Ludologia coraz częściej przybiera postać internetowego fenomenu. Nowe pokolenie samozwańczych ludologów zdobywa popularność, komentując współczesny gaming z dużą dozą pasji i kontrowersji. Kim są, co głoszą i dlaczego wzbudzają tak skrajne emocje?

W sieci coraz częściej można usłyszeć o samozwańczych ludologach, którzy przy poklasku sporej części graczy, wygłaszają swoje opinie na temat wydarzeń ze świata gamingu. Ostatnio na ich temat pojawił się nawet artykuł w Krytyce Politycznej, gdzie autor poniekąd podjął próbę upolitycznienia tego "ruchu". Nie da się zatem ukryć, że ludolodzy, nie tylko w Polsce, coraz częściej przebijają się ze swoimi opiniami i coraz trudniej będzie ich ignorować. A ja powiem — wbrew powszechnej opinii — słusznie.
Czym właściwie jest ludologia?
Doświadczanie gier wideo możemy porównać do wizyty w muzeum. Możemy popatrzeć na piękny obraz, po czym bez większej refleksji przejść do następnego eksponatu. Możemy też do tej wizyty się przygotować poprzez poczytanie o artystach, których dzieła tam spotkamy, kierunkach sztuki przez nich przedstawianych oraz zapoznać się z kontekstem historycznym. Wszystkie te działania mają na celu sprawienie, że nasze doznania we wspomnianym muzeum będą pełniejsze.
Tak samo jest z grami wideo. Możemy bezrefleksyjnie przejść dany tytuł i przeskoczyć do następnego lub na chwilę się zatrzymać, zagłębić się w historię, ocenić mechaniki, porównać z bezpośrednią konkurencją i dopiero na tej podstawie stwierdzić, czy gra zasługuje na polecenie.
Do grona ludologów zalicza się zarówno akademików, jak i praktyków związanych z branżą gier. Przy czym zaznaczmy, że nie trzeba mieć dyplomu, by móc nazwać się ludologiem i będąc całkowicie szczerym, większość środowiska takowego nie posiada. Na naszym rodzimym podwórku jednym z pierwszych badaczy gier wideo był z pewnością Patryk "Rojo" Rojewski, kiedyś dziennikarz growy, teraz YouTuber, który przyczynił się do rozpropagowania pojęcia "ludologia". Rojo od lat z pasją podchodzi do gamingu i stara się zawsze z każdego doświadczenia wyciągnąć jak najwięcej.
Jednak teraz pojęcie "ludologia" jest powoli przejmowane przez "nowe pokolenie" (choć w ich przypadku sami wykorzystują je raczej humorystycznie), charakteryzujące się bardziej kategorycznymi opiniami, szczególnie względem wartości DEI w grach wideo. Właśnie przez to często przypina im się łatki wszelkich "istów", mających problem z kobietami, czy mniejszościami. Takie podejście jest mocno polaryzujące i sprawia, że dla jednej strony będą tymi "zdroworozsądkowymi", a dla innych "grifterami".
Chociaż nie ma tutaj żadnej oficjalnej hierarchii, to do tej grupy z pewnością należy pierwszy spośród równych, czyli Kiszak. Dalej mamy Arkadikussa, "wschodzącą gwiazdę ludologii" Snakeitera, czy Drwala Rębajło, choć ten ostatni częściej zajmuje się kinematografią. Treści udostępniane przez wspomnianą grupę zyskują poklasku wśród dziesiątek, a nawet setek tysięcy widzów na YouTube oraz na Twitchu.
Ludologia, czy kontrowersja? Granica jest cienka
To właśnie wcześniej wspomniane kategoryczne wygłaszanie swoich opinii sprawia, że nowa fala ludologii może być postrzegana jako kontrowersyjna. Z jednej strony chwaleni są za krytykę działań dużych korporacji i znajdowanie wartości w produkcjach z niższymi budżetami, a z drugiej postrzegani są jako rycerze na wojnie z szeroko pojętą równością.
Ludolodzy często wykazują korelację między nachalną obecnością wartości DEI w grach wideo a brakami w najważniejszych aspektach produkcji, takich jak fabuła, postaci, czy mechaniki. Wśród "griftowanych" przez nich gier ostatnich lat znalazły się takie produkcje jak Dragon Age: The Veilguard, Assassin's Creed: Shadows, Concord, czy Avowed, czyli gry skierowane do tzw. modern audience. Krytyka każdej z nich była moim zdaniem słuszna, lecz w niektórych przypadkach aż zakrawała o absurd. Zdarzało się, że zachowywali się jak psy myśliwskie, które chwyciły trop ofiary i mieli dziwne poczucie obowiązku, by skomentować każdą, nawet najmniejszą informację o tych produkcjach.
Innym wątkiem dotyczącym ludologów jest ich konflikt z dziennikarzami branżowymi. Wspomnieni Kiszak, Arkadikuss i Snakeiter co rusz niepochlebnie komentują recenzje gier pojawiające się w mediach gamingowych. Najczęściej na cel biorą sobie GryOnline lub CD-Action, choć nie stronią również od krytyki innych portali poruszających tę tematykę. Głównym ich zarzutem jest zbyt ogólne podchodzenie do tematu i brak pogłębionej analizy oraz zachowawcze podejście do wystawiania ocen. Oczywiście dziennikarze branżowi często nie pozostają dłużni, stąd też dochodzi do różnych potyczek w mediach społecznościowych, czy nawet pozwów.
W rzeczywistości, odczytuję ich misję jako walkę z "bylejakością" serwowaną wszystkim graczom przez dużych producentów. Wielu deweloperów, zamiast robić dobre gry, skupia się na odcinaniu kuponów poprzez wydawanie niedopracowanych kontynuacji uznanych serii, czy gra na sentymencie poprzez wypuszczanie wszelkiej maści remake'ów, remade'ów i remasterów w cenie przekraczającej dobry smak. Jest to jednak samonapędzająca się maszyna. Krytykowanie słabych gier to jedna z przyczyn ich popularności oraz źródło dochodu. Zatem w ich interesie poniekąd jest to, by przynajmniej co jakiś czas pojawiło się coś wartego "zgriftowania".
Grafika: depositphotos.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu