Nowa odsłona „Korony Królów” zatytułowana „Królowie” pokazuje, że nawet najbardziej krytykowany serial może dojrzeć i nabrać wartości. Choć nadal nie jest wolny od wad, to coraz lepsze kostiumy, scenografie i gra aktorska sprawiają, że z produkcji wyśmiewanej staje się coraz bardziej angażującą opowieścią historyczną. Szkoda tylko, że to już jej ostatni rozdział.

Trudno uwierzyć, że „Korona Królów” z produkcji powszechnie wyśmiewanej i porównywanej do „Trudnych Spraw” z mieczami, dziś staje się jednym z najbardziej konsekwentnie rozwijanych seriali kostiumowych w polskiej telewizji. Najnowsza odsłona cyklu, zatytułowana po prostu „Królowie”, udowadnia, że TVP z każdą kolejną częścią wyciąga wnioski i stara się serwować widzom coś coraz lepszego. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym? Jeszcze nie. Ale do tandety z czasów Łokietka już bardzo daleko.
"Królowie" są świetni, ale czegoś zabrakło
„Królowie” zabierają nas do czasów Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka – dwóch braci, dwóch zupełnie różnych charakterów, dwóch ścieżek ku władzy. Akcja rozpoczyna się w 1440 roku, kiedy to młody Władysław rusza objąć tron Węgier, a jego brat Kazimierz wyrusza na Litwę. Z jednej strony mamy tragizm wojny z Turkami, z drugiej – mozolne budowanie potęgi i stabilizacji. Historia wręcz wymarzona do ekranizacji. I trzeba przyznać: tym razem twórcy zrobili wiele, by nie zmarnować potencjału.
Przede wszystkim uległa poprawie warstwa wizualna. Kadry są szersze, lepiej skomponowane, scenografie – bardziej dopracowane, a kostiumy nie rażą już teatralną taniością, lecz faktycznie pomagają budować klimat epoki. Nawet sceny pojedynków – wcześniej kojarzące się z zabawą dzieci na pikniku historycznym – dziś mają swoją dramaturgię i duszę. Widać, że ktoś pochylił się nad tym, co wcześniej było tylko tłem, a dziś staje się integralną częścią opowieści.
Nie znaczy to jednak, że serial nagle stał się bezbłędny. Jednym z najczęstszych zarzutów – i słusznych – jest recykling aktorów. Jeśli „Królowie” to twoje pierwsze spotkanie z tą sagą – pewnie nie zauważysz. Ale jeśli śledziłeś „Jagiellonów” czy wcześniejsze sezony, nie sposób nie zauważyć, że ci sami aktorzy pojawiają się co kilka lat w zupełnie innych rolach. Postać, którą jeszcze niedawno poznaliśmy jako rycerza, teraz gra chłopa, a doradca Kazimierza Wielkiego to teraz również doradca Jagiełły. To osłabia wiarygodność całego uniwersum i niestety wytrąca z rytmu.
Drugim, powtarzającym się problemem, jest brak konsekwencji w postarzaniu postaci. Zdarza się, że bohater nagle „rośnie” o dekadę z odcinka na odcinek – zmienia go inny aktor – podczas gdy reszta obsady zdaje się nie zmieniać w ogóle. Zaburza to chronologię i burzy rytm fabularny. Taki zabieg może być zrozumiały, ale wymaga dużo większej delikatności.
Nie brakuje też głosów krytycznych dotyczących wiarygodności historycznej i dialogów. Jeden z użytkowników Filmwebu nie przebierał w słowach: „to manifest współczesnych trendów, a nie obraz epoki”. Krytykował wszystko – od fabularnych uproszczeń, przez język, po rzekome przeinaczenia historyczne. I choć można zarzuty te uznać za przesadne, nie sposób nie zauważyć, że serial niekiedy zbyt mocno upraszcza realia historyczne, próbując przypodobać się współczesnemu widzowi. Jak zauważył ten sam użytkownik, romans królowej z rycerzem bardziej przypomina romans z seriali platformowych niż dworską, politycznie skomplikowaną relację.
Mimo to – i to warto mocno podkreślić – „Królowie” są krokiem naprzód. Dojrzałym, świadomym i przemyślanym. Choć moim zdaniem brakuje im czegoś z „Jagiellonów” – może to kwestia charyzmy tamtejszych postaci kobiecych lub samego Jagiełły, może intensywności intryg politycznych – nowa seria wciąż buduje jakość. I to jakość, której wcześniej brakowało.
To już niestety koniec. Będę tęsknił
Szkoda tylko, że to już koniec. TVP nie planuje kontynuacji „Korony Królów”. A przecież historia Polski nie kończy się na Kazimierzu Jagiellończyku. Co z Zygmuntem Starym, Boną, Zygmuntem Augustem? Co z dramatem rozbiorów i Stanisławem Augustem Poniatowskim? Czy naprawdę nie zasługujemy na kontynuację tej epopei?
Bo jeśli czegoś nauczyły nas ostatnie lata, to tego, że nawet z najbardziej wyśmiewanej produkcji może wyrosnąć coś, co z czasem nabierze sensu, treści i stylu. „Królowie” to nie jest serial idealny. Ale to serial, który przeszedł długą drogę. Szkoda, że nadszedł czas, by tę drogę przerwać właśnie teraz, gdy wreszcie zaczął naprawdę iść we właściwym kierunku.
Grafika: TVP
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu