Ostatnio bardzo dużo mówi się o recenzjach gier wideo, o poprawności politycznej oraz o sposobach na radzenie sobie z trollami. Metacritic wpadło na pewien sposób. Ale czy aby na pewno skuteczny?
Metacritic ostatnio znów musiał zmierzyć się z tzw. review bombingiem. Cóż to takiego? Zjawisko, w trakcie którego coraz to większa grupa odbiorców danego medium postanawia zasypać dany produkt negatywnymi recenzjami, często chcąc tym samym wyrazić jakiś protest. Nie zawsze dochodzi do tego tuż po premierze tytułu. Gracze (bo na nich się skupie) czasem sięgają po tego typu akcje, gdy przestaje im się podobać to, jak traktują ich twórcy ulubionej gry. Zostawiając tysiące negatywnych recenzji i znacznie obniżając średnią gry na Metacriticu czy Steamie, dają w pewien sposób wyraz buntu. W tym roku spotkało to chociażby Warcrafta III: Reforged. Gracze w ten sposób pokazywali swoje oburzenie na wyjątkowo kiepską jakość remastera. W 2017 roku to samo spotkało Star Wars: Battlefront II za absurdalne mikrotransakcje, a zaledwie miesiąc temu atak spadł na The Last of Us Part II.
Czy review bombing ma sens?
The Last of Us Part II powoli odbija się od dna. W chwili, w której piszę te słowa, średnia od użytkowników Mertacritic wynosi 5,5 – wcześniej spadała poniżej 3. Serwis niedawno ogłosił, że chce walczyć z tego typu sytuacjami. Od teraz zwykli użytkownicy będą mogli wystawić ocenę grze dopiero po 36 godzinach od premiery. Informacja nie spotkała się w stu procentach ciepłym przyjęciem. Sama wciąż się zastanawiam, czy to aby na pewno jest najlepszy pomysł na świecie. Pomińmy rzecz jasna samą wartość ocen na Metacriticu czy Steamie. Wiem, że pewnie wiele z was oburzy się, że te punkty nikogo nie obchodzą. Znajdują się jednak ludzie, których to interesuje, biorąc pod uwagę liczbę recenzji i sam fakt, że portale do oceniania w ogóle istnieją. Załóżmy więc na ten moment, że recenzje na Metacriticu są słuszne, potrzebne i coś za sobą niosą. Fala negatywnych opinii oddziałuje głównie na twórców gry. Nie tylko doprowadza ich do szału, ale może też negatywnie wpłynąć na sprzedaż tytułu. Może, ale nie musi, bo akurat The Last of Us Part II radzi sobie świetnie.
Gracze miażdżą The Last of Us Part II w swoich recenzjach. Wszystko przez wątki LGBT
Negatywne ocenianie „bez powodu” zdecydowanie jest złe. Żeby ocenić cokolwiek, powinno się mieć o tym jakiekolwiek pojęcie, chociaż rzucić okiem. Dopiero kiedy na własne oczy przekonamy się, że mamy do czynienia z czymś beznadziejnym, jesteśmy w stanie ocenić to szczerze. Z drugiej jednak strony – 36 godzin to sporo. Nie potrzeba aż tylu, aby przekonać się, że dana gra jest beznadziejna. Tytuły AAA często nawet trwają krócej. No i dlaczego gracze nie mieliby przeprowadzić review bombingu po tych 36 godzinach? Zdaję sobie sprawę, że po takim czasie mobilizacja może być utrudniona, ale w internecie wszystko jest możliwe, atakować można nawet po latach od premiery. Kogo i przed czym ten czas tak naprawdę ma powstrzymać?
Nieważne, ile mamy lat – w czasie kwarantanny będziemy grać w grę
Nie jestem fanką tego zjawiska, wciąż podtrzymuję opinię, że z produktem należy się zapoznać i ocenić wedle własnego uznania. Może jednak to dobry sposób na zwrócenie uwagi twórców? Czy BioWare poprawiłoby zakończenie Mass Effect 3, gdyby nie wielka burza w sieci? Czy EA zmieniłoby cokolwiek w Star Wars Battlefront II? Ale też czy obrzucanie Bordelands 3 negatywnymi recenzjami tylko za to, że śmiało najpierw wyjść na Epic Game Store, jest zasadne? Trudno być w stu procentach pewnym. Wydaje mi się, że lepszą od Metacritica strategię obrał Steam.
Żeby zrecenzować grę na platformie trzeba ją przede wszystkim posiadać. Przeglądając recenzję można też spojrzeć na linię czasową, na której jasno widać, że na dana produkcja otrzymywała masę negatywnych ocen tylko przez jakiś czas. Na screenie pokazany jest wykres dotyczący GTA V, któremu mocno oberwało się w czerwcu 2017 roku za próbę odebrana singlowym graczom modów. W filtrach widoku recenzji możemy też wybrać czas, jaki dany gracz spędził w grze do chwili napisania recenzji. Słowem – wszystko jest bardziej przejrzyste i uczciwe dla twórców, ale i graczy.
Gracze, powstańcie!
Z falą negatywnego odzewu w sieci twórcy nie wygrają. Jeżeli zablokuje się graczom możliwość wystawiania recenzji, przeniosą się na hasztagi na Twitterze czy Instagramie. Może będą protestować w grze, jak to często dzieje się w przypadkach MMORPG i jak dzieje się ostatnio w Red Dead Redemption Online. Sposoby znajdą się zawsze, jeśli tylko będzie taka potrzeba. A im więcej obostrzeń, tym większa chęć zwalczenia ich i zrobienia czegoś po swojemu. Mogłabym marzyć tylko o tym, aby tego typu akcje były faktycznie zasadne. Niech bunty dotyczą paskudnych zachowań twórców, gniotów, działania przeciwko graczom czy jawnej dyskryminacji. Może i Metacritic nie ma pojęcia, jak poradzić sobie z graczami, ale gracze doskonale wiedzą, jak radzić sobie z twórcami gier.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu