Lucid Air, jeden z najrzadszych samochodów elektrycznych na polskich drogach, spłonął dziś w Warszawie.
Lucid Air to Tesla Model S na sterydach
Lucid Air, według jego twórcy, po prostu jest „naj” pod każdym względem. Jak już kiedyś donosiliśmy, samochód jest dostępny w kilku różnych wersjach, a w tej najpotężniejszej łączna moc silników, którymi dysponuje, to oszałamiające 1234 KM. To pozwala mu osiągnąć prędkość 100 km/h w 1,89 sekundy, a 160 kilometrów na godzinę pojawia się na liczniku po mniej niż 4 sekundach — co jest wręcz kosmicznym wynikiem. Prędkość maksymalna samochodu wynosi 378 km/h, a zasięg na jednym ładowaniu ma pozwolić nam na przejechanie nawet blisko 690 km. Twórca samochodu zapewniał także, że Lucid opracował bardzo wydajne systemy zarządzania energią i odprowadzaniem ciepła. Dla pojazdu został też samodzielnie opracowany system jazdy autonomicznej wyposażony między innymi w czujniki Lidar.
Lucid Air miał konkurować z Teslą Model S, a zdecydowanie ją pobija — niestety również ceną. Za taką przyjemność musimy zapłacić blisko milion złotych, co sprawia, że nie jest to częsty widok na polskich ulicach. W naszym kraju prawdopodobnie są dwa egzemplarze… a właściwie były, bo jeden z nich dziś spłonął na warszawskich ulicach. Chociaż jest to świetny temat dla szerzenia mitów o palących się elektrykach, to powodem pożaru nie była wcale bateria; samochód zapalił się w wyniku wypadku.
Lucid Air spłonął w Warszawie. Nie, nie przez baterię
Zgodnie z informacjami podanymi przez Bartłomieja Derskiego na platformie X (dawniej Twitter), Lucid Air uderzył w słup, co spowodowało pożar baterii i wnętrza pojazdu. Ogień został zgaszony w ciągu 10 minut, lecz po pewnym czasie doszło do jego wznowienia. Straż Pożarna przystąpiła do chłodzenia, które — zgodnie z informacjami źródłowymi — trwało w sumie 40 minut. Co istotne, kierowca pojazdu wyszedł z wypadku cało. Z innych informacji, podawanych na grupie EV Klub Polska na Facebooku i w odpowiedziach na załączonego tweeta, można się dowiedzieć, że do incydentu doszło na Alei Niepodległości.
Samochód spalił się doszczętnie, co wyraźnie widać na zdjęciach, a Bartłomiej Derski podaje, że spłonęła 1/3 baterii samochodu. Na ten moment nie ma jednak żadnych oficjalnych informacji dotyczących tego, co spowodowało, że kierowca uderzył w słup. Użytkownicy portalu X, podający się za świadków, twierdzą, że inne auto wyjechało kierowcy przed maskę. Samochód miał uderzyć w przeszkodę z prędkością 50-60 km/h. Ponownie, nie należy traktować jednak tych informacji jako pewnik — poczekajmy na oficjalne stanowisko służb w tej sprawie. Potwierdzone jednak jest to, że elektryk nie zapalił się dlatego, że jest elektrykiem — i jakkolwiek to nie brzmi, to warto to zaznaczyć, żeby nie powielać szkodliwych dla EV mitów.
Źródło: X (dawniej Twitter) / Bartłomiej Derski
Grafika wyróżniająca: Lucid
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu