Dwa lata temu wywołał skandal gdy zrobił jury w balona konkursu i wygrał konkurs dla artystów cyfrowych. Teraz wraca i narzeka na brak praw.
Kontrowersyjny artysta domaga się praw dla sztucznej inteligencji
Obrazki generowane przez programy posiłkujące się sztuczną inteligencją budzą niezmiennie wiele kontrowersji. I nic dziwnego, tak wiele narzędzi bazuje na twórczości objętej prawami autorskimi, ale niczego sobie z tego ich twórcy nie robią. Jedną z takich osób był Jason M. Allen, który teraz nadział się na własną ignorancję.
Kto mieczem wojuje...
Allen wygrał konkurs artystyczny dla twórców cyfrowych, dosłownie zrobił jury w balona. Do wykreowania jego pracy wykorzystał popularne narzędzie Midjourney. Tak wygenerowany obrazek złożył w ramach konkursu sztuki cyfrowej w Kolorado i wygrał. Wielu się sprzeciwiało tej decyzji, lecz ostatecznie wygranej mu nie odebrano. Twórca zaś unosił się pychą i jak podaje Gizmodo, komentował, że za nic nie przeprosi, ponieważ nie złamał żadnych zasad. Dorzucając: to się nie zatrzyma. Sztuka jest martwa, stary. To koniec. Sztuczna inteligencja wygrała. Ludzie przegrali (NYTimes).
Ironicznie, teraz ta sama osoba szuka ochrony praw swojego tworu. Niestety dla niego, cały czas się skarży, że jego podania o uznanie praw autorskich są odrzucane. Amerykański urząd zajmujący się tego typu sprawami, w marcu zeszłego roku postawił sprawę jasno. Prace otrzymane poprzez programy do ich generowania, nie zawierają żadnych śladów ludzkiego autorstwa. W praktyce oznacza to tyle, że nie mogą zostać objęte żadną ochroną.
Uważa, że należy mu się ochrona, składa kolejną apelację
Praca, którą wysłał do konkursu, nazywa się bardzo pompatycznie w duchu wielbicieli tego typu treści, Théâtre D'opéra Spatial. Jak twierdzi Jason M. Allen, potrzebuje ochrony, ponieważ nie zarabia wystarczająco z tego co stworzył Midjourney.
"Doświadczyłem spadku ceny, w tym sensie, że postrzegana wartość mojej pracy jest niższa, to z kolei wpłynęło na moją możliwość do naliczania opłat licencyjnych na poziomie standardu branży", skarżył się Allen w Publicznym Radiu Kolorado
W świecie artystycznym trwa obecnie walka o ochronę praw artystów, którzy nie generują swoich prac w żadnym z popularnych programów. Osoby takie jak Allen zaś bazują na ich pracach do tworzenia swoich obrazków, dopóki proces standaryzacji tego co sztucznej inteligencji wolno i nie wolno się nie zakończy. Z tego powodu zarzuty kontrowersyjnego artysty są bardzo ironiczne, tym bardziej że swoją sytuację komentuje mówiąc:
"Były takie przypadki, że ludzie bezpardonowo kradli moją pracę i wplatali ją w jakąś nową. Są jeszcze tacy ludzie, którzy dosłownie wystawiają moją pracę na sprzedaż w formie printów lub jako krypto i próbują sprzedać na Etsy lub OpenSea", lamentował dla KUSA News
Z tych powodów Jason M. Allen złożył apelację do sądu stanowego w Kolorado, oskarżając amerykański urząd do spraw związanych z prawami autorskimi o błędną decyzję. Argumentuje przede wszystkim tym, że za mało na obrazku zarabia.
Nie chcą uznać jego wkładu
Linia obrony twórcy jest prosta. Ma rozbudowany dialog z narzędziem sztucznej inteligencji, z którym tworzył dzieło. To wskazuje jego jako pełnowartościowego autora tego co zostało przez program wygenerowane. Ponadto później musiał spędzić dużo czasu na dopieszczaniu obrazka w Photoshopie oraz innym narzędziu AI, Gigapixel AI. Wszystkie argumenty można przeczytać w dokumencie udostępnionym przez organ wydający zgodę na objęcie prawami autorskimi.
Jeżeli chodzi zaś o urząd rozpatrujący podanie Allena, to nie jest tak, że całkowicie odrzucili prośbę kontrowersyjnego artysty. Wręcz przeciwnie, wykazali mu przychylność, z tym że nie po myśli zainteresowanego. Powiedziano mu, że prawami autorskimi mogą objąć te elementy, które rzeczywiście sam stworzył, lecz nie całe dzieło.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu