Recenzja

TENET - nowy film Nolana. Nie oczekujcie geniuszu, ale...

Konrad Kozłowski
TENET - nowy film Nolana. Nie oczekujcie geniuszu, ale...
Reklama

Na taką premierę w kinach widzowie czekali kilka miesięcy - od dziś na dużym ekranie możecie oglądać widowisko Nolana . Film widzieliśmy przedpremierowo i zapraszamy do naszej recenzji "Tenet".

Na żadnym innym filmie Chrostophera Nolana nie spoczywała taka odpowiedzialność. "Tenet", zdaniem wielu, niesie na swoich barkach przyszłość kin i nie tylko tę najbliższą, bo jego wynik może zaważyć o decyzjach w związku z innym dużymi premierami, której do tej pory były wstrzymywane. "Tenet" jest pierwszą tak głośną nowością w repertuarach kin od dość dawna, a to tylko jeden z kilku powodów, dla których oczekiwania wobec tej produkcji są naprawdę duże. Wystarczy spojrzeć na nazwisko reżysera i scenarzysty, które przyciąga do kin samo z siebie, a gdy ogląda się kilkuminutowy zwiastun najnowszego, szpiegowskiego filmu Nolana, aż chce się poznać jego całą zawartość i... próbować zrozumieć, co tym razem stara nam się wytłumaczyć jednocześnie bawiąc.

Reklama

Ciężki, skomplikowany, nieprzyjemny i wart obejrzenia. Mogę cię zniszczyć – recenzja

O czym jest film Tenet?


Jeśli miałbym nie zdradzać Wam niemal nic i w jednym zdaniu przedstawić fabułę "Tenet", to napisałbym, że to film o agencie specjalnym, który staje się członkiem elitarnej jednostki, od której działań zależą losy świata. Brzmi to niczym jak schematyczna i szablonowa historia, ale uwierzcie mi, że Nolan tak tego nie zostawił. Żadną tajemnicą bowiem nie jest, że kluczowym elementem całości jest możliwość inwersji czasu będącą fundamentem dla wszystkich zdarzeń, które zobaczymy na ekranie. A jest na co popatrzeć.

Tenet to  pod kilkoma względami typowy film Christophera Nolana

Otwarcie filmu to, jak zwykle u Nolana, maksymalnie widowiskowa scena mająca nas w mgnieniu oka wciągnąć w tę opowieść. I tak się dzieje. Triki reżysera, choć powtarzalne, nadal działają, a dzięki temu jesteśmy później w stanie dotrzymać tempa pędzącej na łeb, na szyję opowieści. O żadnej z postaci nie dowiadujemy się więcej, niż musimy, co z jednej strony może zostać odebrane jako zaleta produkcji, bo skupiamy się na najbardziej istotnych kwestiach i nie rozwodzimy się nad zbędnymi wątkami, ale z drugiej strony trudno nie jest odnieść wrażenia, że film jest przez to odrobinę pozbawiony głębi i emocji.

Zabrałem na wakacje przystawkę TV/Chromecasta. Nie żałuję niczego!

Jeśli poczujemy, że kibicujemy głównemu bohaterowi w jego misji, to tylko dlatego, że nam powiedziano, że to co robi, jest właściwe. Co ciekawe, nikt nie odnosi się do postaci Johna Davida Washingtona po imieniu - jest po prostu protagonistą. Jego przeciwnik jest przedstawiony z imienia i nazwiska (Andrei Sator grany przez Kennetha Branagh), zaś najbliższy współpracownik nosi tylko imię Neil (w tej roli Robert Pattinson).

Podczas seansu nie kierujemy się uczuciami, lecz rozsądkiem. Niezbędna jest także ciągła analiza tego, co widzimy i co słyszymy. A to prowadzi mnie do drugiego kontrowersyjnego punktu, czyli dialogów. Choć są one wartkie, celne i niepozbawione dobrego humoru, to w dużej mierze służą one do przekazywania widzom informacji, co się dzieje, jakie są cele poszczególnych postaci oraz jak działają konkretne mechanizmy.

Reklama

Tempo akcji jest zabójcze. A czas płynie w dwie strony



Nie kwestionujemy przekazywanych nam informacji, bo tak naprawdę nie ma na to nawet czasu - film jest niesamowicie dynamiczny i jeśli nie objawia się to przez świetne sceny akcji, to doprowadzają do tego szybkie cięcia i przejścia pomiędzy scenami, które rozgrywają się w dużych odstępach czasu. Ponownie jestem przekonany, że gdyby mógł, Nolan nakręciłby film 5-godzinny, by móc opowiedzieć wszystko, co siedzi mu w głowie, ale na skutek potrzeby sprostania oczekiwaniom studia musiał skrócić widowisko o połowę.

Reklama

Mroczny zwiastun nowego The Batman! Zobacz wszystkie nowości od DC!

To pierwszy film Nolana, w którym scenarzysta i reżyser w jednej osobie, nadała takie tempo całości. Przez "Tenet" po prostu pędzimy od samego początku do końca i wspomniane 2,5 godziny mijają niezwykle szybko. Z jednej strony może to być uznane za dużą zaletę i w trakcie pierwszego seansu na pewno tak uważałem, głównie dlatego że każda scena ma swój cel i popycha akcję do przodu. Widzowie dowiadują się nowych informacji, poznają nowych bohaterów i rozwiązują wraz z bohaterami kolejne łamigłówki tak prędko, że dopiero po ostatniej scenie mamy szansę złapać oddech i to wszystko przetrawić.

Z drugiej strony filmowi zabrakło ludzkiej strony, dzięki której główny bohater byłby nam bliższy i zrozumielibyśmy jego motywacje. Bez tego, postać Washingtona zdaje się jedynie wykonywać odgórne polecenia robiąc to, co słuszne. Nie podaje w wątpliwość niczego, co musi zrobić, a my nawet po całym filmie nie znamy żadnego tła dla bohatera. Mimo wszystko takich aspektów brakuje, bo choć próbowano z niego zrobić na tyle tajnego agenta, że nawet widzowie nie mają o nim żadnej wiedzy, to przykład Bonda pokazuje, że nikt nie może być tylko maszyną do zabijania i wykonywania poleceń, byśmy darzyli choćby odrobiną sympatii.

Tenet to kawał dobrej rozrywki, ale i niezła łamigłówka

Trzeba jednak przyznać, że jednocześnie skrupulatnie budowana i rozwiązywana zagwozdka, którą przygotował dla widzów Christopher Nolan, potrafi zaangażować i zmusić do dokładnego śledzenia poczynań bohaterów. Nie wszystkie czekające na nas niespodzianki sprawią, że opadnie wam szczęka, ale obserwując co najmniej kilka sekwencji prawdopodobnie uśmiechniecie się z tego, jak reżyser bawi się czasem. Deklaruję jeszcze co najmniej dwa kinowe seanse, by (podobnie jak przy innych filmach Nolana) móc jeszcze lepiej docenić tę układankę, ponieważ przy pierwszym poznaniu może nam umknąć naprawdę sporo, jeśli nie pozostajemy wystarczająco czujni. Reżyser nie lubi dostarczać prostej rozrywki i to mi się nadal bardzo podoba.

Tenet inny niż pozostałe filmy Nolana


Reklama

Na przestrzeni ostatnich tygodni mogliście mieć szansę natrafić na informację, że tym razem Nolan nie skorzystał z tak wielu efektów specjalnych, jak zdarzyło mu się to w przypadku poprzednich produkcji. Dlaczego? Po seansie wszystko stanie się dla was jasne. Czy to sprawia, że film nie jest tak widowiskowy, jak poprzednie? I tak, i nie. Nie napiszę, że się zawiodłem na tym, jak przedstawiane są sceny, w których czas biegnie w przeciwne strony jednocześnie (spokojnie, w kinie dowiecie się wszystkiego, co trzeba), ale po seansie mam delikatny niedosyt.

Widowisko nie jest zbudowane na efektach specjalnych

Enola Holmes na Netflix już 23 września, finałowy zwiastun

Wszystko dlatego, że w mojej głowie cały czas obecna jest scena z "Incepcji" z obracającym się korytarzem oraz scena dokowania z "Interstellar". Rozbicie ogromnego samolotu w jednej ze scen wcale nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak sądziłem że zrobi. Dla równowagi dodam, że końcówka "Tenet" - mówiąc trochę kolokwialnie i dosadnie - dokręca śrubę całemu filmowi, a tego zabrakło w obydwu wymienianych przed chwilą filmach. Pisząc to mam na myśli domknięcie historii, które nie służy pozostawieniu widza w relatywnym komforcie, lecz mającym na celu wprawienie go w jeszcze zakłopotanie czy zadumę.

Bez wdawania się w szczegóły odnośnie zakończenia mogę napisać, że wybornie wypadła sama końcówka filmu, która oczywiście silnie rezonuje z początkiem. To właśnie po ostatnich scenach można się zorientować, jak czujnym należało być w trakcie seansu, by móc połączyć ze sobą wszystkie drobnostki, z których składa się fabuła. Wiele osób twierdzi, że dopiero po drugim seansie byli w stanie poskładać historię w całość i rzeczywiście coś w tym jest - ponowne obejrzenie filmu pozwala (znając całą fabułę) wyglądać tych detali, które można było przegapić wcześniej. Pytanie, czy to właściwa droga dla scenarzystów i reżyserów, by wymagać od widowni tak dużego zaangażowania? Uważam, że w pojedynczych produkcjach na tle masówki, której świadkami jesteśmy, takie zabiegi są jak najbardziej uzasadnione i należy tylko pogratulować twórcom "Tenet", że dowieźli ten projekt do końca.

Tenet - czy warto obejrzeć?

"Tenet" nie jest najlepszym filmem Nolana i uplasuje się raczej w środku stawki w sporządzanym przez wielu prywatnym rankingu dokonań reżysera. Nie oznacza to jednak, że zobaczenie go to strata czasu, wręcz przeciwnie. Szybkie tempo, poparcie naukowe dla zagadkowej historii, świetne występy każdego członka obsady, efektowne sceny akcji i bardzo dobra muzyka (tym razem nie Hansa Zimmera, a Ludwiga Göranssona) czynią "Tenet" filmem wartym zobaczenia w kinie. Zaraz po seansie prasowym podsumowałem go tak: Dobry, momentami bardzo dobry, chwilami świetny, ale nie genialny.

Tenet - ocena filmu: 7/10

Plusy:

  • pomysł na fabułę
  • realizacja wizualna i dźwiękowa
  • obsada i aktorstwo
  • zawiła historia
  • ścieżka dźwiękowa

Minusy:

  • brak głębi i emocji
  • zawiła historia
  • dialogi służące ekspozycji i szybkie przejścia pomiędzy scenami
  • czy on miał trwać dwa razy dłużej?

Materiał rozbudowany o wrażenia z ponownego seansu

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama