Nie możecie się zdecydować, czy chcecie prosty, czy zaginany telewizor? Całe szczęście już nie musicie podejmować tej decyzji.
Rozwiązaniem na wszystkie Wasze problemy może okazać się LG OLED Flex, czyli coś między monitorem a telewizorem — ekran o przekątnej 42 cali, który wygina się poprzez kliknięcie jednego przycisku na pilocie. Podekscytowani? Nic dziwnego — skupmy się więc na tym, jak całość sprawdza się w praktyce.
Zacznijmy od dania głównego, czyli… ten ekran się wygina!
Telewizor LG OLED Flex pozwala na dostosowanie ekranu do naszych potrzeb — od całkowicie płaskiego do wygięcia 900R. Co istotne, nie musimy wstawać z kanapy czy krzesła biurkowego w celu tej regulacji, a wszystko dzieje się za pomocą jednego przycisku na pilocie.
Naturalne jest to, że ze względu na specyfikę tego TV, sam ekran jest niezwykle cienki i nie posiada żadnych złączy — te znajdują się w tylnej części telewizora, która podtrzymuje ekran i odpowiada za jego wyginanie. Ekran jest więc naprawdę „chudy”, lecz cała konstrukcja zajmuje nieco miejsca i nie ma mowy o powieszeniu tego telewizora na ścianie, co dla wielu osób może okazać się sporym minusem.
Proces wyginania się ekranu jest bardzo płynny i naturalny (chociaż wyginający się wyświetlacz to niezbyt częsty widok), lecz całości towarzyszy dość głośne piszczenie. Samo wygięcie ekranu w żaden sposób nie pogarsza jednak jakości obrazu — nie jest to monitor składany, a wyginany, więc wszystko wygląda bardzo przejrzyście i za to ogromny plus.
Jakość obrazu, czyli nie ma się do czego przyczepić
Sam ekran to najwyższa klasa. OLED 4K z odświeżaniem 120 Hz i wsparciem HDR. Do tego możemy tutaj mówić o inteligentnym skalowaniu AI Upscaling Pro, technologii SAR (Super Anti Reflection), która zmniejsza ilość refleksów świetlnych z otoczenia, przedmiotów i ludzi, dzięki czemu nawet podczas gry w jasno oświetlonym pomieszczeniu na ekranie będzie się pojawiać mniej cieni. Dodatkowo LG OLED Flex uzyskało certyfikat od Intertek dotyczący czasu reakcji na poziomie 0,1 ms, co niejednokrotnie okaże się kluczowe podczas rozgrywek sieciowych, szczególnie w takich grach jak Call of Duty: Warzone czy FIFA.
OLED Flex to propozycja kierowana przede wszystkim do graczy. Telewizor posiada wbudowaną funkcję Game Optimizer, która umożliwia modyfikację zaawansowanych ustawień gry, obrazu i dźwięku. Do każdej produkcji możemy więc dobrać inne ustawienia, które będą optymalne i pomogą nam w danej rozgrywce w największym stopniu. Jeśli lubicie grzebać w takich ustawieniach, z pewnością jest to propozycja dla Was — ja nie ukrywam, że poza testowaniem jak całość działa, podczas sesji grania nie wgłębiałem się w to aż tak bardzo, gdyż zwyczajnie nie czułem takiej potrzeby. Wyświetlacz jest naprawdę wysokiej jakości i mamy do czynienia z jakością obrazu godną 2023 roku, więc każdy powinien być usatysfakcjonowany, nawet bez grzebania w ustawieniach.
Idealne pod graczy pecetowych
Warto również zaznaczyć, że klawiaturę, myszkę i słuchawki możecie podłączyć bezpośrednio do wyświetlacza, korzystając ze złączy znajdujących się w podstawie telewizora. LG umożliwia bowiem przełączanie się między telewizorem a komputerem — więc korzystając z tych samych akcesoriów, jesteście w stanie poruszać się zarówno po menu Smart TV, jak i po systemie operacyjnym Waszego peceta. Ja co prawda korzystałem z LG OLED Flex jako z telewizora, więc nie miałem zbytnio możliwości podłączenia myszki i klawiatury do całości, jednak na plus zasługuje fakt, że pilot od telewizora pozwala na sterowanie PlayStation 5, co jest świetną opcją podczas wieczornych seansów. DualSense w tym czasie może być po prostu wyłączony.
Do tego LG OLED Flex posiada wbudowany mikrofon, więc jeśli chcecie komunikować się z innymi graczami podczas rozgrywek online, headset nie jest Waszym zmartwieniem. Oczywiście nie jest to jakość jak w przypadku mikrofonu studyjnego, lecz został zaimplementowany system redukcji echa — do rozmawiania z członkami zespołu czy znajomymi bez dwóch zdań wystarczy. Jest to jednak funkcja, która zda egzamin wyłącznie, jeśli korzystacie z LG OLED Flex jak z monitora, czyli jeśli macie ustawiony wyświetlacz na biurku i siedzicie bardzo blisko TV.
Wątpliwości stwarza również podświetlanie obecne z tyłu telewizora, co jest trochę takim „ambilightem w domu”. Najlepsza funkcja to oczywiście zsynchronizowanie podświetlenia z tym, co dzieje się na ekranie, jednak to w tym przypadku działa zaskakująco źle — kolor LED-ów z tyłu TV nie ma zazwyczaj nic wspólnego z aktualnie wyświetlaną zawartością na ekranie, a niejednokrotnie oświetlenie wariowało i tworzyło w pokoju atmosferę rodem z rave’owego klubu. Opcja przejść między kolorami również nie działa najlepiej, gdyż nie ma tutaj żadnego efektu fade czy smooth — kolory po prostu gwałtownie się zmieniają. Najlepszym wyjściem jest więc zdecydowanie się na jeden, stały kolor, lub wyłączenie tej funkcji.
LG OLED Flex nie może się zdecydować, czy chce być monitorem, czy telewizorem
Osobiście sam nie wiem, jak tego Fleksa traktować. Z jednej strony 42 cale to dla mnie za dużo jak na monitor, lecz jednocześnie to trochę za mało na telewizor. I niestety, lecz taki problem dotyczy również głośników. Te mają moc 40 W i podpisuje się pod nimi Dolby Atmos — lecz niestety, lecz używając LG OLED Flex jako telewizora w salonie, ten dźwięk nie będzie zadowalający. Jeśli potraktujecie go jako monitor i będziecie siedzieć praktycznie przy nim, to zda egzamin i Was zadowoli, jednak w innym przypadku… to po prostu za mało. O wieczornym seansie przy audio wysokiej jakości możecie zapomnieć.
Z drugiej strony, mamy do czynienia z całym systemem Smart TV, co w przypadku monitora raczej jest zbędną funkcją. Mam wrażenie, że LG chciało zadowolić wszystkich użytkowników, niezależnie od tego, czy kupią LG OLED Flex jako monitor, czy jako telewizor. Finalnie jednak… cóż, wszyscy muszą iść na pewne kompromisy.
Cena jest zabójcza
Ciężko jednak iść na kompromisy, kiedy za takie cacko musimy zapłacić 3 tysiące dolarów. Cena w Polsce będzie wynosiła więc ponad 13 tysięcy złotych (myślę, że możemy spodziewać się nawet 15 tysięcy), co jest bez dwóch zdań wysoką kwotą. Zbyt wysoką, jak na 42-calowy wyświetlacz, którego przeznaczenie jest zagadką.
Ekran — bez zarzutu, najwyższa jakość. Wyginanie ekranu — świetny bajer i fantastyczny dodatek podczas grania. Dźwięk i mikrofon — okej w roli monitora, kiepsko w roli telewizora. 42 cale — za mało na TV do salonu, za dużo na monitor znajdujący się centymetry przed oczami. Czy warto sięgać po taki sprzęt za taką kwotę? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu