Felietony

Laptop dla uczniów nie jest Chromebookiem. Moim zdaniem to dobrze

Tomasz Szwast
Laptop dla uczniów nie jest Chromebookiem. Moim zdaniem to dobrze
39

Laptop dla uczniów będzie wyposażony w system operacyjny Microsoft Windows. Ta decyzja nie spodobała się zwolennikom systemu ChromeOS i pracujących pod jego kontrolą Chromebooków. Czy mają rację? Mimo wielu słusznych argumentów, w mojej opinii dokonano właściwego wyboru.

Mogłoby się wydawać, że o słynnym laptopie dla czwartoklasistów powiedziano już wszystko. Wiemy już, kto najprawdopodobniej zwycięży w przetargu organizowanym przez administrację rządową. Wiemy również, który konkretnie laptop zapewne trafi do rąk uczniów. Jego specyfikacja techniczna została już dokładnie omówiona i jeszcze dokładniej przedyskutowana. Procesor Intel Core i3? Przecież mógł być Intel Core i5, a najlepiej AMD Ryzen 5. 8 GB RAM? Tego się nie da używać! 16 GB to minimum. Dysk 256 GB? Uczeń potrzebuje przynajmniej 512 GB. Co z systemem operacyjnym? Tylko nie Windows! ChromeOS będzie znacznie lepszy!

O ile w temacie specyfikacji technicznej powiedziano już wszystko, tak chciałbym dorzucić trzy grosze od siebie do wątku systemu operacyjnego. Czy uważam, że Windows jest lepszy niż ChromeOS? Wcale nie. Wszystko zależy od konkretnych zastosowań. Sam zresztą pisałem o tym, że Chromebooki to świetne komputery do pracy i nauki. Mam jednak nieodparte wrażenie, że to rozwiązanie nie sprawdziłoby się w warunkach polskiej szkoły. Dlaczego laptop dla uczniów nie jest Chromebookiem i nie powinien nim być? Moim zdaniem powodów jest przynajmniej kilka. Oto najistotniejsze.

Chromebook jako laptop dla ucznia? Moim zdaniem to nie jest dobry pomysł

Laptop dla uczniów to nie tylko komputer. To cały program

Zgodnie z przedstawionymi założeniami, laptop dla uczniów czwartej klasy szkoły podstawowej to coś więcej, niż tylko komputer przekazywany dziecku z myślą o zastosowaniach edukacyjnych. To jeden z milowych kroków w kierunku cyfryzacji polskiej szkoły i systemu edukacji jako takiego. Ten laptop ma sprawić, że każde dziecko nim objęte otrzyma narzędzie, które znacząco ułatwi mu zdobywanie wiedzy. Laptop dla czwartoklasisty ma również usprawnić funkcjonowanie szkoły, poprzez lepszą komunikację między uczniami a nauczycielami. Może się przydać zwłaszcza wtedy, gdy znowu zaistnieje konieczność przejścia w tryb nauki zdalnej.

Skoro zatem mowa o całym programie, trzeba skonstruować go tak, by istotnie okazał się pomocny dla wszystkich zainteresowanych. Co to oznacza w praktyce? Konieczność nauczenia dzieci korzystania z komputera z zainstalowanym systemem operacyjnym, którego filozofia jest zupełnie inna. O ile jednak dzieci szybko pojmą różnice między ChromeOS a Windowsem, tak przydałby się ktoś, kto ich tego nauczy. Kto to taki? Oczywiście nauczyciel i rodzic. W praktyce oznacza to konieczność nauki obsługi systemu operacyjnego od podstaw zarówno nauczycieli, jak i rodziców. Oznacza to nie tylko spore opóźnienie we wdrażaniu nowego oprogramowania do polskich szkół, ale również znaczne koszty wyszkolenia osób, które będą musiały pomagać dzieciom w opanowaniu nowości.

Nauczeni doświadczeniami pandemii, gdzie uczniowie, nauczyciele i rodzice w praktyce sami uczyli się korzystania z rozwiązań do edukacji zdalnej doskonale wiemy, że wdrażanie ChromeOS przebiegłoby w ciężkich bólach. A tego przecież chcemy uniknąć.

Laptop dla uczniów to coś więcej niż komputer. To cały program edukacyjny

Kto nauczy nauczycieli, jak korzystać z Chromebooków?

Wróćmy na chwilę do tematu nauczycieli, ponieważ to na ich barkach spocznie obowiązek uczynienia polskiej szkoły cyfrową. To od ich umiejętności zależy to, czy laptop dla uczniów okaże się nietrafioną inwestycją, która zalegnie w szufladach, czy realną pomocą w zdobywaniu wiedzy. By w pełni wykorzystać możliwości, jakie daje cyfrowa szkoła, potrzeba odwagi, ale również wiedzy nauczycieli. Tej, na dzień dzisiejszy, poważnie brakuje.

Rzeczywistość jest brutalna. Wielu nauczycieli, zwłaszcza starszej daty, potrafi korzystać z komputerów wyłącznie w zakresie podstawowym. Wyobraźmy sobie, że w tym momencie otrzymują Chromebooki, z których nie potrafią korzystać w ogóle. W jaki sposób mieliby je wykorzystywać w celach edukacyjnych? W teorii dokładnie tak, jak komputery z Windowsem. Skoro jednak nawet system Microsoftu, który znają od lat, jest dla nich przeszkodą, jak mogłoby się to udać z ChromeOS?

Zanim Chromebooki trafiłyby do polskich uczniów, konieczne byłoby gruntowne przeszkolenie nauczycieli nie tylko z nowego systemu operacyjnego, ale również z tego, jak takie komputery wykorzystywać w codziennej pracy. Kto miałby się tym zająć? Jaki byłby koszt takiego przeszkolenia? O ile wydłużyłoby to realizację programu? Próżno szukać odpowiedzi na te pytania. Wiadomo jednak, że nauka systemu od zera byłaby znacznie bardziej karkołomnym wyzwaniem, niż uzupełnienie materiału z już obsługiwanej platformy.

Rodzic i Chromebook. Skąd czerpać wiedzę i czas?

Znając realia szkoły podstawowej doskonale wiemy, jak istotną rolę w edukacji dziecka odgrywają rodzice. To właśnie oni pomagają objaśnić wykładany na lekcjach materiał. Również na rodzicach spoczywa pomoc w odrabianiu zadań domowych i przygotowaniu prac zlecanych przez nauczycieli. W momencie wprowadzenia Chromebooka do listy obowiązków dołączyłoby kolejne zadanie – nauka obsługi komputera od podstaw, z nowym systemem operacyjnym.

Jak mogłoby to wyglądać w praktyce? Obawiam się, że nieciekawie. Już teraz coraz trudniej rodzicom znaleźć czas na pomoc dzieciom. Co w sytuacji, gdy chęć pomocy w nauce oznaczałaby również konieczność nauczenia się korzystania z komputera nieco inaczej, niż dotychczas? Efekt zapewne byłby podobny do braku wiedzy u nauczycieli – komputer, którego zadaniem miało być pomaganie dziecku, spoczywałby na samym dnie szuflady.

Nauka nowego systemu operacyjnego to dokładanie nowych obowiązków rodzicom. W mojej opinii to spore zagrożenie dla powodzenia projektu, którego zadaniem jest usprawnienie, a nie utrudnienie nauki.

Są kraje, w których Chromebooki są powszechnie wykorzystywane w edukacji

Laptop dla uczniów to klucz do szkoły w chmurze. Tylko co z dostępem do tej chmury?

Jest jeszcze jeden problem, o którym warto pamiętać poruszając zagadnienie laptopa dla czwartoklasistów. Większość z nas mieszka w większych bądź mniejszych miastach, gdzie już dawno zapomnieliśmy o tym, jak to jest nie mieć dostępu do internetu o przynajmniej przyzwoitych parametrach. Niestety nie wszędzie jest tak różowo. Białe plamy na mapach zasięgu szerokopasmowego internetu wciąż występują. Jak w takiej sytuacji wykorzystać system operacyjny ChromeOS, który jest wybitnie zorientowany na pracę w chmurze? Tu zaczynają się schody.

Doskonale wiemy, jak korzysta się z systemu operacyjnego Microsoft Windows w sytuacji braku internetu. Najpotrzebniejsze oprogramowanie jest zainstalowane w pamięci komputera, przez co nawet chwilowy brak połączenia sieciowego nie jest utrudnieniem. Co w przypadku Chromebooków? Naturalnie, Chromebook również jest w stanie pracować bez łączności z internetem. Efekty pracy mogą być zapisywane w pamięci urządzenia i synchronizowane z chmurą w momencie nawiązania połączenia sieciowego. Nie jest to jednak tak skuteczne i tak efektywne rozwiązanie, jak w przypadku systemu znacznie lepiej przystosowanego do pracy offline. Jakby na to nie spojrzeć, ChromeOS bazuje na narzędziach chmurowych, a jego interfejs to w większości kolejne okna przeglądarki internetowej.

Często bywam na wsi, gdzie jedyną opcją na połączenie z internetem (pomijając drogiego Starlinka) jest lokalna sieć oparta na łączności bezprzewodowej 5 GHz. Jak to działa w praktyce? Wystarczą niekorzystne warunki atmosferyczne, by zapomnieć o stabilności połączenia sieciowego. Czy to są warunki do nauki zdalnej z wykorzystaniem komputera bazującego na rozwiązaniach sieciowych? Z całą pewnością nie.

Czy przyjdzie czas na Chromebooka w polskiej szkole? Z pewnością tak!

Na ten moment Windows jest lepszy. Co dalej?

Mając na uwadze powyższe, a przede wszystkim specyfikę polskiej szkoły podstawowej, jest zdania, że lepszym wyjściem jest wykorzystanie sprawdzonego rozwiązania, jakim jest system Windows. W tym momencie ChromeOS okazałby się jedynie dodatkowym utrudnieniem, na czym ucierpieliby przede wszystkim najważniejsi beneficjenci cyfryzacji szkoły, czyli dzieci. Mam świadomość, że Chromebooki to rozwiązanie stosowane w celach edukacyjnych w innych krajach, zwłaszcza Stanach Zjednoczonych, jednak nie sądzę, by w Polsce sprawdziły się z równie dobrym skutkiem. Jeszcze nie w tym momencie.

Czy kiedyś przyjdzie czas na Chromebooki w szkole? Jestem tego niemal pewien. Zanim jednak to nastąpi, trzeba uporać się z kilkoma istotnymi problemami. Trzeba zadbać o to, by każdy uczeń miał dostęp do infrastruktury sieciowej, która pozwoli mu na szybką i stabilną komunikację z serwisami w chmurze. Ponadto wdrażanie Chromebooków musi następować stopniowo. Najpierw upewnijmy się, że nauczyciele z nich korzystają, potrafią obsługiwać i wykorzystywać, a dopiero potem przekażmy je w ręce dzieci. Koniecznym jest również uświadomienie rodziców o tym, czym jest Chromebook i jak z niego korzystać. To wszystko da się zrobić, jednak z całą pewnością nie w ciągu kilku miesięcy, jak obecnie działa rząd.

Nie odkryję Ameryki jak powiem, że nie sztuką jest rozdać dzieciakom laptopy i patrzeć na to, jak się kurzą. Sztuką jest odpowiednio je wykorzystać, by okazały się cenną pomocą w zdobywaniu wiedzy. Na ten moment w tym celu lepiej sprawdzi się rozwiązanie powszechnie znane, czyli laptop z systemem Windows. Na Chromebooki przyjdzie jeszcze czas.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu