Recenzja

Judgement Eyes - recenzja. To więcej tego samego: tylko i aż

Kamil Świtalski
Judgement Eyes - recenzja. To więcej tego samego: tylko i aż
0

Lost Judgement to bezpośrednia kontynuacja spin-offu Yakuzy sprzed kilku lat. Jest dobra, ale pozostawia pewien niedosyt - głównie przez postawienie na stare rozwiązania mechaniczne.

Uwielbiam serię Yakuza od kiedy pierwszy raz się z nią zetknąłem - dlatego chyba nikogo nie zaskoczy to, że pierwszy Judgement był grą, od której nie potrafiłem się oderwać. Ten sam silnik, te same mechaniki, ale zupełnie nowa - inna, wciągająca - historia. I szczerze mówiąc byłem BARDZO zaskoczony po zapowiedzi bezpośredniej kontynuacji. Ucieszyłem się, ale nie skakałem jeszcze do góry z radości - i jak się okazało, moje obawy były słuszne.

Judgement Eyes - sequel, który mógł być znacznie lepszym

Historia Judgement Eyes trzyma w napięciu od pierwszych chwil. Tajemnicze morderstwo jednego z nauczycieli i sprawa o molestowanie kierowana ku jednemu z policjantów. Na pierwszy rzut oka te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego, ale naszym zadaniem będzie podążanie po nitce do kłębka i nagle okaże się, że nic nie jest tak oczywiste, jak mogło wydawać się na pierwszy rzut oka. Twórcy ze studia odpowiedzialnego za serię Yakuza przyzwyczaili nas do wielowątkowości swoich gier, przeplatania rozmaitych motywów, mrugania okiem do fanów ich produkcji i... tutaj sprawy mają się podobnie. Historia z każdą godziną staje się coraz mroczniejsza i bardziej wciągająca, a wszystko to przeplatane charakterystyczną dla gier RGG falą poczucia humoru. Przyznam, że nie do końca jest on moją bajką - dlatego zawsze przymykam na niego oko.

Jak to w Yakuzie bywa - wątek główny to wierzchołek góry lodowej. Twórcy przygotowali dla nas cały pakiet zadań pobocznych, które znacznie wydłużą czas zabawy. A na urozmaicenie biegania od zadania do zadania mamy mini-gry, które jak zawsze wciągają.

Największy problem - mechanika o której wszyscy wolelibyśmy zapomnieć

Ostatnia odsłona Yakuza: Like a Dragon porzuciła system beat'em up na rzecz klasycznego, turowego, jRPG. Moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę, bo z całą sympatią  do gier RGG, ten ich bijatykowy system walki był... po prostu męczący na dłuższą metę. Niestety, Judgement Eyes wraca właśnie do niego, co zapaliło moją lampkę ostrzegawczą już po pierwszych zapowiedziach. Naprawdę chciałem się mylić, ale nic z tego: jest chaotycznie, jest nieprzyjemnie, jest nudno i męcząco — zwłaszcza w ciasnych lokacjach, gdzie jako gracz frustrowałem się bardziej niż powinienem. Nie pomagają urozmaicenia w postaci kilku stylów walki (swoją drogą, debiutujący w tej odsłonie wężowy to strzał w dziesiątkę, w dużej mierze wystarczający by bez większych stresów przebrnąć przez grę).

Na plus zdecydowanie to, jak gra się rusza i wygląda. Nowa generacja oddała w ręce twórców więcej mocy, co widać właściwie na każdym kroku. Gra działa bezbłędnie, a miasta i sami bohaterowie są pełni szczegółów, których wcześniej brakowało. Podobnie jak w Y:LAD, tutaj również mamy dwa tryby graficzne - może być ładniej w 30 klatkach na sekundę, i po prostu ładnie w 60.

Lost Judgement - trochę za wolny i nie dla wszystkich, ale fani serii mają tu czego szukać

Początki Lost Judgement są trudne. Twórcy zarzucają nas samouczkami i pierwszych kilka godzin ciągnie się w nieskończoność. Ale jak to mawiają - pierwsze śliwki robaczywki, później jest już znacznie lepiej, ba, trudno się wówczas od gry oderwać. Jeżeli dobrze bawiliście się przy pierwszym Judgemencie, to tutaj też będzie dobrze. Historia rekompensuje wiele rzeczy które są "na nie". A jeżeli wzbraniacie się jak tylko możecie przed powrotem do starych, yakuzowych, systemów walki - pamiętacie, że do wyboru jest kilka poziomów trudności, a easy pozwoli na spokojne zapoznanie się z historią.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu