytrzymać tygodnia z jedną tapetą i mam na iPhonie więcej appek do customizacji niż jestem w stanie zliczyć...
Ograniczenia personalizacji zabolały. Przesiadka z Windowsa na macOS była trochę jak przeprowadzka z własnego mieszkania, w którym mogłem robić ze ścianami, cokolwiek bym zapragnął, do wynajętego apartamentu, gdzie wszystko jest już urządzone przez właściciela. Pomimo wysokiego standardu i zapewnienia mi wszystkich potrzeb to i tak czuję się trochę ograniczony. Windows pozwalał mi na niemal dowolną personalizację; zmieniałem motywy, dostosowywałem menu kontekstowe, wydurniałem się z układem okien. MacBook? Tutaj Apple wie lepiej, co jest dla mnie dobre. System jest piękny, spójny, ale… Szalenie zamknięty. Nawet drobiazgi, jak przeniesienie paska zadań na inną krawędź ekranu czy zmiana domyślnego zachowania skrótów klawiszowych, potrafią wyprowadzić z równowagi. Są aplikacje, które próbują obejść te ograniczenia, ale to zawsze "niepotrzebny" krok ekstra. Z drugiej strony przynajmniej jakieś alternatywy są, bo moje hobby, ono wymagało zupełnego przestawienia.
A tak się złożyło, że w tamtych czasach byłem aktywnym graczem MMO Guild Wars 2, a także jak każdy Pecetowiec miałem śliczną bibliotekę na Steamie i GOGu, zaś myśli o pierwszej, mocniejszej konsoli (miałem Switcha, ale zawsze szedłem w handheldy Nintendo, to się nie liczy ;) ) były jeszcze daleko ode mnie. Nie będę więc ukrywał – Windows to wciąż król, jeśli chodzi o gry. Na MacBooku przez lata próbowałem różnych sposobów, a nawet tego co oferuje sam system. GOG zawiódł mnie, gdy spróbowałem włączyć Wiedźmina (oznaczony jako kompatybilny z Mac) iii okazało się, że jest w 32bitach. Zawsze coś nie działało, a lista dostępnych tytułów była śmiesznie krótka. Dziś już się z tym pogodziłem i potrzeby grania realizuję na konsoli. I szczerze mówiąc, to nawet lepiej. MacBook przestał być narzędziem do wszystkiego, a stał się solidnym komputerem do pracy, hobby i codziennego użytku. Gry? To domena Xboxa Series X i Switcha. I wiecie co? Dobrze mi z tym.
Trochę trudniej jest się pogodzić z ograniczeniami, a właściwie przyzwyczajeniami towarzyszącymi przez lata pracy na Windowsie. Na nim korzystałem z narzędzi używanych niemal codziennie. Były to programy świetnie wszystkim znane jak Microsoft Office czy nawet najpospolitszy Notatnik. Przesiadka na macOS była niesympatycznym zaskoczeniem, że niektórych aplikacji po prostu tu nie ma albo są okrojone. Zwłaszcza tych starszych, niszowych, albo mocno wyspecjalizowanych. Jasne, ekosystem Apple szybko nadrabia braki i alternatywy istnieją. Jednak trudno jest mi zliczyć ile razy przy okazji jakiegoś artykułu najarałem się na jakiś nowy program, tylko po to, aby wejść na stronę twórców i przeżyć zawód. Czasem tęsknię za prostotą instalacji dowolnego programu, bez kombinowania z zamiennikami czy szukania obejść. To cena, którą płacę za spójność i stabilność systemu. Niemniej wciąż w imię jakiejś wewnętrznej potrzeby trzymam w chmurze ulubione .exe, na wszelki wypadek jakbym mógł kiedyś znów do nich wrócić.
Na koniec zostawiłem najważniejszy brak, z którym się nigdy nie pogodzę. Brak na macOS możliwości zrobienia w jednym folderze ctrl+x i ctrl+v w innym. Okropność.
Dlaczego mimo wszystko nie wracam do Windowsa?
To naturalnie tylko zalążek emocji towarzyszących zmianie. Brzmi to jak wiele trudu o nic, ale w gruncie rzeczy było to tak naprawdę spróbwanie czegoś nowego, po 20 latach przyzwyczajeń – oczywiście że musiały się pojawić wyboje. Ostatecznie, mogę z całą pewnością stwierdzić, że nie wrócę prędko do Windowsa. MacBook to po prostu łatwy wybór. W 2025 roku każdy nowy model ma 16 GB RAMu, nie muszę więc zastanawiać się nad konfiguracją – po prostu wybieram sprzęt, który mi się podoba. Do tego dochodzi wygoda ekosystemu: mam iPhone’a, iPada Pro, AirPodsy, Maca Mini, wszystko się synchronizuje bezproblemowo, przerzucam rzeczy AirDropem, a codzienna praca to czysta przyjemność. Brakuje mi personalizacji, brakuje niektórych programów, czasem nawet gier – ale to kompromisy, na które jestem gotów.
Czy to znaczy, że nigdy nie wrócę do Windowsa? Nie mówię „nigdy”. Technologia lubi zaskakiwać, a potrzeby się zmieniają. Na razie jednak MacBook jest moim miejscem pracy i odpoczynku – i nie zamieniłbym go na nic innego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu