Robi się coraz cieplej, nadchodzi długi weekend majowy, w tle majaczą już wakacje, a te oznaczają oczywiście wypoczynek. Nierzadko nad wodą: morzem, jeziorem, rzeką, ale też miejskim basenem. Wizja relaksu kusząca, lecz trzeba pamiętać, że woda potrafi być bardzo niebezpieczna, każdego roku toną rzesze ludzi. Nieciekawe statystyki i nasze bezpieczeństwo próbują poprawić twórcy opaski Kingii - to może być jeden z wakacyjnych hitów.
Kingii - będziesz chciał kupić ten gadżet przed wakacjami
Kingii nie jest rozwiązaniem idealnym i przeznaczonym dla każdego - warto zaznaczyć to już na wstępie. Twórcy podkreślają na swojej stronie, że to nie jest alternatywa dla kamizelki ratunkowej, że nie zastąpi tego rozwiązania i nie zapewni 100% bezpieczeństwa. Co więcej, opaska zalecana jest dla doświadczonych pływaków w wieku nastoletnim. Istotna uwaga dla klientów-rodziców, którzy stwierdzą, że ich kilkuletnie dziecko będzie w pełni chronione, gdy założy ten sprzęt. Otóż nie będzie. Nadal trzeba pociechę odpowiednio zabezpieczyć i przede wszystkim pilnować. Żaden gadżet nie zastąpi nadzoru rodziców.
Sprzęt wielokrotnego użytku
Tyle słowem wstępu, czas na konkrety. Wypada wspomnieć, że Kingii już się u nas pojawiło - pisałem o tym produkcie niecałe dwa lata temu. Wówczas zbierano pieniądze na jego stworzenie, teraz mamy już do czynienia z gotowym towarem. I to dostępnym w Polsce: jedna opaska kosztuje 329 złotych, im więcej się ich kupi, tym taniej wychodzi. Do wspomnianej sumy należy dodać koszt zakupu dodatkowych zbiorników z CO2: opaska nie jest sprzętem jednorazowego użytku, ale po każdym napełnieniu pływaka gazem, trzeba wymienić nabój z dwutlenkiem węgla.
Zasada działania urządzenia jest w miarę prosta: na nadgarstku umieszcza się opaskę, na którą składają się m.in. zwinięty balon i wspomniany nabój z CO2. Jest też zawleczka, która aktywuje zbiornik z gazem, ten ostatni napełnia balon. Dzięki temu sprzęt wynurza się. Wraz z nim wynurzyć powinien się człowiek. Potem należy objąć balon, co pozwoli utrzymać się na powierzchni wody. Pływak jest pomarańczowy, a zatem dobrze widoczny, na opasce jest kompas, wypada wspomnieć o gwizdku - może się przydać.
Kingii nie przeszkadza
Opaska ma tę zaletę, że nie krępuje ruchów - dopóki nie zostanie uruchomiony nabój, człowiek nie powinien zwracać uwagi na ten gadżet (jego waga wynosi 168 g). Rozwiązanie wydaje się uniwersalne, z Kingii skorzystać może nie tylko człowiek przemieszczający się łodzią, kajakiem, pontonem czy na desce, ale też pływak. Także ten doświadczony i zdrowy - każdemu może się przytrafić wypadek czy jakiś atak, skurcz. Jak już wspominałem, opaska pewnym ratunkiem nie jest, ale szanse na przeżycie podnosi.
To ważne, bo rocznie na świecie toną 372 tysiące osób. Porażająca liczba, mamy tu średniej wielkości polskie miasto. Statystki przytacza na stronie Kingii, ale sprawdziłem je - to oficjalne dane WHO. Zagadnienie, któremu zdecydowanie warto poświęcić uwagę. Jeżeli się uda, przeprowadzimy testy Kingii, pewnie jeszcze przed wakacjami. Sprzęt unosi ponoć osoby o wadze do 130 kg, więc nawet mnie wyciągnie spod wody. Tyle teoria - przekonamy się, czy w praktyce jest równie kolorowo.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu