Klasyk śpiewał, że rosną mury, dzisiaj wypada stwierdzić, że rosną góry - śmieci. Przybywa krajów rozwiniętych, a wraz z tą ewolucją zwiększa się ilość odpadów, jakie człowiek produkuje. Zatruwamy środowisko na wiele sposobów, ale warto odnotować, że przybywa pomysłów na walę z tym zjawiskiem. Jednym z nich jest Ooho, czyli jadalne opakowanie na płyn. Projekt wpisuje się w szersze zjawisko i chociaż rewolucji to nie przyniesie, to szanse na zrobienie biznesu są całkiem spore.
Ooho to nowy sposób na picie wody. Albo na ekstrawaganckie drinki
Ooho nie jest pomysłem nowym, mogliście o nim przeczytać już kilka lat temu. Ale zainteresowanie projektem wzrasta i są ku temu powody - twórcy zdobyli w ramach finansowania społecznościowego spore środki na rozwój interesu, produkt został dopracowany, organizowane są spotkania z potencjalnymi inwestorami, rozwiązanie jest coraz szerzej testowane. Nie mówimy już zatem o idei trzech studentów, lecz o startupie, który rozwija skrzydła.
Na czym polega pomysł? W znacznej mierze przypomina on biodegradowalną butelkę, o której pisałem jakiś czas temu, pewien Islandczyk postanowił tworzyć opakowania na płyny z materiału pozyskiwanego z alg. W przypadku Ooho jest podobnie, rolę budulca spełniają substancje otrzymywane z wodorostów. Zastosowano też proces znany z kuchni molekularnej (przeczytałem o tym pierwszy raz, zasób wiedzy poszerzony): sferyfikację. Dzięki niemu płyn umieszczany jest w cienkiej błonie, która zapewnia ochronę, ale jednocześnie jest biodegradowalna, można ją zjeść lub wyrzucić na kompostownik.
Projekty na pierwszy rzut oka różnią się przede wszystkim wielkością opakowania - w przypadku Ooho jest ono małe. Nawet bardzo małe. Czy to ma sens? Podobno niewielkie butelki z wodą stanowią pokaźną część rynku, więc można pójść tym tropem. I chociaż nie widzę tego w ofercie sklepów, to twórcy zwracają uwagę na inną sferę: imprezy, zwłaszcza te masowe. Takie kulki z wodą można rozdawać np. podczas maratonów albo koncertów w plenerze. Ludzie byliby pewnie zainteresowani chłodną, orzeźwiającą wodną "piłką" na plaży, ale też w centrum miasta upalnym latem. Jest jeszcze coś.
We wspomnianej błonie można zamknąć nie tylko wodę - równie dobrze może to być sok, napój gazowany czy alkohol. Tu pojawia się spore pole do popisu. Drinki serwowane w kulkach? Widzę to. A może mocne trunki, które zamknięte zostaną w jadanym opakowaniu o smaku owocowym? Widzę to jeszcze bardziej. W barach, dyskotekach, klubach wszelkiej maści to może się sprawdzić. Istotny jest przy tym fakt, że proces wytwarzania Ooho jest tani, potrzebny do tego sprzęt nie zajmuje dużo miejsca. Produkt może zatem powstać w lokalu i nie wymaga to horrendalnych nakładów. Jeżeli zapewnienia twórców nie są przesadzone, projekt może się okazać niezłym biznesem.
Dochodzimy do sedna sprawy: czy to rzeczywista alternatywa dla plastikowych butelek? W żadnym wypadku. Wystarczy wspomnieć, że Ooho ma sporo ograniczeń - jest niewielkie i trzeba to wypić za jednym razem, nikt nie będzie chodził z rozerwaną piłką wypełnioną cieczą (chyba). Trudno przy tym stwierdzić, jak problematyczne będzie otwieranie owej piłki i czy istnieje spore ryzyko oblania się płynem? Czy opakowanie jest wytrzymałe, jak reaguje na wahania temperatury i promienie słoneczne? Dochodzi do tego kwestia higieny - błony są niby dwie, wierzchnia może trafić na kompostownik, a wewnętrzna do żołądka, ale pewnie i to wzbudzi wątpliwości.
Butelek, zwłaszcza większych, to nie wyeliminuje, ale pojawia się intrygująca alternatywa dla mniejszych opakowań. Nie tylko buteleczek, ale też np. kubków. Przybywa pomysłów na biodegradowalne opakowania i to akurat warty odnotowania trend - przed górami śmieci nas nie uratuje, tu potrzebne są szerze działania i m.in. zmiana nastawienia konsumentów, lecz liczy się każda rzeczywista innowacja.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu