Filmy

Nie każdy dobrnie do końca, ale naprawdę warto. Netflix zasłużył na taki film Finchera

Konrad Kozłowski
Nie każdy dobrnie do końca, ale naprawdę warto. Netflix zasłużył na taki film Finchera
Reklama

Twórca "The Social Network" wraca z nowym filmem, który zaskoczy widzów. Jest czarno-biały i trudny w odbiorze, ale oto właśnie chodziło. Netflix znakomicie ulokował swe pieniądze.

Bo nie chodzi tylko o tę produkcję, ale także o następne lata współpracy Davida Finchera z platformą w ramach podpisanego niedawno kontraktu. Najwyraźniej reżyserowi spodobała się swoboda, z jaką może tworzyć filmy dla Netfliksa, podczas gdy przy poprzednich produkcjach studia z pewnością stawiały swoje warunki i wymagania, być może nawet ingerując w sam projekt.

Reklama

HBO Max wejdzie do Polski! Nareszcie pożegnamy HBO GO


"Mank" to kwintesencja Finchera, który obsesyjnie opowiada o obsesjach. Gdy weźmiecie na tapet którąkolwiek z jego produkcji, to wypatrzenie takiego podłoża nie będzie trudne. Nie inaczej jest tym razem, gdy Gary Oldman wciela się w Hermana J. Mankiewicza, który ma za zadanie napisać scenariusz do najnowszego filmu Orsona Wellesa. Mowa naturalnie o "Obywatelu Kanie", więc wracamy do lat 30. XX wieku, odwiedzając niezwykle specyficzne wtedy Hollywood. Dla znawców tematu będzie to prawdziwa uczta, a dla pozostałych szansa, by poznać to środowisko od środka.

"Mank" - najnowszy film Davida Finchera na Netflix

"Mank" to opowieść o człowieku, który staje przed arcytrudnym zadaniem w mało sprzyjających (czasem na jego własne życzenie) okolicznościach. Napisanie w dwa miesiące scenariusza do filmu, który ma być przełomowym dziełem w historii branży, to wystarczające wyzwanie. Jednak nie tylko główny bohater będzie zmagał się z przeciwnościami losu podczas tej wyjątkowej podróży, ale i my, widzowie, bo Fincher zrobił naprawdę wiele, by uczynić ten film innym od swoich poprzednich dzieł.


Mając w pamięci niezwykle dynamiczny i kolorowy "The Social Network", gęstą i tajemniczą "Zaginioną dziewczynę" czy elektryzujące "House of Cards" można z początku uznać, że ktoś nas oszukał. Zatopiony w trunkach Mankiewicz nie ma lekko, a reżyser starał się to dobitnie pokazać. Jednocześnie jednak w tym szaleństwie jest jakaś metoda, bo ograniczając fajerwerki Fincher sprawił, że film jest bardzo skrajny. Z jednej strony oprawa wizualna miała nawiązywać do okresu, o którym opowiada film i to widać w każdym kadrze, ale jednocześnie reżyser wykorzystał wiele nowoczesnych metod na nakręcenie bardzo ładnych scen. Nie sądzę, by się to ze sobą gryzło, ponieważ zgrabnie połączono te dwa skrajne światy.

Nie będzie innych wersji "Manka". Czarno biały film już na zawsze

Dość powiedzieć, że nakręcono go tylko w wersji czarno-białej, więc nawet jeśli ktoś z Netfliksa zdecydowałby, że czas spróbować zarobić drugi raz na tym samym (powołując się na chęć ukazania filmu w nowych barwach), to nie doczekamy się "Manka" w innej oprawie wizualnej. Ale to tylko jeden z wielu zabiegów, jakie zastosował Fincher, by sprawić, że "Mank" dotrze do szerokiej publiczności będąc już na granicy mainstreamowego kina.

Reklama

HBO Max wejdzie do Polski! Nareszcie pożegnamy HBO GO

Jeżeli wynudziliście się na "Parasite", to "Mank" może okazać się jeszcze trudniejszym pokazem, ale za taką próbę reżyserowi i Netfliksowi należą się gromkie brawa, ponieważ takie wyzwania przekonania widowni do bardziej skomplikowanych obrazów muszą być podejmowane. A kto inny niż Fincher wespół z Netfliksem nadawałby się do tego lepiej?

Reklama


Gary Oldman błyszczy na ekranie, a reszta obsady mu dorównuje

Gary Oldman zdawał się znakomicie rozumieć wizję reżysera, bo jego występ również niebezpiecznie balansuje na krawędzi przesady. Wszystkie postacie są w tym filmie przestylizowane i zaledwie o krok od sprawienia, że całość stanie się mało wiarygodna. Ale nikt tej granicy nie przekracza, jakby wszyscy dzielnie maszerowali za Oldmanem i zgodnie z wystukiwanym przez niego rytmem. Jego samego ogląda się z przyjemnością i można tylko żałować, że w całym filmie nie uświadczymy więcej przykładów konfliktu pomiędzy zleceniodawcą i zleceniobiorcą, czyli Wellesem i Mankiewiczem.

Wszystkie filmy z Bondem i wiele innych nowości w grudniu na HBO GO – lista

Inny niż wszystkie, ale "Mank" to nadal film Finchera

Fincher chciał nakręcić ten film od lat i to po prostu widać - niektórzy wręcz powiedzą, może trochę złośliwie, że tym razem starał się za bardzo. Mnie to osobiście nie przeszkadzało, ale podejrzewam, że widownia tego filmu na Netflix będzie się kurczyć z każdą kolejną minutą seansu, podobnie jak było to przy "Irlandczyku". Film Scorsese widziałem w kinie i zupełnie nie odczuwałem że trwał blisko 3,5 godziny. Ze względu na specyfikę "Manka" śmiem twierdzić, że produkcja Finchera wypadłaby na ciemnej sali i dużym ekranie o wiele lepiej, niż w domowym zaciszu (niezależnie od sprzętu), ale premiery kinowe odwołano. W efekcie, zderzenie z rzeczywistością z Hollywood lat 30. poprzedniego wieku jest jeszcze silniejsze ze względu na okoliczności premierowego seansu.

"Mank" debiutuje dziś na Netflix

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama