Na wstępie proszę o wybaczenie użytego słownictwa w tytule, ale na moje usta cisną się nawet o wiele bardziej dosadne słowa, gdy oglądam najnowszy 3. sezon serialu "Marcella". Toż to istna katastrofa.
"Marcella" - brytyjska niespodzianka podszyta skandynawskim stylem
Cztery lata temu debiutował zupełnie nowy brytyjski serial, który ukazał się bez większy zapowiedzi i fanfar. "Marcella" nawet nie intryguje tytułem, bo w pierwszej kolejności do głowy po usłyszeniu tego imienia może nam przyjść jakiś typowy dramat lub sitcom. Nic bardziej mylnego - za tą nazwą kryje się kryminał w stylu noir, gdzie widać sporą inspirację style skandynawskim. Jest to dość oryginalny miks, gdzie sporą rolę odgrywa też jego brytyjskość, ale tak udanego efektu końcowego chyba nikt się nie spodziewał.
Polecamy: Te seriale musisz nadrobić – najlepsze produkcje w 2020 roku
Historia detektyw Marcelli Backland rozłożona na 1. sezon mocno wciągała. Prowadzone sprawy i prywatne życie głównej bohaterki zgrabnie przenikały się na ekranie, a my - podobnie jak Marcella - nie za bardzo wiedzieliśmy czasami, z czego wynikają zachowania większości postaci. Nieporadność, wrogość czy obojętność były mocno zaakcentowane, a zaburzenia z jakimi musi mierzyć się Backland sprawiały, że kompletnie gubiliśmy się w tej historii - wraz z nią traciliśmy pamięć, o czym przekonywaliśmy się (niedługo) później. Ten zamęt doprowadzał do emocjonalnych scen, przez które jeszcze bardziej wiązaliśmy się z główną bohaterką, której jednak nie zawsze do końca rozumieliśmy, a w konsekwencji nie zawsze można było jej szczerze kibicować. Takie wahania nastrojów i atmosfery to znak rozpoznawczy "Marcelli", którego nie zabrakło w 2. sezonie. Muszę przyznać, że twórcom i tak udało się wydłużyć serial o kolejne odcinki znacznie lepiej, niż się tego spodziewałem.
3. sezon "Marcella" - otwarcie nowej serii rozczarowuje
Kryzys nadszedł w 3. sezonie, który właśnie teraz dostępny jest na Netflix. To dość niecodzienna sytuacja, by widzowie spoza Zjednoczonego Królestwa otrzymywali seriale tam powstające wcześniej od lokalnych widzów, ale na nowe odcinki "Marcelli" po prostu się ucieszyłem. Finał 2. sezonu sugerujący działalność pod przykrywką Marcelli Backland trudno było nie potraktować jako zwiastunu powrotu do klimatu pierwszego sezonu. Tymczasem początek nowej historii sprowadza "Marcellę" na tory klasycznego serialu kryminalnego, w którym wykorzystane są wszystkie elementy schematów powielanych od lat. Mamy tajemnice biznesowe i kryminalne, gangsterskie porachunki i działalność tajnego agenta na granicy prawa albo poza nią.
W takich okolicznościach sięgnięcie po typowe dla głównej bohaterki problemy wydaje się sztucznym zagraniem, ponieważ doskonale pamiętamy jak wcześniej te wszystkie wątki były ze sobą splątane. Tym razem jest to może nawet trochę naciągane, bo czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach pozwoliłby stróżowi prawa o takiej historii wrócić do obowiązków i to przy tak wyjątkowej sprawie? Być może dorobek Marcelli sprawia, że staje się najbardziej właściwą osobą do podjęcia próby infiltracji takiego otoczenia, ale jest to dla mnie mało wiarygodne.
Zobacz też: To najlepszy serial Netfliksa. Recenzja 3. sezonu „Dark”
Otwarcie nowego sezonu nazwę śmiało rozczarowaniem, bo pierwszy odcinek serialu wspominam do dziś, a początek drugiego sezonu również zapadł mi w pamięć jako całkiem udany. "Marcella" jest więc kolejnym serialem, który powinien zostać zakończony po wypaleniu się pierwotnej idei na fabułę, bo nowe serie tylko psują jego dobre imię. Być może kolejne epizody sprawią, że będę mniej niezadowolony, ale mam nadzieję, że ta produkcja nie będzie już kontynuowana. Podobne emocje targały mną podczas seansu sezonów 2. i 3. "Bloodline", którego debiutancka seria to jeden z najciekawszych projektów Netfliksa z jego początkowego okresu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu