Recenzje filmów

Kod zła - recenzja. Czy “najstraszniejszy horror dekady” trzyma poziom?

Piotr Kaniewski
Kod zła - recenzja. Czy “najstraszniejszy horror dekady” trzyma poziom?

W ostatnich tygodniach o „Kodzie zła” słyszałem naprawdę wiele wiadomości. Wszystkie zgodnie wskazywały na to, że będziemy mieć do czynienia z jednym z najstraszniejszych horrorów dekady. Czy po wyjściu z kina ja również tak uważam? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.

Ciężkie czasy kinowego horroru

Choć na przestrzeni zeszłych lat wyszło wiele tytułów przypisujących sobie miano horroru, to niestety mała część z nich realnie się do nich zalicza. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich dekad wartość kina grozy upadła. Obecnie mamy erę klonów, które naśladują siebie nawzajem, nie wnosząc absolutnie nic nowego. Twórcy kierują się schematycznymi straszakami, nie dbając o klimat ani treść. Ważne, żeby w tle grywała mroczna muzyka i od czasu do czasu coś „strasznego” wyskoczyło na środek ekranu.

Przytłaczająco pozytywne opinie o „Kodzie zła” w ostatnich tygodniach zalały internet, dając nadzieję na coś świeżego. Sam osobiście miałem co do tego pewne wątpliwości i raczej nikt nie powinien się temu dziwić. W końcu ostatnie lata horroru przypominają cykl, co jakiś czas pojawia się nowy film, który przez wielu okrzyknięty jest najlepszym tworem dekady. W rzeczywistości jednak w trakcie seansu widz przeżywa rozczarowanie.

„Kod zła” - najstraszniejszy horror dekady, ale czy na pewno?

Źródło: NEON

Prawdą jest to, że choć recenzenci obiecali nam prawdziwą grozę, to niestety takich emocji nie doświadczymy. Nie jest to jednak powód, żeby od razu skreślać ten tytuł. Film ma w sobie wiele zalet, w tym również historię, która trzyma w napięciu. Zbalansowanie momentów między akcją a spokojem, granie ciszą, czy brak chamskich straszaków, przemawiają na korzyść tej produkcji.

Film swoim stylem nawiązuje do tytułów takich jak „Gothika” (2003), „Fight club” (1999) i „Zodiak” (2007). Oznacza to, że „Kod zła” aspiruje do bycia poważną produkcją, a nie zwykłym straszakiem. Właśnie dlatego, zamiast na jumpscare’ów Perkins położył nacisk na klimat, który zawdzięcza trzem rzeczom.

Pierwszą z nich jest oprawa muzyczna, odpowiednia dla horroru od początku do końca daje znać, że nie oglądamy dobranocki, lecz film, w którym będą się dziać straszne rzeczy. I tak właśnie jest.

Drugi aspekt, przekładający się na niepokojący klimat, to dialogi. W samym filmie doświadczymy ich dość mało, są one za to bardzo treściwe, tak samo jak cisza między nimi. Postaci mówią to, co powinny mówić między sobą, idealne minimum. Kod zła to przepis jak powinno się pisać linie dialogowe, bez nadmiernej ekspozycji, naturalnie, uwzględniając charakter każdej postaci.

Za klimat oczywiście odpowiada też to, jak wygląda film. Ostatnio w modzie jest stosowanie kolorystycznych kontrastów oświetleniowych. Najświeższym trendem jest zestawienie zielonego z czerwonym, co pojawia się, chociażby w filmie akcji „John Wick 4”. Twórcy „Kodu Zła” postanowili jednak sięgnąć po bardziej poważny duet granatu z żółtym, co według mnie było dobrym posunięciem. Nie możemy też zapomnieć o ujęciach, które zostały dobrane z wyobraźnią. Zaskoczyć was mogą, chociażby pierwsze minuty filmu, niewyglądające tak jak można by się tego spodziewać.

Scenografia, dbałość o szczegóły, ciekawe rekwizyty, charakteryzacja postaci to kolejne rzeczy, za które można pochwalić ten tytuł.

Fabuła, czyli lekki powiew świeżości

Fot. NEON

Twórcy już w opisie filmu zdradzają, że nie mamy do czynienia ze zwykłym złoczyńcą zabijającym dla zabawy. Chodzi o coś więcej, o coś, co jest bezpośrednio związane z okultyzmem. Treści bazujących na takim schemacie jest naprawdę wiele, a mimo to Perkins zdołał wyrwać się monotonni i wybił się na tle konkurencyjnych produkcji. Udało mu się zaprezentować znany motyw w zupełnie nowej odsłonie.

Dużym plusem „Kodu zła” jest protagonistka, Lee Harker. Od samego początku widać, że wyróżnia się na tle innych postaci. Wydaje się zdystansowana, nieśmiała, unikająca głębszych kontaktów z ludźmi. Wszystko to razem sprawia, że zachowanie Harker nieraz budziło u mnie niepokój. Idealnie grało to z udźwiękowieniem, kadrami i przebiegiem wydarzeń.

Cały film skupia się na motywie śledztwa, co uważam za bardzo udany ruch. Zostałem zaangażowany w mroczną historię i towarzyszyłem bohaterom w intrygującej drodze do poznania prawdy.

„Kod zła” - czy warto się na niego wybrać?

Dawno pogodziłem się z tym, że nigdy nie powstanie film, który będzie wywoływał u mnie ciągły strach. To marzenie ściętej głowy. Na szczęście strach to nie jedyna cecha charakterystyczna dla filmów grozy. Poza nim jest także niepokój, a ten towarzyszył mi przez większość seansu. Dawno nie doświadczyłem czegoś podobnego.

„Kod zła” to produkcja, która spodoba się osobom lubiącym mroczną historię, powoli budującą napięcie. Nie doświadczycie tu wielu straszaków, jak u konkurencji. Perkins chciał wywołać zupełnie inne emocje, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Mamy więc do czynienia z perełką wybijającą się na tle tego, co już było. Żywię głębokie nadzieje, że przyszli twórcy strasznych tytułów wezmą z niego przykład i podobnie, jak on zaczną eksperymentować z treścią i formą. Jedno jest pewne, po wyjściu z sali kinowej ponownie zacząłem wierzyć, że ten gatunek nie umarł i wciąż może wrócić na dobre tory.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu