Felietony

Każdy mój wpis jest do zbierania komentarzy i odsłon

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Grzegorz pisał dzisiaj o zegarku Apple, produkcie Watch, o którym cały technologiczny świat rozprawia od tygodnia. Pod wpisem znalazło się sporo komen...

Grzegorz pisał dzisiaj o zegarku Apple, produkcie Watch, o którym cały technologiczny świat rozprawia od tygodnia. Pod wpisem znalazło się sporo komentarzy, a jeden wywołał uśmiech na mojej twarzy. Pojawiło się podejrzenie, że tekst ma na celu zdobycie komentarzy i odsłon. Trudno nie zgodzić się z Autorem tej opinii – nasze teksty faktycznie mają zbierać komentarze i odsłony.

Reklama

Nie chciałbym, żeby ktoś mnie źle zrozumiał, doszukiwał się we wpisie rzeczy, których tu nie ma, pomyślał, że piszę w obronie Grzegorza (ależ to brzmi). Po prostu stawiam kawę na ławę: piszę dla komentarzy, lajków i odsłon (w pierwszej kolejności dla kasy). We wstępie wspomniałem, że my tak robimy, ale teraz stwierdzam, że za innych nie będę się wypowiadał. Ja tak robię. I nie ukrywam tego, bo to chyba oczywiste. Chodzi o to, by tworzone teksty były "konsumowane" przez jak największą liczbę odbiorców. Taki cel ma zarówno blog czerpiący korzyści finansowe ze swojej działalności, jak i ten, który nastawiony jest wyłącznie na zabawę. Jeżeli ktoś powiedziałby, że nie zależy mu na odsłonach i komentarzach, to musiałbym zadać pytanie o sens takiego blogowania. Jeśli komuś nie zależy na zainteresowaniu odbiorców i poczytności, to po co pisać publicznie?

Wbrew temu co myśli część z Was, nie ślęczę godzinami nad tym, by stworzyć krzykliwy tytuł, który podbije internety i sprawi, że serwery się zagotują. Powody są dwa. Po pierwsze, nauczyłem się już, że im dłużej kombinuję i staram się stworzyć ciekawy tytuł, tym gorsze są efekty. Albo nikt nie czyta tekstu albo muszę się przez pół dnia tłumaczyć, dlaczego taki a nie inny tytuł. Treść schodzi na dalszy plan, a to irytuje. Po drugie, nie mam czasu i weny na takie dumanie. W ciągu miesiąca tych wpisów pojawia się naprawdę sporo, gdyby tak przy każdym zastanawiać się, jak przyciągnąć ludzi, to musiałbym odpuścić sen. A ostatecznie i tak wrócilibyśmy do punktu pierwszego – tytuł byłby przekombinowany i robota na marne.

Odnoszę się do tytułu, bo w tekście Grzegorza spełniał on ważną rolę – czytelnik wiedział, że będzie hejt. Mógł się zatem przygotować na ogień we wpisie i w komentarzach. Ale czy Autor jakoś kombinował? Nie, poinformował, że będzie hejt. Wyczuwasz podstęp, nie wchodź. Teraz treść, bo to najlepszy motyw. Grzegorz jest rozczarowany i negatywnie odnosi się do nowego produktu Apple, więc ktoś podejrzewa, że to pod publiczkę. Bo karci firmę, która ma sporo fanów i pewnie odpowiedzą. Najlepsze jest to, że tydzień temu konkurencja w osobie Przemysława Pająka napisała, że to produkt przełomowy i pojawiła się nie tylko fala krytyki, ale też podejrzenia o to, że tekst został napisany dla wywołania szumu i odsłon. I tak źle, i tak niedobrze.

Teraz załóżmy, że ktoś próbuje (podkreślam próbuje, nie wierzę w to, że takie rzeczy są możliwe) obiektywnie podejść do sprawy. Wszystkie emocje na bok i twarda analiza, bez swoich ocen, bo te przecież nie będą w pełni obiektywne – zawsze jest się bliżej opinii A lub opinii B. Jeśli bazuje się tylko na faktach i przedstawia je w punktach, to… czytelnik traci zainteresowanie. Pamiętajcie proszę, że to blog, a ten rządzi się swoimi prawami. I daje ludziom to, czego oczekują: opinie, emocje, prognozy, osądy, drwiny, zachwyty, burzliwe dyskusje itd.

Piszę o tym, bo często pojawiają się zarzuty, że nie jesteśmy obiektywni. Obiektywny mogę nie być, zwłaszcza w "gorących" tematach, bo mimo starań, zawsze jest się na tak lub na nie. O to w tym chodzi. I o zdobywanie czytelników – człowiek z natury jest łasy na pochwały i zapewnienia, że robi coś dobrze (albo przynajmniej, że przynosi to efekty). Dla mnie miernikiem w tej materii są wyniki, jakie osiąga wpis. Gdy piszę tekst, mam nadzieję, że będzie bardzo poczytny, polecany i komentowany. Jeśli nie jest, to nie rozrywam szat, ale ukryty żal pozostaje. A to najgorszy żal ;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama