Felietony

Teraz możecie również prokrastynować na Instagramie. Schowki na treści w sieci to zło

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

Reklama

Pocket, Instapaper, Readability - mógłbym tak wymieniać długo. Internet jest pełen miejsc, gdzie możemy zapisywać treści na później. A my chętnie to robimy.

Twórcy Instagrama właśnie rozbudowują swoją aplikację o nową funkcję - zapisz. Jak łatwo się domyślić, będzie ona nam służyć do zapisywania wybranych fotografii i filmów na później. Nie ona pierwsza i z pewnością nie ostatnia. Pomijam już sens wdrażania takiego rozwiązania, gdzie 90 proc. treści to fotografie. No dobrze, może trochę przesadzam, bo dzięki schowkowi możemy np. zbudować sobie widoczną tylko dla nas bazę pozytywnych zdjęć i grafik, które poprawią nam humor, zmotywują i podładują bateryjki w chwilach kryzysu. Sęk w tym, że to kolejne miejsce, do którego będzie zaglądać, tracąc czas.

Reklama

Nie wiem, czy korzystacie ze schowków internetowych. Zakładam, że część z Was lubi zapisywać ciekawe artykuły z sieci na później. To bardzo wygodne. Stojąc w kolejce do kasy i przeglądając mój strumień na Facebooku nie mam czasu, żeby czytać każdy interesujący artykuł udostępniony przez znajomych czy obserwowane strony. Wrzucam go więc do zapisanych. To samo robię z ciekawymi miejscami, w których meldują się śledzeni przeze mnie ludzie. Zawsze to potem łatwiej zorganizować wieczór na mieście z drugą połówką.


To samo się dzieje podczas porannego przeglądania RSS-ów. Moje źródła często publikują treści, których na pewno nie wykorzystam do przygotowania artykułu na Antywebie, ale chcę się z nimi zapoznać. Nie zrobię tego w pracy, bo nie mam na to czasu. Wrzucam więc do Pocketa.

W idealnym świecie wracałbym do domu, sięgał po tablet i przy smacznej kawie/herbacie przeglądał zapisane treści, czytał teksty, a następnie czyścił swój schowek, przygotowując go w ten sposób na kolejne linki i materiały. Niestety nie żyjemy w idealnym świecie, a moja lista zapisanych w Pockecie linków liczy już kilka setek. Problem z tego typu miejscami polega na tym, że nie ma on dna. Odkładając pranie na później do kosza w łazience prędzej czy później uświadomimy sobie, że kosz jest pełny. To samo stanie się z pudełkiem na rupiecie, które pewnego dnia przestanie się domykać. Ze schowkami internetowymi nie ma tego problemu - możemy wypełniać je treściami w nieskończoność.


I teoretycznie to też nie stanowi najmniejszego problemu, bo co nam szkodzi, że nasz Pocket ma kilkaset lub kilka tysięcy linków? Przecież to nie kosz na pranie, więc nie zabraknie nam czystych ubrań. To nie pudełko na graty, które będzie straszyło przy każdym wejściu do pokoju lub zajmowało miejsce w szafie. Należę jednak do ludzi o skłonnościach do perfekcjonizmu i próbuję ciągle uprościć swoje życie. A setki nieprzeczytanych artykułów, które gdzieś i kiedyś uznałem za wartościowe na tyle, że warto je zapisać, mi w tym przeszkadzają. Serio. Czuję dyskomfort, presję, a może nawet trochę poczucie winy, że nie jestem tak zorganizowany, jak bym chciał.

Internet nas nie rozpieszcza i każdego dnia dostarcza ogrom treści. Jeżeli poruszamy się w obrębie naszej "internetowej strefy komfortu" i przeglądamy wyłącznie ulubione serwisy, sprawdzone kanały RSS oraz obswerwujemy wartościowe (naszym zdaniem) profile w social media, każdego dnia mamy przynajmniej kilka(naście) linków, które chcielibyśmy przeczytać. Dorzućcie do tego jeszcze ze 2-3 z newsletterów, a może kilka innych, które na Messengerze podrzucą Wam bliscy, pisząc "koniecznie to zobacz".

Reklama


Co możemy z tym zrobić? Znowu muszę uciec się do porównania teorii z praktyką. Ta pierwsza mówi jasno - selekcjonować. Ta druga już nie napawa takim optymizmem, bo w dobie wszechobecnych clickbajtów oraz ludzi piszących o rzeczach, o których nie mają pojęcia, nie jest to wcale proste. Kończymy zatem z bagażem tekstów do przeczytania, filmów do obejrzenia, których pewnie nigdy nie obejrzymy.

Reklama

Wiecie, co jest w tym najgorsze? Przejrzałem ostatnio linki w Pocket, które zapisałem w 2014 roku. Około 90 proc. z nich była kompletnie bezwartościowa. Po przeczytaniu czułem, że absolutnie nic nie zyskałem. Nie wzbogaciłem się o nową wiedzę, nie zmieniłem swojego podejścia do pewnych spraw, nie poczułem nawet motywacji do czegokolwiek - zmarnowałem 5-10 minut na tekst, który kiedyś wydał mi się interesujący, bo miał chwytliwy tytuł. I najgorsze w tym najgorszym jest to, że w dalszym ciągu nie wypracowałem żadnej skutecznej metody, żeby selekcjonować tego typu sztuczki.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama