Felietony

Mamy nową kończynę. Wysysa z nas energię

Patryk Łobaza
Mamy nową kończynę. Wysysa z nas energię
Reklama

Coraz częściej nie wyobrażamy sobie życia bez smartfona – dosłownie. Gdy znika z pola widzenia, ogarnia nas panika, a odpoczynek bez niego staje się niemożliwy. Czy telefon stał się nowym organem naszego ciała? I gdzie przebiega granica między wygodą a uzależnieniem od cyfrowej symbiozy?

Wyobraź sobie, że budzisz się rano bez ręki. Albo bez oka. Brzmi jak początek koszmaru, prawda? A teraz przyznaj się szczerze: kiedy ostatnio miałeś ten irracjonalny moment paniki, gdy nie wyczułeś telefonu w kieszeni? Gdy ręka sięgnęła automatycznie w znajome miejsce, a tam... pustka. Serce przyspieszyło, tętno skoczyło, w głowie pojawiły się katastrofalne scenariusze – zgubiłem, ktoś ukradł, zsunął się do szczeliny między kanapami. Uff... był w plecaku. Ale lęk był prawdziwy.

Reklama

Smartfon to już nie gadżet. To nowy organ ciała, który dołączył do naszego układu nerwowego – tyle że przez ekran dotykowy, a nie synapsy. I choć nie wydziela hormonów, to ma wpływ na nasze samopoczucie większy niż niejedna gruczołowa struktura. Zresztą, nie oszukujmy się – kto z nas jest w stanie wytrzymać dzień bez smartfona, bez kompulsywnego sprawdzania powiadomień, bez skrolowania, bez robienia zdjęcia kawie? Bez niego czujemy się nadzy, odcięci, a wręcz... niepełni.

Cyfrowe symbiozy, które zaczynają nas dusić

Psychologia zna pojęcie integracji ciała, czyli zdolności naszego mózgu do uznania za część siebie rzeczy, które nie są biologicznie nasze – jak protezy, wózki inwalidzkie czy narzędzia pracy. Zaskakujące? A jednak to działa. Z czasem, przez ciągłe korzystanie, nasze ciało zaczyna traktować dany przedmiot jako jego naturalne przedłużenie. I smartfon – jak na ironię – idealnie wpisuje się w tę definicję.

Staliśmy się centaurami przyszłości: pół-człowiek, pół-smartfon. Smartfaun? Człofon? Nieważne jak to nazwiemy – najważniejsze, że granica między ja a mój telefon zaciera się w zastraszającym tempie. Nie bez powodu pojawiły się nowe zaburzenia: FOMO (lęk przed przegapieniem), nomofobia (strach przed brakiem kontaktu z telefonem), cyfrowe ADHD (zaburzenia uwagi przez ciągłą stymulację z sieci).

Wakacje w trybie samolotowym, czyli iluzja odpoczynku

Kiedyś urlop był czasem regeneracji. Teraz to walka z pokusą. Leżysz na leżaku, niby czytasz książkę, ale w tle masz 5G. Instagram cię wzywa. Grupa znajomych wysyła memy. Spotify sugeruje nową playlistę do opalania. I nagle łapiesz się na tym, że twoje ciało leży na plaży, ale głowa jest z powrotem w sieci. Fizycznie w Grecji, mentalnie na Messengerze.

Najgorsze? Nawet gdy naprawdę próbujesz się odłączyć – wyłączasz telefon, zostawiasz go w pokoju – to i tak czujesz niepokój. Taki... fantomowy ból cyfrowy. Jakbyś miał odcięty palec i nadal próbował nim poruszać. A raczej: jakbyś miał odłączonego smartfona i nadal chciał odruchowo sprawdzić powiadomienia.

Nie chodzi o to, by nagle rzucać technologię i wracać do nokii 3310. Smartfon to narzędzie, które niesamowicie ułatwia życie – pod warunkiem, że to my go używamy, a nie on nas. Problem w tym, że ta relacja zaczyna przypominać uzależnienie. A z uzależnień nie wychodzi się siłą woli. Potrzebna jest samoświadomość. Chwila refleksji. Może nawet... cyfrowy detoks?

Reklama

Może warto potraktować swój mózg jak baterię – nieprzerwanie ładowaną przez światło ekranu, ale i nieustannie rozładowywaną przez nadmiar informacji. A może po prostu musimy na nowo nauczyć się siedzieć bezczynnie. Patrzeć w chmury. Leżeć bez celu. Odpoczywać naprawdę. Bez cienia ekranu w zasięgu wzroku. Bez tego nowego, cyfrowego organu.

Grafika: depositphotos

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama