Są tacy influencerzy finansowi, którzy są praktykami swoich metod i są prawdziwymi autorytetami (jak Michał Szafrański). Ale jest i bardzo rozdrobnione grono takich, którzy niczym ekskrement w odpływie... gonią z prądem i zwyczajnie zbijają kokosy na aktualnej koniunkturze. Każdy chce być zdrowy, szczęśliwy i najlepiej do tego jeszcze bogaty. Nic dziwnego, że pojawiają się "finansowe osobowości" w mediach społecznościowych. Tyle tylko, że im wcale nie zależy na Tobie. Jesteś surowcem do wyeksploatowania.
Influencer dzielący się swoimi doświadczeniami to zupełnie "normalne" zjawisko. W kwestii mody, do katastrofy może dojść co najwyżej w trakcie spotkania towarzyskiego - być może nikt nie zauważy. Gorzej, jeżeli swoją decyzję odnośnie finansów czy inwestycji oprzesz na twierdzeniach lub radach "fachowca z Internetu". Może się okazać, że jedyną osobą jaka wzbogaci się na tym akcie będzie... Twój "fachowiec". Wiecie, zupełnie inna klasa ryzyka. Ci od mody są zazwyczaj nieszkodliwi. Ale ci od finansów...
KNF nazywa ich "finfluenserami" (przy czym poprawnie ortograficzna forma to "finfluencer" i takiej będziemy używać). Wskazuje na coś, co generalnie wśród jakichkolwiek wpływowych person z Internetu jest jedynie tajemnicą poliszynela: te nie zawsze są obiektywne i czasami działają przede wszystkim we własnym Interesie. Wiecie: załóż konto tutaj, a otrzymasz bonus. Tyle, że ten konkretny finfluencer jednocześnie uczestniczy w programie polecającym i im więcej osób z jego polecenia wykona przewidziane w nim działania - tym lepiej dla niego. W przypadku naprawdę wpływowych osób w świecie finansów, to mogą być naprawdę spore pieniądze. I jak taki człowiek ma nie być bogaty?
To trochę jak z tym kawałem dotyczącym konferencji pt. "Jak szybko zarobić milion dolarów", gdzie na wydarzenie zapisało się 1000 osób, a bilet wstępu kosztował 1000 dolarów. Niektórzy ludzie są majętni wcale nie dlatego, że ich rady są wspaniałe - zwyczajnie potrafią monetyzować swój wpływ. I tutaj przechodzimy do rzeczy jeszcze bardziej oczywistych. Jeżeli masz jakieś umiejętności socjotechniczne oraz umiesz doskonale odgrywać przyjętą przez siebie rolę (nie musisz być wcale Panem Ripleyem) - to masz szansę zostać jakimkolwiek influencerem.
Autorytet to dziś już nie wypadkowa wiedzy i doświadczenia
I na to wskazuje materiał z KNF, który z niewiadomego mi powodu został opublikowany w formie grafiki. Mam nadzieję, że Komisja Nadzoru Finansowego się nie obrazi, jeżeli ów obrazek poszatkuję i odniosę się do zawartej na nim treści.
Wśród blogerów, dziennikarzy, wpływowych ludzi z Internetu istnieje "kult dłuższego". Więcej wyświetleń, subskrybentów, obserwujących, fanów to wyznacznik prestiżu. Skoro tak, to nieźle radzący sobie na Instagramie i Twitterze Marcin Najman jest autorytetem w dziedzinie sportu. Ale rzeczywiście tak jest, że instynktownie sądzimy iż konkretny człowiek musi mieć jakiś autorytet skoro obserwuje go tyle i tyle osób. Ci natomiast wiedzą, że to nie wszystko - swoją doskonałą rolę musisz grać dobrze do samego końca. Dlatego w swoich poradnikowych materiałach znajdziecie mnóstwo wykresów, porównań, cytatów, opinii. Wszystko po to, aby uwiarygodnić przekaz.
Jednocześnie ci ludzie nie są nachalni jak akwizytor lub fotowoltaiczne call-center. Nie obiecują nieprawdopodobnych rzeczy, dokumentują przeprowadzone przez siebie transakcje i przy okazji przemycają atrybuty, dzięki którym widać że wiedzie im się dobrze. Zdjęcie z luksusowym samochodem, na jachcie, w trakcie wypoczynku w egzotycznym miejscu - to atrybuty człowieka majętnego. Skoro on to robi i jemu się udało: Ty też możesz.
To, co jest typowe dla działania finfluencerów: adnotacje, wedle których konkretna informacja nie jest poradą inwestycyjną czy rekomendacją. Dlaczego? Bo nie chcą brać odpowiedzialności za swoje materiały, a także nie mają odpowiednich uprawnień KNF. Przy okazji, Komisja Nadzoru Finansowego przemyca zestaw zasad, wedle których warto działać, rozpatrując przypadek konkretnego finfluencera.
O tempora...
Cóż za czasy, w których trzeba pokazywać ludziom zdroworozsądkowe zasady - byle tylko nie wpadali w mniejsze lub większe pułapki. Finanse, inwestowanie to zdecydowanie nie zabawa i jeżeli człowiek nie ma wiedzy, doświadczenia i zdrowego rozsądku, bardzo szybko może stracić oszczędności życia lub wpaść w gigantyczne długi. Przedsięwzięcie KNF jest jednak jak najbardziej słuszne: rozpasanie influencerów finansowych, którzy doradzają - ale nie biorą za nic odpowiedzialności... to coś, czemu przynajmniej warto się przyjrzeć.
Polskie urzędy w ogóle zaczęły mocno przyglądać się influencerom. UOKiK w zakresie działalności youtuberów (oraz oznaczania akcji sponsorowanych), KNF natomiast eksploatuje tematy pasującej do jego działalności niszy. Jak na razie bardzo mi się to podoba.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu