Internet w samolocie to wciąż rzadkość, a jeśli już jest, to jego jakość często woła o pomstę do nieba. Jest jednak szansa, że wkrótce się to zmieni.

W samolotach płacimy niemałe pieniądze za połączenie, które ledwo radzi sobie z wysłaniem maila, a o takich rarytasach jak wideokonferencja możemy zapomnieć. Wiele linii lotniczych w ogóle nie oferuje Wi-Fi, traktując lot jako strefę cyfrowego detoksu – czy tego chcemy, czy nie. Są jednak i takie, które nie tylko mają internet, ale też oferują go w jakości, jakiej pozazdrościłby niejeden domowy dostawca. I wcale nie jest to gigant z Azji, potężny amerykański przewoźnik czy europejska linia premium. Najnowsze, twarde dane od ekspertów z Ookla (twórców Speedtest.net) wskazują na lidera, którego nikt nie obstawiał. Najszybszy i najbardziej responsywny internet znajdziecie na pokładach samolotów... Hawaiian Airlines.
Polecamy na Geekweek: Rekord za naszą zachodnią granicą. Pociąg rozpędzono do ponad 400 km/h
Starlink robi różnicę
Jak linia kojarzona głównie z wakacjami na rajskich wyspach zdołała zdeklasować cały świat? Odpowiedź ma kosmiczne korzenie i dwa kluczowe parametry: prędkość i, co być może nawet ważniejsze, opóźnienie (latency). Sekretną bronią jest natomiast Starlink. Hawaiian Airlines, wspólnie z Qatar Airways, postawiły na rewolucyjną technologię satelitarną od SpaceX. Efekt to nie jest po prostu "szybsze Wi-Fi". To zupełnie nowa jakość połączenia. Mediana prędkości pobierania przekracza niewiarygodne 150 Mb/s. Ale to druga liczba jest prawdziwym przełomem: średnie opóźnienie wynosi zaledwie 44 ms.
Dlaczego niskie opóźnienie jest ważniejsze niż myślisz?
Prędkość pobierania (mierzona w Mb/s) mówi nam, jak szybko dane trafiają na nasze urządzenie – to ona decyduje o płynności filmu na Netflixie. Opóźnienie (mierzone w ms) to czas reakcji połączenia – jak szybko urządzenie otrzymuje odpowiedź po wysłaniu zapytania. To właśnie ten parametr odpowiada za szybkość z jaką strona internetowa reaguje na wasze kliknięcia. Wysokie opóźnienie (>600 ms) typowe dla starych satelitów geostacjonarnych (GEO) oznacza, że na wszystko trzeba czekać. Klikasz link i przez sekundę nic się nie dzieje. W rozmowie wideo panuje niezręczna cisza, bo głos dociera z opóźnieniem. Stabilne połączenie z firmowym VPN-em czy granie online są praktycznie niemożliwe. Niskie opóźnienia (<50 ms), które oferuje Starlink dzięki satelitom na niskiej orbicie (LEO), sprawia, że internet jest bardziej responsywny. Strony ładują się błyskawicznie, wideokonferencje są naturalne, a połączenie jest stabilne. To różnica między frustracją a komfortem pracy jak na ziemi.
Ten zaskakujący wynik pokazuje, że o jakości internetu nie decyduje już tylko prędkość pobierania. Prawdziwą innowacją jest rozwiązanie problemu opóźnień. Hughes czy Intelsat oferują całkiem niezłe prędkości pobierania w samolotach, ale ich opóźnienia rzędu 600-800 ms skutecznie uprzykrzają życie pasażerom. Mimo wszystko i tak są jednak lepszym rozwiązaniem niż np. oferta Deutsche Telekom w samolotach Lufthansy, gdzie połączenie realizowane jest przy pomocy naziemnych stacji LTE. W takich warunkach, na wysokości 10 km, zarówno prędkość pobierania jak i opóźnienia, są godne pożałowania. Wypada tylko mieć nadzieje, że coraz więcej linii lotniczych zacznie korzystać z oferty Elona Muska.
Pojawienie się Starlinka w lotnictwie to nie kosmetyczna poprawa. To fundamentalna zmiana, która sprawia, że praca i rozrywka online na wysokości 10 km stają się wreszcie realne. Podczas gdy pasażerowie większości linii na świecie wciąż zmagają się z brakiem Wi-Fi lub jego tragiczną jakością, Hawaiian Airlines udowadnia, że można zaoferować połączenie lepsze niż w niejednym domu. Okazuje się, że aby być liderem innowacji, nie trzeba być największą linią na świecie – trzeba podjąć odważną technologiczną decyzję. Ten sukces wyznacza nowy, wysoki standard dla całej branży. Wojna o najlepsze Wi-Fi w chmurach dopiero się zaczyna.
źródło: Ookla
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu