Od wczoraj jednym z wiodących tematów w branży są inwestycje szefa korporacji Alphabet. Larry Page wykłada grube pieniądze na tajemnicze biznesy, więc media nie mogły odpuścić tej sprawy. Ale sam też wciągnąłem się w tekst opublikowany przez Bloomberg Businessweek, bo z tej strony nie znałem współzałożyciela Google. Ważne jest nie tylko to, co się dzieje, ale też jak się dzieje. W czasie, gdy Elon Musk odpala kolejne rakiety i mówi o podboju Marsa, Page i jego ludzie pracują nad rozwiązaniami, które mogą doprowadzić do rewolucji w transporcie. Tu, na Ziemi.
Larry Page, współzałożyciel Google i szef Alphabet, tworzy latające samochody. Po cichu
Larry Page jest szefem Alphabet, ale odnoszę wrażenie, że media poświęcają więcej uwagi jego koledze - to Sergey Brin jest bardziej znaną twarzą. Twarzą, która swego czasu promowała Google Glass, która firmuje tajemnicze Google X, która kojarzona jest z ciekawymi inwestycjami (prywatnymi). Page pozostawał trochę w cieniu, lecz okazuje się, że tam nie próżnował. Przy okazji szeroko otwierał portfel, by realizować pasje sprzed lat. Duży chłopiec, duże zabawki...
Dwie tajemnicze firmy z Doliny Krzemowej
Kilka lat temu niedaleko siedziby Google w Mountain View ulokowała się firma Zee.Aero. Zdarzenie o tyle ciekawe, że ziemia w tych okolicach należy do internetowego giganta, startup musiał mieć zgodę na tworzenie tu swojego biura czy pracowni. Pojawiły się przypuszczenia, że to po prostu biznes należący do Google. Ale to nie zostało potwierdzone. I biznes funkcjonował sobie przez te lata spowity aurą tajemnicy oraz spekulacji. Aż do teraz, do wspomnianego tekstu Bloomberga. Wyszło na jaw, że Zee.Aero może zajmować te ziemie, bo to firma należąca do współzałożyciela Google. Larry Page podobno wydał już na nią ponad 100 mln dolarów. Z własnej kieszeni - to nie jest biznes fundowany przez Google/Alphabet.
Firma zatrudnia około 150 osób i pracuje nad... latającym samochodem. O ile można to określić w ten sposób. Ma to być niewielka maszyna, która wyląduje i wystartuje pionowo, będzie zasilana elektrycznie (chociaż tu pewnie rozważane są różne wersje), nie wywoła palpitacji serca swoją ceną, stanie się powszechna. Marzenie ściętej głowy? Jeszcze dekadę temu można było tak podchodzić do tematu, ale świat się zmienia i to bardzo szybko. Od jakiegoś czasu piszemy o dużym dronie, który ma pełnić funkcję latającej taksówki, niedawno przywoływałem na AW startup pracujący nad elektrycznym samolotem, kilka lat temu pisaliśmy o projekcie Terrafugia (i kilku mu podobnych - przykładem Volocopter). Pojawiają się nowe materiały i technologie, przybywa ludzi, którzy przestają postrzegać te rozwiązania w kategoriach SF - dla nich to cele, które można zrealizować.
Larry Page ponoć tworzy pracownikom firmy cieplarniane warunki i sypie gotówką, gdy potrzeba (a nawet, gdy nie potrzeba), ale jednocześnie oczekuje efektów - to dla niego nie jest jedynie zabawa i sposób na przepuszczanie majątku. Zespół ma się posuwać do przodu w pracach. Zauważalnie i szybko. Aby dodatkowo zmotywować pracowników, szef Alphabet... stworzył jeszcze jedną firmę: Kitty Hawk. Pracują niezależnie, a zatrudnieni w nich ludzie pewnie zastanawiają się, co robi konkurencja i na jakim jest etapie. Sprytnie, prawda? Page ściąga specjalistów, ludzi, którzy na tym dziale inżynierii znają się naprawdę dobrze. A w tle mamy też nazwiska z Google X czy człowieka, który nazywany jest "ojcem chrzestnym" autonomicznych samochodów Google.
Larry Page i jego jaskinia
Naprawdę poznaję nowe oblicze Page'a. Z przywołanego tekstu wynika, że szef Alphabet urzędował w budynku niezależącym do Zee.Aero. Na dole działała firma, na górze znajdowała się "męska jaskinia" wielkiego CEO. A w mniej niej drogie obrazy, silnik od SpaceX (Elon Musk to dobry znajomy - pisałem kiedyś, że często nocuje u Page'a) czy ścianka do wspinaczki. Najlepsze jest to, że dla ludzi z dołu nie był on wielkim CEO - funkcjonował jako GUS (the guy upstairs). Wszystko po, to by utrzymywać sprawę w tajemnicy. Z tego robi się już materiał na jakiś serial... Gdy firma się rozrosła i potrzebowała piętra, GUS zabrał swoje klamoty i wyprowadził się z budynku.
Patrząc na to wszystko, można odnieść wrażenie, że z nudów i nadmiaru gotówki, biznesmen postanowił tworzyć zabawki, jak jego kolega Musk. Skoro on ma rakiety czy samochody, dlaczego ja nie miałbym stworzyć latających samochodów? Ale sprawa sięga chyba znacznie głębiej, z doniesień wynika, że Larry Page jeszcze jako młody człowiek był zainteresowany takimi konstrukcjami. Tyle, że wtedy nie miał kasy na realizację planów i marzeń. A teraz je posiada i chyba czuje misję, chce zmieniać świat. Wychodzi ponoć z założenia, że na startupach robiących nowe aplikacje rzeczywistość się nie kończy, że istnieją problemy i zagadnienia, którym naprawdę warto poświęcić czas i uwagę. A zwłaszcza pieniądze.
Czy to może się udać?
O latających samochodach czytam od kilku lat. A temat podejmowany jest od dekad, może nawet od ponad wieku. I nadal niewiele z tego wynika. Możliwe, że to nie zmieni się przez najbliższe lata. Jeśli problemem nie będą technologie, to może się nimi okazać np. prawo. Ten sam kłopot, co w przypadku samochodów autonomicznych. Przy czym eksperci podkreślają, że łatwiej będzie stworzyć autonomiczną, elektryczną latającą taksówkę niż podobny pojazd poruszający się po szosie. A to mógłby być sprzęt zmieniający wiele w naszej przestrzeni i to na wielu polach. Nie chodzi tylko o transport - to kolejny biznes, który mógłby pchnąć do przodu prace nad akumulatorami. Może w końcu i tam zobaczylibyśmy rewolucję? A przynajmniej postępującą szybko ewolucję.
Nie wiem, czy Larry Page i jego ekipa osiągną sukces, czy wielkich rzeczy dokonają inne firmy, ale ewidentnie coś dzieje się na tym polu. Kolejny segment, który warto obserwować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu