Felietony

Idealny serial na weekend prosto od twórcy "Yellowstone"! Ma jeden sezon i wciągnąłem go "na raz"

Kamil Świtalski
Idealny serial na weekend prosto od twórcy "Yellowstone"! Ma jeden sezon i wciągnąłem go "na raz"
Reklama

Dziś przychodzę z poleceniem serialu który okazał się znakomitym miksem gatunkowym. Wciągnął mnie bez reszty — a przez to że póki co ma tylko jeden sezon — wydaje się idealną propozycją na wolne wakacyjne popołudnia!

Seriale Taylora Sheridana cieszą się w ostatnich latach ogromną popularnością. Uniwersum "Yellowstone" które stworzył to nie tylko kontrowersje związane z finałem i odejściem Kevina Costnera, ale przede wszystkim bohaterowie z krwi i kości i trzymająca w napięciu opowieść.

Reklama

Ale na "Yellowstone" jego twórczość się nie kończy. Ostatnio inną jego serię polecał Konrad — mam tu na myśli "Burmistrza Kingstown". I choć doceniam serię, to nie należy ona do lekkich i przyjemnych. W "Królu Tulsy", którego chciałbym wam dziś polecić, również dzieje się wiele - i bywają trudniejsze momenty. Jednak nie jest on aż tak poważną serią — co czyni go idealnym serialem na wolne letnie popołudnia.

"Król Tulsy" to serial twórcy "Yellowstone" z Sylvestrem Stallonem w roli głównej

O "Królu Tulsy" w ostatnich tygodniach robi się coraz głośniej - i to z kilku powodów. Pierwszym jest bezapelacyjnie to, że wielkimi krokami zbliża się premiera drugiego sezonu opowieści, która do polskich widzów trafi już 18 września. Machina marketingowa się rozkręca i jest go coraz więcej tu i ówdzie. Drugą bez wątpienia jest to, że w kuluarach mówi się, że to nowe oczko w głowie Sheridana - i budżety na miarę tych z "Yellowstone" mają teraz trafić właśnie do "Króla Tulsy". I jeżeli mam być szczery - nie miałbym nic przeciwko. Bo z czystej ciekawości kilka dni temu dałem szansę serialowi i... najzwyczajniej w świecie przepadłem.

W tytułowego "Króla Tulsy" — Dwighta "Generała" Manfrediego — wciela się kultowy Rocky i Rambo — czyli sam Sylvester Stallone. Dwight to starzejący się mafioso, którego postać budzi respekt, współczucie, bawi i szokuje już od pierwszych scen. Serial bowiem w doskonały sposób łączy w sobie elementy dramatu kryminalnego z czarnym humorem.

Historię zaczynamy śledzić po w chwili, gdy Manfredi po 25-latach opuszcza więzienie. Ćwierć wieku spędził tam za rzekome morderstwo, którego dokonał na zlecenie mafii. Po wyjściu na wolność świat zmienił się nie do poznania. Powrót na ulice ukochanego Brooklynu okazuje się poza jego zasięgiem. Starzy towarzysze oddają w jego ręce zupełnie nowy teren: Tulsę w stanie Oklahoma. To tam ma zająć się rozkręceniem nowych interesów dla nowojorskiej rodziny mafijnej. Zderzenie z zupełnie obcym, prowincjonalnym środowiskiem staje się dla Dwighta wyzwaniem, ale również szansą na zbudowanie nowego imperium przestępczego.

Wraz z rozwojem historii Dwight zyskuje partnerów "biznesowych" i pomocników. Próbuje odnaleźć się w nowym świecie w którym gotówka przestaje mieć znaczenie, jednak ku zdziwieniu wszystkich — stare zasady i sposoby wciąż potrafią działać. Spryt, znajomości, zaufanie pozostają ponadczasową walutą.

Komedia, dramat i akcja zmieszane w idealnych proporcjach

"Król Tulsy" okazał się dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Dlaczego? Rzadko w ostatnich latach zdarza mi się wciągnąć serial "na raz". Cliffhangery które serwowali jego twórcy może nie były najbardziej druzgocącymi w historii telewizji, ale byłem szczerze zaciekawiony co przygotowano dla widzów dalej. Sam serial zaś - mimo iż posiada sporo mrocznych i smutnych momentów - regularnie przełamuje je czarnym humorem, który wyjątkowo do mnie trafia. Znakomity miks gatunkowy i świetny serial, który od kilku dni polecam wszystkim z czystym sercem. I piszę to z pozycji widza, który niekoniecznie sięga po mafijne historie w serialowym wydaniu, co chyba jest najlepszą rekomendacją.

Polscy widzowie mogą obejrzeć serial w jednym z najtańszych VOD - SkyShowtime. Serwis może i nie powala jakością ani obfitością biblioteki, ale dla tej produkcji - z pewnością warto skusić się choćby na miesiąc abonamentu.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama