"Panie Areczku" to jeden z najpopularniejszych memów w internecie. Wcale nie dziwi fakt, że ktoś postanowił na nim zarobić. Niestety wygląda na to, że zrobił to w nieuczciwy sposób. Zapomniał bowiem zapytać o zgodę osobę, która jest ich bohaterem. O tym, co dalej, zdecyduje sąd.
Panie Areczku, za te magnesy idzie się do sądu. Pamiątka znad morza łamie prawo?
Jeśli jeszcze nie spotkaliście się z memem Panie Areczku, kilka krótkich słów wyjaśnienia. To mem, który w swojej treści ma za zadanie wyśmiewać patologiczne relacje między pracodawcą a pracownikiem. Dawcą wizerunku dla nieuczciwego, pazernego a czasem wręcz bezczelnego pracodawcy, mimowolnie (jak zwykle w przypadku memów) stał się Stanisław Derehajło. Przykładowy mem z nim w roli głównej wygląda właśnie tak:
Jedną z najważniejszych cech internetowych memów jest to, że tworzone są spontanicznie. Użytkownicy serwisów społecznościowych korzystają czy to z dostępnych w sieci zdjęć, czy wręcz gotowych szablonów by stworzyć swoją własną interpretację. Tworzy się je wyłącznie dla zabawy i nie zarabia na nich ani złotówki. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś postanawia wykorzystać motyw z mema do celów zarobkowych? Wtedy można narazić się na problemy prawne. Dokładnie tak, jak w przypadku pewnego producenta magnesów, który wizerunek Stanisława Derehajły wykorzystał nielegalnie.
Dlaczego magnesy z memem łamią prawo?
W popularnych nadmorskich kurortach pojawiły się magnesy z motywem znanym z mema Panie Areczku. Ich zdjęcie opublikował facebookowy profil Mordor na Domaniewskiej, obserwowany przez przeszło 170 tysięcy użytkowników tej platformy. Oto jak wygląda przykładowe stoisko, na którym można je kupić:
Z artykułu opublikowanego na łamach Kuriera Porannego dowiadujemy się, że magnes kosztuje 8 złotych. Co bardzo istotne, ani grosz z tej kwoty nie trafia do Stanisława Derehajły. Z tego też powodu uznał on, że jego wizerunek jest wykorzystywany nielegalnie i zapowiedział kroki prawne przeciwko producentowi magnesów. Na jakiej podstawie?
Stanisław Derehajło, jako Radny Województwa Podlaskiego i wiceprezes partii Porozumienie jest osobą publiczną. Oznacza to, że jego zdjęcia mogą być wykorzystywane w internecie pod pewnymi warunkami. Jednak jak sam słusznie zauważył, czymś innym są internetowe memy, tworzone niekomercyjnie, a czymś innym magnesy, na których zarabia czy to producent, czy sprzedawca.
Stanisław Derehajło o magnesach: ja się na to nie godzę!
Co w temacie magnesów ma do powiedzenia sam zainteresowany? Oto wypowiedź dla Kuriera Porannego:
Rozmawiałem z prawnikami i zaczniemy kroki prawne przeciwko producentowi tych magnesów w związku z kradzieżą mego wizerunku. Ktoś przekroczył pewne normy i zarabia na moim wizerunku. Ja się na to nie godzę.
Jak sprawę magnesów-pamiątek znad morza zinterpretuje sąd? O tym przekonamy się zapewne dopiero wtedy, jak cała sprawa dawno ucichnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu