Felietony

Macie problem z powrotem popularności Gwiezdnych Wojen? Ja nie

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

97

Szał na Gwiezdne Wojny powrócił zaraz po zapowiedziach nowych filmowych odsłon od firmy Disney. Część fanów jest oburzona, chociażby dlatego, że określenie „fan Gwiezdnych Wojen” nie ma już żadnego znaczenia. No i co z tego?

Nową Nadzieję obejrzałem mając 6 lat, w 1988 roku. Przez te wszystkie lata moja miłość do uniwersum nigdy nie zgasła i przy premierze każdego z filmów cieszyłem się jak dziecko. Było też zawsze coś wyjątkowego w interesowaniu się tym uniwersum - niby większość spotkanych osób wiedziała czym są Gwiezdne Wojny, ale niewiele umiała o nich powiedzieć. Nie żebym z tego powodu czuł się wyjątkowy, ale było to na swój sposób fajne. Premiery epizodów I, II i III przypomniały „zwykłym” ludziom o Gwiezdnych Wojnach, jednak dopiero ostatnie dwa filmy nakręciły prawdziwy „hype”. Gadżety są wszędzie, nawet w Biedronce - bidony, szczoteczki do zębów - nie wiem czy mają coś wspólnego z oficjalną licencją, ale jest tego naprawdę sporo. Sam trzykrotnie pożyczałem swoje filmy na płytach, bo znajomi, którzy zawsze mieli w nosie SW, chcieli nadrobić zaległości - podejrzewam, że głównie pod względem swoich dzieci, które zaczęły zadawać pytania w stylu „kim jest Lord Vader?”

W ludziach utarło się przekonanie, że jeśli ma się jakieś zainteresowania (mniej lub bardziej niszowe), nie mają one prawa się spopularyzować. Bo nie. Przykład? Podobno audiofile są wściekli, bowiem w Biedronce pojawiły się tanie płyty winylowe. Och, niszowy nośnik będzie teraz bezczeszczony przez laików, którzy zniszczą cały kult czarnej płyty. Straszne. Co można teraz zrobić? Może wykupić wszystkie płyty ze wszystkich Biedronek żeby nie wpadły w nieodpowiednie ręce - czy może jednak nie kupować, bo kupowanie da sklepowi sygnał, że ludzie się winylami interesują i trzeba zamówić kolejne? Trudny wybór.

To samo niestety potrafi dziać się w środowisku fanów Gwiezdnych Wojen, których zalewa krew gdy byle kto pojawia się w koszulce z logo. W tym samym czasie Disney podlicza pieniądze, bo udało mu się tchnąć nowe życie w markę i zarabiać na niej fortunę. Oczywiście większość produktów można od razu wyrzucić do kosza, ale naprawdę jest coś złego w tym, że wraz z premierą filmu do kin idą prawie wszyscy, a płyta DVD z Przebudzeniem Mocy była dołączana do gazety? Nie sądzę, naprawdę czasem warto w takiej sytuacji trochę wyluzować.

To samo dzieje się z Pokemonami

Szał na Pokemon GO już trochę minął, nie minął natomiast szał na same pokemony - przynajmniej w Polsce. Dwa razy dziennie odwiedzam jedno z warszawskich przedszkoli i nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo pokemony są tam teraz popularne. Tak naprawdę ciężko powiedzieć dlaczego - małe dzieciaki nie mają telefonów, nie grały w Pokemon GO, tymczasem od jakiegoś czasu widzę tam tylko maskotki związane z sympatycznymi stworkami, dzieciaki biegają w koszulkach i czapkach z Pikachu - właściciele marki zacierają ręce, podobnie jak producenci nielicencjonowanych ubrań i gadżetów, którzy pewnie sami nie nadążają z ich produkcją.

Moda na pokemony za jakiś czas przeminie, jak to przemijają zainteresowania u dzieciaków, z Gwiezdnymi Wojnami będzie inaczej. Wiemy, że co roku pojawi się w kinie nowy film, Disney będzie eksploatował uniwersum do granic możliwości - i jeśli ma to robić w takim stylu jak Łotr 1, nie mam nic przeciwko. Tym samym nie pozwoli zatrzymać się rozpędzonemu pociągowi promocyjnemu z napisem Gwiezdne Wojny. Tak naprawdę czekam już tylko na jakieś fajne gry, choć nie ukrywam, że przy Lego Przebudzenie Mocy bawiłem się naprawdę dobrze, a mój syn bardzo chętnie do niej wraca.

Photo: Author/Depositphotos

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

gwiezdne wojnystar warshot