Temat konferencji Apple powoli dogasa, chociaż i tak wywołuje jeszcze sporo emocji - czy to w komentarzach w mediach technologicznych, czy to w społec...
Po co nam premiery, skoro niemal wszystko wiemy przed nimi?
Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...
Temat konferencji Apple powoli dogasa, chociaż i tak wywołuje jeszcze sporo emocji - czy to w komentarzach w mediach technologicznych, czy to w społecznościówkach. Stało się natomiast to, czego się wielu nie spodziewało. Skala przecieków i ich niesamowita trafność sięgnęły takiego poziomu, że jestem zdumiony. I tu nasuwa się pytanie, czy warto jeszcze czekać na premiery nowych urządzeń? Tak mocno akcentowane w mediach, tak wyczekiwane - po co, skoro niemal wszystko wiemy przed?
Nie będę owijał w bawełnę, że dla nas, blogerów technologicznych przecieki są tematem nieatrakcyjnym do opisywania. Wręcz przeciwnie, zawsze wywołują wiele emocji, pobudzają czytelników do aktywności i mówiąc brzydko - świetnie się czytają. Zagrożeniem jakie stoi za publikowaniem informacji o przeciekach jest to, że najczęściej bloger ponosi za treść owych informacji pełną odpowiedzialność. Sam mocno się przekonałem o tym w tym wpisie, gdzie publikowałem informacje na temat wycieku zdjęć iPhone 6. I tym razem się nie pomyliłem, choć bardzo dosadnie niektórzy z Was próbowali mi imputować nierzetelność. Inną sprawą jest to, że byłem na 99% pewien źródła wycieku i stąd nie miałem obaw przed opublikowaniem tego wpisu na łamach Antywebu. W owym przekonaniu umacniał mnie fakt, iż źródło zdjęć "rzekomego" iPhone 6 było niesamowicie pewne.
Zupełnie inną kwestią, lecz bardzo istotną jest sama etiologia przecieków. Tutaj akurat są dwie opcje i każda z nich ma swoich zwolenników i przeciwników. Najprostszą chyba możliwością występowania tego zjawiska jest niski poziom bezpieczeństwa jakby nie patrzeć poufnych danych wewnątrz firm. Wedle tej teorii, na przykład jeden z pracowników wpada na świetny pomysł podzielenia się ze światem informacjami na temat nowego urządzenia firmy X. I żeby nie było niedomówień, takie przypadki występowały. Najlepszym przykładem jest sprawa Alexa Kibkalo, byłego już pracownika Microsoftu, który ujawniał tajne informacje francuskiemu blogerowi. Wpadł przez to, że bloger korzystał z konta pocztowego w usłudze Hotmail (niedobry Microsoft nieproszony wszedł na konto pocztowe jak do siebie - w sumie to był u siebie...).
Mamy także opcję drugą, którą jest "przeciek kontrolowany". To akurat kwestia ogromnie kontrowersyjna, zwłaszcza, że za takim działaniem firm idą kolosalne korzyści. Sprawa pozostawionego w barze "prototypu iPhone 4" odbiła się bardzo głośnym echem w mediach technologicznych, które jak wiecie szybko chwyciły temat i narobiły mnóstwo szumu wokół sensacyjnego przecieku. Ci jednak, którzy podeszli do sprawy nieco bardziej "na chłodno", zaczęli się zastanawiać, czy owa "fatalna pomyłka" nie jest czasem bardzo wyrafinowaną próbą zapewnienia sobie darmowej reklamy.
Istnieją przypadki, w których przecieki nie są dla producenta niczym dobrym. O Apple Watch mówiło się już 4 lata temu, co zmotywowało konkurencyjnych producentów do przyglądnięcia się tematowi nowej niszy na rynku. Jako, że chodziło o Apple, zapewne wszyscy producenci obawiali się, że Cupertino znowu będzie pierwsze w wyścigu i zagarnie dla siebie ogromną część perspektywicznego rynku. Jest zupełnie inaczej - Apple Watch po premierze jest pod obstrzałem porównań do konkurencji i nie wydaje mi się, by mógł on kiedykolwiek zasiąść na fotelu lidera tej grupy urządzeń.
Jednak w przeważającej ilości przypadków, nie ma większych przesłanek za tym, by stwierdzić iż przeciek jest dla firmy czymś złym. Napędza medialną machinę - my mamy o czym pisać, czytelnicy mają nad czym debatować, a kasę i tak ostatecznie będzie liczył producent. Po premierze rzecz jasna - przed którą wszystko już będzie wiadome. No i pod warunkiem, że produkt się sprzeda, ale to już zupełnie inna kwestia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu