Chciałem zacząć ten tekst chociaż w połowie tak dobrze, jak twórcy ‘The Banner Saga’ swoje dzieło: “Bogowie umarli. Słońce stanęło w miejscu”. I uznał...
Chciałem zacząć ten tekst chociaż w połowie tak dobrze, jak twórcy ‘The Banner Saga’ swoje dzieło: “Bogowie umarli. Słońce stanęło w miejscu”. I uznałem, że zacznę podobnie, ale nieco przewrotnie: taktyczne RPG żyją, a crowdfunding ruszył do przodu.
Sporo już o tym tytule napisano, od kiedy wspominałem o nim jeszcze przed premierą na łamach Antywebu. Większość mogę tylko potwierdzić:
- tak, jest to jedna z lepszych, a być może najlepsza gra, która powstała za pośrednictwem Kickstartera.
- tak, zachwyca w warstwie wizualnej. Trzyosobowy zespół namalował graczom dzieło sztuki, które swoim stylem, bogactwem detali i przyjemną niespiesznością pobudza wyobraźnię. Na parę godzin przenosi w czasie tam, gdzie gry wymagały od odbiorcy więcej fantazji, a doświadczenia pozostawały niepowtarzalne.
- tak, olśniewa muzycznie - Austin Wintory, autor muzyki do ‘Journey’, połączył typowe dla siebie melodie z motywami jakby żywcem zaczerpniętymi ze ‘Skyrim’. Jego ścieżka dźwiękowa nie tyle tworzy tło, co jest pierwszoplanowym bohaterem.
- tak, zaskakuje fabularnie - historia jest mroczna, dojrzała i bezlitosna. Przez świat przetacza się apokalipsa w wielu postaciach. Ludzie i rogate olbrzymy - Varlowie - tworzą kruchy sojusz, mający pomóc przetrwać najgorsze. A i tak walczą ze sobą i między sobą. Dominuje poczucie beznadziei i podobnie jak w ‘Pieśni Lodu i Ognia’, raczej ‘dark’, niż ‘fantasy’.
- tak - ta gra tchnęła powiew świeżości w taktyczne fantasy RPG. Czaruje nieskomplikowaną, ale niezwykle przemyślaną i bogatą w niuanse mechaniką walki oraz ciekawie przeplecionymi trybami rozgrywki - RPG i turowym.
Samo to powinno Was zachęcić do rzucenia pieniędzmi w twórców ‘The Banner Saga’. Ale dla rozpatrujących gry na nieco innych poziomach, właściwą recenzję zbuduję na 3 słowach na literę “s” i… podobieństwach do “The Walking Dead”.
W 3 słowach
- Skrupulatność. Wielu dzisiejszych graczy to słowo może zniechęcać, nawet przerażać. ‘The Banner Saga’ nie jest więc dla nich. Dokonywanie ruchów podczas walki, zarządzanie dostępnymi zasobami, podejmowanie decyzji ważących o losie całych społeczności, czy rozwój postaci oparty na tej samej puli punktów (‘Renown’), za które można kupić przedmioty i zapasy - wszystkie te czynności wymagają od gracza ostrożności, uwagi i pomyślunku, bo często decydują o porażce albo... katastrofie (w ogólnym rozrachunku ta pierwsza okazuje się całkiem niezłym rezultatem, szczególnie na wyższym poziomie trudności). Podobnie jak to, że od pewnego momentu nie tylko zna się na pamięć wszystkie dostępne opcje, guziki, zagrywki, a traktuje się je niemal z namaszczeniem: nawet jeśli używa się ich intuicyjnie, to nigdy bezrefleksyjnie. (dla przykładu: wykorzystywanie nielicznych, decydujących często o wyniku walki punktów ‘Willpower’). To kwintesencja przyjemności z rozgrywki, którą niełatwo znaleźć w innych grach, w których intuicyjność = “button-mashing’.
- Statyczność wynika z opisanej skrupulatności. Trzeba pogodzić się z oczekiwaniem i brakiem dynamizmu - i podczas walki i dialogów. Więcej: trzeba pogodzić się z obrazem wędrującej karawany, często nawet przez minutę, kiedy musimy po prostu siedzieć, podziwiać widoki i czekać. Nie ma nawet wiele ruchu w tej wędrówce - gra uboga jest w animacje. Bo statyczność, to także intencjonalny efekt designu i ograniczeń budżetowych studia Stoic. ‘The Banner Saga’ to niemal nowela graficzna, mówiąca obrazem bardzo cicho i głośno słowem.
- Subtelność. Tak jak wyżej: słowo jest w tej grze wszechobecne. Większość dzieje się w literach. Rozczulają nawet ‘old-schoolowe’ (żeby uniknąć zarzutów ze strony polonistów na Antywebie, dodam też: staroszkolne ;] ) didaskalia, które ostatnim razem widziałem chyba w “Planescape: Torment”. Fabuła jest ekscytująca, choć w teorii trudno sobie wyobrazić wypieki na twarzy podczas czytania kwestii nieruchomych bohaterów. Zaufajcie mi: tak właśnie jest.
‘The Banner Dead’
Nie spotkałem się jeszcze z tym porównaniem, ale towarzyszyło mi ono bezustannie podczas rozgrywki. ‘The Banner Saga’ garściami czerpie z komiksowej wersji ‘The Walking Dead’. Nie serialu, niekoniecznie gry, a właśnie z oryginalnej noweli graficznej Roberta Kirkmana. Podobieństwa są uderzające i jeżeli tylko jesteście takimi fanami papierowego wydania ‘TWD’ jak ja, to tytuł od chłopaków ze Stoic z miejsca będzie dla Was bogatszy w wartościowe smaczki:
- atmosfera dołującego przygnębienia - świat przedstawiony, który się rozpada lub już rozpadł;
- częste niejednoznaczne moralnie decyzje, które decydują o losie całej społeczności;
- wielowymiarowi bohaterowie o różnych motywacjach i charakterach, bezustannie konfrontujący odmienne punkty widzenia i z lubością wchodzący ze sobą w konflikty;
- małe społeczności, wyznające różne filozofie przetrwania w obliczu apokalipsy;
- ciągły survival - zbieranie zapasów, beznadziejna walka o przetrwanie z przeważającym liczbowo przeciwnikiem;
- postać jednego z bohaterów - Rooka - przypominająca wizualnie, rysem psychologicznym i sytuacją w której się znajduje Ricka Grimesa (bliźniaczy jest nawet wątek z dzieckiem);
- i pojawienie się postaci, przywołującej na myśl legendarnego Governora ;)
Werdykt niepotrzebny
Ta recenzja ukazuje się dwa tygodnie po premierze ‘The Banner Saga’. Bardzo możliwe, że przeczytaliście już każdą możliwą rekomendację. Dlatego zamknę ten tekst podobnie przewrotnie jak go otwierałem, pisząc dla kogo ta gra z pewnością nie jest:
- dla tych, którzy szukają w grach kolorowych, ruchomych obiektów, strzelających innymi kolorowymi obiektami;
- dla tych, którzy cierpią na syndrom kompulsywnego klikania;
- dla tych, którzy na wyskakujące okienka tekstowe reagują… kompulsywnym klikaniem. Gdziekolwiek popadnie;
- dla tych, którzy nie lubią czekać podczas tury komputerowego przeciwnika. I myślą, że przyspieszą ten proces kompulsywnie klikając. Gdziekolwiek popadnie.
- dla tych, którzy nie przepadają za świetną, przesyconą talentem artysty muzyką;
- dla tych, którzy nie przepadają za świetną, przesyconą talentem artysty estetyką wizualną;
- i dla tych, którzy chcą się procesować o słówko ‘saga’.
Czasem wskazanie na to, czym gra nie jest i dla kogo nie może być, postrzegam jako największą możliwą rekomendacją. Mam szczerą nadzieję, że Wy także.
Źródła: Kotaku.
Grafiki: 1, 2, 3, 4.
Wideo: YouTube.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu