Pomysł

Kibicuję Kingii, bo to naprawdę dobry projekt

Maciej Sikorski
Kibicuję Kingii, bo to naprawdę dobry projekt
11

Było już dzisiaj o crowdfundingu, pisałem, że nie podoba mi się wejście Sony do tej przestrzeni. Do finansowania społecznościowego, zmian, jakie w nim zaszły, mam zresztą więcej zastrzeżeń. Ale nie oznacza to, że całą ideę uważam za chybioną - wręcz przeciwnie. Gdyby nie crowdfunding być może nie po...

Było już dzisiaj o crowdfundingu, pisałem, że nie podoba mi się wejście Sony do tej przestrzeni. Do finansowania społecznościowego, zmian, jakie w nim zaszły, mam zresztą więcej zastrzeżeń. Ale nie oznacza to, że całą ideę uważam za chybioną - wręcz przeciwnie. Gdyby nie crowdfunding być może nie pojawiałyby się takie projekty, jak Kingii. Trafiłem dzisiaj na ten produkt i jestem bardzo na tak.

Rozpoczęły się wakacje, a te zawsze wiążą się z ofiarami. Alkohol, brawura, brak wyobraźni i kilka innych czynników zbierają swoje żniwo. Dzieje się tak np. nad wodą - ludzie toną w morzach, jeziorach, rzekach. W basenach też. Ofiar mogłoby być zdecydowanie mniej, gdyby ludzie nie wyłączali myślenia. Albo gdyby je w końcu włączyli - różnie można do tematu podchodzić. Myślenie wskazane, ale można je wspomagać techniką, bo różne rzeczy dzieją się w wodzie. I tu pojawia się Kingii.

Mamy do czynienia z niewielkim urządzeniem zakładanym na rękę. W porównaniu z opaską fitness sprzęt wygląda oczywiście na duży, ale należy go raczej porównywać z kamizelką ratunkową - spełniają podobną rolę. Widać to na powyższym filmie. Sprzęt posiada nabój z CO2 oraz nadmuchiwaną poduszkę. Jeśli użytkownik ma problemy w wodzie, złapał go skurcz, zmęczył się, wie, że dostaje np. ataku serca, to ciągnie za zawleczkę i balon jest pompowany. Utrzymuje on człowieka na powierzchni, zwiększa szanse na przeżycie. Nie oznacza to, że uratuje życie każdemu potencjalnemu topielcowi, który założy sprzęt - to wsparcie, a nie wybawienie.

Poduszka nadaje się do wielokrotnego użycia, naboje z CO2 można wymieniać, twórcy dodali kompas i gwizdek, co uznaję za bardzo dobry ruch - nie zwiększają poważnie ceny czy wagi, a mogą się okazać przydatne. Skoro już o cenie mowa: wspomina się o blisko 80 dolarach. Drogo? Moim zdaniem suma do przełknięcia. Zwłaszcza, że ten gadżet może uratować życie. No właśnie, tu dochodzimy do najważniejszej kwestii: czy to działa i czy będzie skuteczne? Niestety, nie znam odpowiedzi. Podoba mi się sam pomysł, widać, że można jeszcze stworzyć coś świeżego i przy okazji pożytecznego. Jednocześnie czekam jednak na testy sprzętu i opinie użytkowników: jak się z tym pływa, czy faktycznie nie przeszkadza i, co najważniejsze, czy jest w stanie wyciągnąć człowieka na powierzchnię, a potem go na niej utrzymać?

Społeczność uwierzyła twórcom - zbiórka na Indiegogo zakończyła się sukcesem. A na dobrą sprawę dopiero się zaczęła - kasa będzie zbierana jeszcze przez 4 tygodnie. Twórcy nie chcieli milionów, potrzebowali kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Teraz trzeba "dowieźć" projekt. Gdyby okazało się, że to działa, to możliwe, że sam bym kupił taki produkt. Z wodą różnie bywa...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Crowdfundingwoda