Smartfony

Rewolucja w smartfonowych bateriach? To nie jest na rękę producentom

Mirosław Mazanec
Rewolucja w smartfonowych bateriach? To nie jest na rękę producentom
44

Jeśli jest jedna rzecz, na którą miałbym narzekać dziś w telefonach, będzie to bateria. Chwilowo wygląda to na problem nie do przeskoczenia, pytanie tylko czy z powodu technologii, czy producentów.

Bateria w moim pierwszym poważnym smartfonie – LG Optimus 2X – miała 1500 mAh pojemności. Mało. Ale i całe urządzenie nie było wielkie. Ekran – 4 cale. Waga – 138 g. Procesor – Nvidia Tegra 2 – też nie miał osiągów komputera, więc w sumie nie było tak źle. Poza tym to były czasy wymiennych baterii. Wystarczyło kupić sobie zapasowe ogniwo i w odpowiednim momencie po prostu je przełożyć. Dość wygodne rozwiązanie.

Polecamy na Geekweek: Samsung Unpacked 2023 już 1 lutego. Galaxy S23 zmiecie konkurencję?

Energii zaczyna brakować

Z czasem smartfony zaczęły rosnąć. Baterie również, ale gdy producenci zdecydowali się na obudowy unibody (dzięki wielkie Apple i HTC), zaczęło się robić groźnie. Zamiast zapasowej trzeba było mieć raczej ładowarkę i modlić się, że znajdziemy gdzieś na mieście miejsce z gniazdkiem, do którego moglibyśmy się podłączyć.

Firmy oczywiście zawsze wiedziały, że czas pracy na jednym ładowaniu jest bardzo ważny. Ale lepiej w reklamach wypadają wygląd czy osiągi, więc to na te aspekty przez długi czas zwracały głównie uwagę. Poza tym choć baterie rosły, to rosła też wydajność procesorów, a co za tym idzie, zapotrzebowanie na energię. Więc co z tego że ogniwo ma 5000 mAh, skoro musi napędzać wydajnościowego potwora, grzejącego się przy okazji do bardzo wysokich temperatur?

Dlatego doszliśmy w tej chwili do sytuacji w której niepisaną regułą, czy raczej normą przyzwoitości jest jeden intensywny dzień na ładowaniu. Przy łagodniejszym traktowaniu smartfon będzie pracował do dwóch dni. Przy graniu czy kręceniu dużej ilości filmów – nie wytrzyma do wieczora.

Ekstremalne rozwiązania

I oczywiście – jako użytkownicy narzekamy. Ale z drugiej strony chyba się przyzwyczailiśmy do takiego stanu. Bo gdyby było inaczej, to rekordy popularności biłyby smartfony o  ogniwach przekraczających 20000 mAh pojemności. Tak, są takie, rekordzista to w tej chwili Oukitel WP 19 z baterią 21000 mAh. Ale zaraz do sprzedaży wejdzie Doogee V Max, który dostanie baterię… 22000 mAh. Tymczasem takie ogniwa to specjalność smartfonów specjalistycznych, z wyższą wytrzymałością, przeznaczonych dla osób pracujących w ciężkich warunkach. Takich, które muszą mieć kontakt ze światem, ale niekoniecznie mają czas na myślenie o ładowaniu.

Dla zwykłych użytkowników firmy mają głównie szybkie ładowanie. Na rynku pojawią się zaraz smartfony ładowane z mocą ponad 200 W, co daje czasy poniżej 10 min. Mnóstwo urządzeń ładuje się do pełna w około pół godziny. I tylko wielcy gracze, czyli Samsung i Apple są w tym względzie wielkimi konserwatystami. Tak jakby ich użytkownikom się nigdzie nie spieszyło.

Tak czy owak w chwili obecnej osiągnęliśmy w tej dziedzinie złoty środek, czy może raczej zgniły kompromis. Nikt nie jest do końca zadowolony, ale też nikt już nie dramatyzuje.

Wiatr zmian wieje z Polski…

Sytuację może zmienić odkrycie polskich naukowców. Razem z kolegami z Litwy i Białorusi opracowali metodę, dzięki której można w tani sposób produkować baterie cienkowarstwowe. Są one znane od kilku lat. Ładuje się je szybko, nie tracą swoich właściwości, wytrzymują do 25 tys. cykli ładowania. Sęk w tym, że ich wytworzenie było bardzo drogie. To w praktyce eliminowało wynalazek z powszechnego użytku. Teraz jednak może się to zmienić. Jak zapewniają naukowcy, żywotność takiej baterii to 68 lat, a naładowanie od 0 do 100 proc trwa 8 minut.

Pytanie tylko, jak na takie odkrycie zareagują producenci smartfonów. Czy ustawią się w kolejce po baterie, dzięki którym ich smartfon będzie mógł działać, może nie przez 60, ale chociaż 10 lat… Gdyby zaczęli sprzedawać takie urządzenia, to założyliby sobie stryczek na szyję. Zresztą sam nie jestem przekonany, czy chciałbym używać ten sam telefon tak długo. Ale oczywiście, zastosowanie tej technologii do wydłużenia żywotności baterii w jakichś rozsądnych granicach byłoby mile widziane.

I Unii Europejskiej

To jednak chyba wciąż melodia przyszłości, bardziej realny jest… powrót do możliwości wymiany baterii. Chce to wymusić na producentach Unia Europejska. A biorąc pod uwagę np. to co stało, czy raczej stanie się z obowiązkiem stosowania USB-C, nie wydaje się to takie nieprawdopodobne.

Baterie w urządzeniach powinny być zaprojektowane tak, aby użytkownicy mogli je łatwo wyjąć i wymienić – czytamy na stronie Parlamenty Europejskiego.

W optymistycznej wersji historia zatoczy więc koło i wrócimy do roku 2011, LG Optimusa 2X i możliwości wymiany baterii. W pesymistycznej – wszyscy pójdą śladem Appla i jego programu samodzielnej naprawy urządzeń. Który dla przeciętnego użytkownika jest absurdalny i absolutnie niewykonalny. Ale możliwość wymiany baterii istnieje, więc teoretycznie wszystko będzie ok. Oczywiście wolę to pierwsze rozwiązanie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu