Felietony

Skoro oglądamy filmy w domu, to pozwólmy im się wykazać. Odłóżcie te telefony

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Kończący się rok 2021 trudno nie nazwać rokiem VOD. Największe hity kinowe trafiały na mały ekran, a liczba premier i oglądalność bije kolejne rekordy. Istotne jednak jest nie tylko, co oglądamy, ale także jak oglądamy.

Perspektywa oglądania filmów i seriali na tablecie czy smartfonie wydawała się świetna. Wreszcie tego rodzaju rozrywkę możemy zabrać ze sobą gdziekolwiek pojedziemy, bo jedyne co nas ogranicza to poziom energii w akumulatorze, a nie nawet zasięg, gdyż aplikacje posiadają tryb offline. Mi również zdarza się w ten sposób poznać jedną czy drugą historię, ale przeraża mnie przyszłość, w której dla wielu osób nie ma miejsca dla kina. Jednak nie sam fakt takiego zdania mnie zaskakuje, lecz alternatywa jaką wielu widzów proponuje zamiast dużego ekranu i odpowiedniego nagłośnienia.

Reklama

Kiedy efekty i fabuła mają znaczenie?

Te same filmy, które niektórzy najpierw zobaczą w kinach, a później inni odtworzą na minimum 55-calowym ekranie z kinem domowym, pewna grupa widzów ogląda na laptopie, tablecie lub smartfonie. Dotyczy to także widowisk i to nie jedynie od Netfliksa, ale wielu innych serwisów i dystrybutorów, którzy oferują filmy online. Ostatecznie opinia osób mających za sobą seans w całkowicie odmiennych warunkach jest równie istotna, bo przecież nikt nie weryfikuje gdzie i na jakim sprzęcie obejrzał. I po premierze "Szybcy i wściekli 9" słyszę, że nie jest to ambitny film, ale jako widowisko na dużym ekranie sprawdził się świetnie, bo dawał ogrom frajdy, a porównywalne lub nawet lepsze akcyjniaki na Amazon Prime Video czy Netfliksie są ganione za brak fabuły. Jeśli otoczenie nie miało wpływu na to, jakie wrażenie robi dany film, to gdzie indziej można dopatrywać się powodów takiej sytuacji?

Oglądasz? Odłóż telefon

Jako maniaka filmów cieszy mnie perspektywa rosnącej liczby premier online, bo szanse nakręcenia czegoś dostają też ci, którzy bez obecności platform streamingowych nie daliby rady sfinansować swoich projektów. Oczywiście takie okoliczności sprzyjają też powstawaniu sporej liczby miernoty, ale wydaje się to nieuniknione. Problemem jest jednak nieproporcjonalny postęp w kontekście środowiska, w jakim widzowie oglądają te nowości. Online debiutują filmy z przeróżnych gatunków, a część z nich nie wybrzmi dobrze na smartfonie z jedną słuchawką w uchu, podczas rozmowy na Messengerze oraz scrollowania Instagrama oraz w przerwach od przeglądania TikToka. Nie prowadzę dokładnych statystyk, ale mając pewną wiedzę, jak niektórzy oglądają filmy, zbyt często dostrzegam prawidłowość w zaniżaniu ocen produkcji, które wymagały odrobiny skupienia i koncentracji na tym, co się działo na ekranie.

Dźwięk ma ogromne znaczenie

Wiele mówi się, że dziś pod względem sprzętowym możemy sobie zorganizować kino w domu, więc ruch z premierami online jest właściwy. Popytajcie znajomych, tych dalszych również, jak wiele osób posiada telewizor i odpowiednie nagłośnienie, minimum soundbar. To nie jest tak powszechne, jak mogłoby się wydawać, a czasami wystarczy naprawdę niewiele, by wrażenia z seansu znacząco się poprawiły. Nawet zmiana ustawień obrazu, m. in. wyłączenie upłynniaczy ruchu wpłynie na to, jak wspominać będziemy konkretne tytuły. A producenci sprzętu coraz bardziej wychodzą naprzeciw innym potrzebom, bo nawet tańsze modele soundbarów Samsunga czy Sony oferują naprawdę dobry i głęboki dźwięk, zaś Sonos zaktualizował swój mniejszy model Beam, który może też pełnić rolę (członka) domowego systemu audio o wszechstronnym zastosowaniu. Nie musimy więc kupować kilku urządzeń i głośników, czasami wystarczy jeden, a właściwy zakup - wszystko zależne od potrzeb. Seans na głośnikach z laptopa, które ledwo radzą sobie z wyraźnym brzmieniem dialogów, to nie są warunki do oglądania.

Jako fan dobrego kina, nie jestem zadowolony ze zmian w branży

Filmy (i seriale) potrzebują odpowiedniego nośnika, a postępująca degradacja takich walorów nie zwiastuje niczego dobrego. Dla kogoś, komu kino (jako element kultury, nie budynek) jest niezwykle bliskie, nowe realia mogą być powodem do niemałych obaw, gdyż niektórzy twórcy są nawet instruowani przez zleceniodawców, by nie kręcić zbyt szerokich planów w serialach, bo na ekranie smartfona wypadną mało korzystnie. To może zrezygnujmy z drogich efektów i konkretnej scenografii na rzecz greenscreena, zaś kostiumy generujmy tylko komputerowo. Niektórych aktorów też. Przecież i tak na telefonie nie dostrzeżemy różnicy...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama