Microsoft

Nowy Windows 10 "przyśpieszy" komputery z Intelem. No, tak jakby...

Kamil Pieczonka
Nowy Windows 10 "przyśpieszy" komputery z Intelem. No, tak jakby...
5

Temat błędów Meltdown i Spectre mocniej odżył w ostatnich dniach za sprawą nowej generacji procesorów Intela. Jak już wiecie, gigant z Santa Clara nie załatał jeszcze wszystkich dziur, dlatego ciągle jesteśmy skazani na rozwiązania programowe. Ich wadą jest odczuwalny spadek wydajności, ale to ma się niedługo zmienić.

Spadek wydajności jest, ale nie tak znaczący

Cofnijmy się kilka miesięcy, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o błędach ochrzczonych przez Google mianem Spectre i Meltdown. Kilka dużych korporacji, w tym właśnie Google czy Microsoft, wiedziało o tych zagrożeniach wcześniej. Dzięki temu krótko po tym jak cała afera została ujawniona, pojawiły się pierwsze łatki dla aplikacji i systemów operacyjnych. Wiele osób jednak narzekało, że instalacja tych łatek negatywnie wpływa na wydajność. Sam to zresztą dla was sprawdziłem i wyszło mi, że dla typowego użytkownika wiele się nie zmieniło.

Dogłębniejsze testy pokazały spadek wydajności rzędu 2-4% w zależności od zastosowanej aplikacji czy gry. Inaczej rzecz się jednak miała, jeśli sprawdzaliśmy wydajność podsystemu dyskowego. Tutaj w zależności od rodzaju testu  czy obciążenia jakie generuje nasz system, spadek wydajności sięgał nawet ponad 20%. Dla zwykłych użytkowników nie było to może aż tak odczuwalne, ale wszelkiego rodzaju usługi chmurowe i centra danych, mocno na tym ucierpiały. Szybko okazało się jednak, że są metody, które pozwalają ograniczyć negatywny wpływ tych poprawek i wygląda na to, że wreszcie jedna z nich trafi do systemu Windows 10.

Retpoline trafi do Windows 10 w przyszłym roku

Jedną z takich metod, która pozwala zabezpieczyć się przed 2. wariantem Spectre jest "retpoline" (nie mylić z reptilianami) opisana przez Google jeszcze w styczniu i zastosowana w jego centrach danych. Szczegóły tego rozwiązania znajdziecie nawet na stronach Google w dziale FAQ. Słowo retpoline pochodzi od "return" i "trampoline", a to dlatego, że metoda ta polega na wyizolowaniu "ataków" z kodu i wysłaniu ich w osobny potok, gdzie będą odbijać się bez końca. Jak to ujęto w opracowaniu Google, wyobraźcie sobie nadpobudliwego siedmiolatka, wokół którego budujemy całą halę z trampolinami, po to aby go czymś zająć.

Wpływ na wydajność tego rozwiązania jest w granicach błędu pomiarowego, czyli 1-2%. Jeden z menadżerów w Microsofcie odpowiedzialny za projekty Windows i Azure, przyznał, że jeden z najnowszych buildów Windows 10 ma już włączone retpoline. Zauważył to jeden z testerów, który wprost zapytał o większą wydajność podsystemu dyskowego w jego Surface Pro 4. Zła wiadomość jest taka, że poprawka ta trafi do wszystkich posiadaczy Windows 10 najwcześniej w pierwszej połowie przyszłego roku. Prawdopodobnie obędzie się to w ramach jednej z dwóch półrocznych aktualizacji.

Spadek wydajności jest, ale nie tak znaczący

Cofnijmy się kilka miesięcy, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o błędach ochrzczonych przez Google mianem Spectre i Meltdown. Kilka dużych korporacji, w tym właśnie Google czy Microsoft, wiedziało o tych zagrożeniach wcześniej. Dzięki temu krótko po tym jak cała afera została ujawniona, pojawiły się pierwsze łatki dla aplikacji i systemów operacyjnych. Wiele osób jednak narzekało, że instalacja tych łatek negatywnie wpływa na wydajność. Sam to zresztą dla was sprawdziłem i wyszło mi, że dla typowego użytkownika wiele się nie zmieniło.

Dogłębniejsze testy pokazały spadek wydajności rzędu 2-4% w zależności od zastosowanej aplikacji czy gry. Inaczej rzecz się jednak miała, jeśli sprawdzaliśmy wydajność podsystemu dyskowego. Tutaj w zależności od rodzaju testu  czy obciążenia jakie generuje nasz system, spadek wydajności sięgał nawet ponad 20%. Dla zwykłych użytkowników nie było to może aż tak odczuwalne, ale wszelkiego rodzaju usługi chmurowe i centra danych, mocno na tym ucierpiały. Szybko okazało się jednak, że są metody, które pozwalają ograniczyć negatywny wpływ tych poprawek i wygląda na to, że wreszcie jedna z nich trafi do systemu Windows 10.

Retpoline trafi do Windows 10 w przyszłym roku

Jedną z takich metod, która pozwala zabezpieczyć się przed 2. wariantem Spectre jest "retpoline" (nie mylić z reptilianami) opisana przez Google jeszcze w styczniu i zastosowana w jego centrach danych. Szczegóły tego rozwiązania znajdziecie nawet na stronach Google w dziale FAQ. Słowo retpoline pochodzi od "return" i "trampoline", a to dlatego, że metoda ta polega na wyizolowaniu "ataków" z kodu i wysłaniu ich w osobny potok, gdzie będą odbijać się bez końca. Jak to ujęto w opracowaniu Google, wyobraźcie sobie nadpobudliwego siedmiolatka, wokół którego budujemy całą halę z trampolinami, po to aby go czymś zająć.

Wpływ na wydajność tego rozwiązania jest w granicach błędu pomiarowego, czyli 1-2%. Jeden z menadżerów w Microsofcie odpowiedzialny za projekty Windows i Azure, przyznał, że jeden z najnowszych buildów Windows 10 ma już włączone retpoline. Zauważył to jeden z testerów, który wprost zapytał o większą wydajność podsystemu dyskowego w jego Surface Pro 4. Zła wiadomość jest taka, że poprawka ta trafi do wszystkich posiadaczy Windows 10 najwcześniej w pierwszej połowie przyszłego roku. Prawdopodobnie obędzie się to w ramach jednej z dwóch półrocznych aktualizacji.

Microsoft, tylko tym razem nie nie zepsujcie

Z jednej strony można mieć do Microsoftu pretensje, że tak długo zwleka z wprowadzeniem znanego rozwiązania, które w jądrze linuksa jest już obecne od dłuższego czasu. Z drugiej strony jednak nie można ich zbytnio popędzać. Jak pewnie pamiętacie, ostatnia duża aktualizacja została szybko wycofana, bo kasowała pliki użytkowników. Teraz okazało się, że jest też problem przy wypakowywaniu plików z archiwum .zip. Jeśli w danych katalogu istnieją już pliki o takiej samej nazwie, system powinien zapytać czy chcemy je zastąpić, w wersji October 2018 tego nie robi, tylko je nadpisuje. To w pewnych przypadkach może też skończyć się bezpowrotną utratą danych.

Microsoft, tylko tym razem nie nie zepsujcie

Z jednej strony można mieć do Microsoftu pretensje, że tak długo zwleka z wprowadzeniem znanego rozwiązania, które w jądrze linuksa jest już obecne od dłuższego czasu. Z drugiej strony jednak nie można ich zbytnio popędzać. Jak pewnie pamiętacie, ostatnia duża aktualizacja została szybko wycofana, bo kasowała pliki użytkowników. Teraz okazało się, że jest też problem przy wypakowywaniu plików z archiwum .zip. Jeśli w danych katalogu istnieją już pliki o takiej samej nazwie, system powinien zapytać czy chcemy je zastąpić, w wersji October 2018 tego nie robi, tylko je nadpisuje. To w pewnych przypadkach może też skończyć się bezpowrotną utratą danych.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu