Felietony

Komunikacja zbiorowa jest droga. To nieporozumienie i droga donikąd

Tomasz Szwast
Komunikacja zbiorowa jest droga. To nieporozumienie i droga donikąd
122

Komunikacja zbiorowa, by była chętnie wybierana przez pasażerów, musi być niedroga, powszechnie dostępna, szybka i niezawodna. Czy można przypisać te cechy do polskiego zbiorkomu? Obawiam się, że nie będzie to łatwe. Kwestią szczególnie palącą są ceny. Co dalej z tym zrobić?

Ostatnie tygodnie i miesiące to okres wzburzonej dyskusji o środkach komunikacji. Raz po raz wybuchają dyskusję na temat samochodów elektrycznych czy przyszłości pojazdów spalinowych. Opinię publiczną rozpalają podziały w kwestii tzw. stref czystego transportu czy zakazu ruchu. Wiele mówi się również o komunikacji zbiorowej. To właśnie ona, zgodnie z deklaracjami jej zwolenników, ma sprawić prawdziwe cuda. Według niektórych osób, zwłaszcza ze środowiska aktywistów miejskich, sprawna i szybka komunikacja zbiorowa to sposób na to, by ludzie rzadziej korzystali z samochodów. W niektórych przypadkach do tego stopnia, że wręcz zrezygnują z ich posiadania.

Transport publiczny ma zastąpić indywidualne środki komunikacji nie tylko w skali miasta czy jego najbliższej okolicy, ale również na dłuższe dystanse. W przypadku Polski ma w tym pomóc m.in. rozbudowa infrastruktury kolejowej. Przyjrzyjmy się jednak temu, jak komunikacja zbiorowa wygląda obecnie, w 2023 roku. Mam bowiem głębokie przeświadczenie o tym, że mimo pozornego rozwoju zadziało się bardzo wiele złego. Ludzie zamiast częściej korzystać z transportu publicznego skłonni są raczej do rezygnacji z usług publicznych przewoźników. Dlaczego tak? Wszystkiemu wydaje się być winnym jeden, ale za to bardzo istotny czynnik.

Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak obecnie wygląda sytuacja ekonomiczna mieszkańców Polski. Drożeje praktycznie wszystko. Niezależnie od tego, czy mówimy o podstawowych produktach spożywczych, mediach czy kosztach utrzymania mieszkania, w przeliczeniu na typowe zarobki większości jest naprawdę bardzo drogo. Na drożyznę wpływa również koszt środków transportu. Każdy kto posiada samochód wie, ile teraz kosztuje paliwo. Korzystający z komunikacji zbiorowej również narzekają na skokowe wzrosty cen biletów czy to jednorazowych, czy o dłuższym terminie obowiązywania.

Jako że nic tak nie zniechęca ludzi do czegoś, jak drożyzna, z komunikacją zbiorową w Polsce może wkrótce być krucho. Jak temu zapobiec? Sposób jest tylko jeden.

Komunikacja zbiorowa w Polsce ma się źle już od dawna

Kłopoty komunikacji zbiorowej wcale nie zaczęły się w 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia. Nie zaczęły się również w 2022 roku, kiedy lawinowo wzrosły ceny paliw. By odnaleźć źródło problemów należy cofnąć się w czasie o przynajmniej 20 lat wstecz, do drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. To właśnie wtedy komunikacja zbiorowa najmocniej odczuła skutki transformacji ustrojowej. Spółki odpowiedzialne za realizację przewozów czy to drogowych, czy kolejowych, nagle musiały okazać się rentowne, by móc je dalej prowadzić. By osiągnięcie rentowności było możliwe, trzeba było radykalnie ograniczyć koszty działalności tychże spółek. Jak to zrobić? Naturalnie poprzez likwidację nieopłacalnych kursów i niepotrzebnej infrastruktury. To właśnie wtedy zaczął się prawdziwy koszmar dla polskiego zbiorkomu.

Drastyczne ograniczenie dostępności kolei porównano wręcz do uderzeń siekierą. W komunikacji autobusowej wcale nie działo się lepiej. PKSy, które w słusznie minionym ustroju przeżywały prawdziwy rozkwit, teraz upadały jeden po drugim. Jakby tego wszystkiego było mało, obserwowaliśmy zjawisko tzw. wygaszania popytu. Oznacza to, że dostępność komunikacji na danej trasie była stopniowo ograniczana, by pasażerowie sami z niej zrezygnowali i przesiedli się do samochodów. Wtedy można było z czystym sumieniem uznać konkretne połączenie za nierentowne i po prostu je zamknąć. Co to oznaczało dla ludzi, którzy z różnych przyczyn nie mogli pozwolić sobie na posiadanie własnego samochodu? Bardzo łatwo się domyślić.

Jeszcze do niedawna komunikacja zbiorowa w Polsce zdawała się wstawać z kolan. Kolejne połączenia były reaktywowane, przewoźnicy mocno inwestowali w rozwój taboru, a liczba pasażerów rosła. Teraz jednak pojawił się bardzo trudny przeciwnik, którego trudno będzie pokonać. Oczywiście mam na myśli drożyznę. Czy to właśnie ona sprawi, że zbiorkom w Polsce znowu cofnie się w rozwoju?

Podróż koleją stała się dobrem luksusowym

Z perspektywy pasażera podróż koleją ma mnóstwo zalet. Kiedy swego czasu przynajmniej raz w tygodniu podróżowałem na trasie Rzeszów-Warszawa i z powrotem, bardzo często wybierałem właśnie podróż pociągiem. Dlaczego tak? Przede wszystkim z uwagi na szybkość, niezawodność, bardzo wysoki komfort podróży, a co najważniejsze korzystną cenę. Przejazd pociągiem, nawet gdy było to Pendolino, kosztował mnie zauważalnie mniej niż samotna jazda samochodem. Co by było, gdybym to dzisiaj musiał podróżować regularnie na tej trasie? Obawiam się, że nigdy nie zdecydowałbym się na kolej.

Na potrzeby przygotowania niniejszego materiału zajrzałem do oferty przewoźnika PKP Intercity, by pozyskać informację o koszcie przejazdu właśnie na trasie Rzeszów-Warszawa. Dla własnej wygody, podobnie jak kilka lat temu, wybiorę pociąg w standardzie EIC Premium. Ile muszę zapłacić? 224 złote za przejazd tylko w jedną stronę. Jak łatwo policzyć, droga tam i z powrotem wyniesie mnie 448 złotych. A co z kosztem dojazdu na dworzec i z powrotem w Rzeszowie, gdzie z uwagi na godzinę odjazdu pociągu nie mogę liczyć na komunikację miejską? Muszę skorzystać z taksówki, co zwiększa cenę o kolejne 20 złotych w jedną stronę. Łącznie 488 złotych. Po dodaniu kosztów komunikacji zbiorowej w Warszawie pęknie bariera 500 złotych.

Ile będzie mnie kosztował dojazd samochodem? Do przejechania mam 660 kilometrów. Mój samochód pali w trasie średnio 6,5 litra na 100 kilometrów, przy cenie benzyny bezołowiowej 6,49 zł za litr. Nie muszę ponosić dodatkowych kosztów dojazdu taksówką czy komunikacją miejską. Samochód przez całą trasę spali 42,9 litra, co będzie mnie kosztowało niecałe 280 złotych. To przeszło 160 złotych mniej. To wszystko w sytuacji, gdy podróżuję sam. Co gdybym chciał zabrać w podróż jeszcze trzy dorosłe osoby? Przejazd samochodem w dwie strony nadal wyniesie mnie 280 złotych, podczas gdy koleją... 1792 złote!!! W taki oto sposób komunikacja zbiorowa w Polsce z najpowszechniejszego i najbardziej dostępnego środka poruszania się po kraju stała się dobrem luksusowym, na które stać wyłącznie krezusów.

Komunikacja zbiorowa w miastach? Też jest bardzo drogo

Niestety, podwyżki cen biletów nie dotyczą tylko i wyłącznie kolei. Komunikacja zbiorowa w miastach również drożeje i to w zastraszającym tempie. Jeszcze do niedawna oczywistym było to, że autobus czy tramwaj to najtańszy środek transportu po mieście. Teraz sytuacja nie jest już taka oczywista, zwłaszcza gdy podróżujemy w kilka osób. W Rzeszowie, czyli mieście, w którym  mieszkam na co dzień, niejednokrotnie okazywało się, że podróż samochodem obsługiwanym przez jedną z firm świadczących usługę przewozu osób dla dwóch czy trzech osób jest tańsza bądź porównywalna do komunikacji miejskiej.

Ile kosztuje zbiorkom w Rzeszowie? Rzućmy okiem na cennik miejskiego operatora komunikacji. Bilet jednoprzejazdowy normalny kosztuje 5 złotych. Bilet 24-godzinny to koszt 18 złotych, a za bilet miesięczny trzeba zapłacić 125 złotych. Jak sytuacja wygląda w Warszawie? Bilet jednorazowy to koszt 4,40 złotych. Bilet dobowy kosztuje 15 złotych, a miesięczny 110 złotych. Cenę biletu miesięcznego można obniżyć dzięki karcie Warszawiaka. Jego koszt wyniesie wówczas 98 złotych.

Czy dostrzegacie absurd tej sytuacji? W Rzeszowie, gdzie do dyspozycji pasażerów jest wyłącznie komunikacja autobusowa, w dodatku niezbyt rozbudowana zwłaszcza na nowych osiedlach, za zbiorkom płaci się więcej niż w Warszawie. Do dyspozycji Warszawiaka, który płaci mniej, pozostają autobusy miejskie, metro, tramwaje, SKM i WKD. Ta sytuacja wymaga pilnego działania odpowiednich organów samorządowych i rządowych. W przeciwnym razie zainteresowanie komunikacją zbiorową może się znacząco zmniejszyć.

Klucz do popularności zbiorkomu? Tylko i wyłącznie niskie ceny!

Niezależnie od tego, jakie warunki gospodarcze panują obecnie, rządzący muszą zrobić wszystko, by ceny komunikacji zbiorowej spadły i to znacząco. By komunikacja zbiorowa stała się realną alternatywą nie może być tak, że pasażer zastanawia się, czy bardziej opłaca mu się jechać komunikacją, czy może jednak samochodem. Komunikacja ma być tańsza w absolutnej większości scenariuszy, również biorąc pod uwagę to, że samochodem może podróżować więcej niż jedna osoba.

Co istotne, doskonale wiedzą o tym chociażby nasi sąsiedzi. Kiedy porównamy ceny kolei w Polsce i w Niemczech szybko okaże się, że komunikacja zbiorowa w naszym kraju jest wręcz absurdalnie droga. Najłatwiej sprawdzić to kupując bilet na jeden z pociągów międzynarodowych, gdzie za przejazd możemy rozliczyć się zarówno z polskim, jak i niemieckim przewoźnikiem. Różnica może okazać się szokująca.

Jeśli rzeczywiście istnieje konieczność, by komunikacja zbiorowa stała się najchętniej wybieranym środkiem transportu, po prostu musi stanieć i to znacząco. W przeciwnym przypadku ludzie nawet nie pomyślą o tym, by pewnego dnia porzucić korzystanie z samochodu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu