Felietony

Już nie potrzebuję Magic: the Gathering

Bartosz Gabiś
Już nie potrzebuję Magic: the Gathering

Magic: the Gathering to kolekcjonerska gra karciana, która jest ze mną od przeszło dwóch dekad, lecz po latach pościgu za okazjami i idealnymi taliami, strasznie się wypaliłem. Niespodziewanie to gra mobilna przywróciła moją chęć złożenia nowego decku.

Jak niedawno informowaliśmy, w nadchodzący piątek, karcianka mobilna Marvel Snap obchodzi swoje drugie urodziny. Sam gram w nią regularnie już prawie dziesięć miesięcy i nie zamierzam przestawać! Zawsze lubiłem składać talie i grać ze znajomymi oraz na turniejach, ale ekonomia Magic: the Gathering, skutecznie mnie wypaliła. Do dzisiaj mam ciarki na samą wzmiankę o premierze nowego dodatku. Marvel Snap przywróciło moją wiarę i frajdę z tego typu rozrywki.

W drodze do wypalenia

W czasach wczesnogimnazjalnych, moje oko złapała grupa chłopaków ze starszych klas, którzy grali jakimiś kartami. Zdecydowanie nie były to Pokemony, te dobrze znam i wymagają innego rozłożenia na stole. Zaintrygowany, dałem się im zrobić w balona i za absurdalne pieniądze kupiłem złożoną dla mnie talię. Mono Black zombie zaczęły przygodę, która miała jeszcze pochłonąć mnóstwo pieniędzy, spowodować wiele wymian, frustracji i radości. To była zupełnie inna epoka sceny, "rynek" był dość ciasny i ograniczał się do Polski. W obecnych czasach mamy ogólnoeuropejski sklep cardmarket, który w pewnym sensie scentralizował ekonomię. Chcesz wiedzieć, ile coś kosztuje? Sprawdzasz tę stronę.

Wizards of the Coast

Pokazuje ona też statystyki zainteresowania sprzedażą, średnią, popularność i tak dalej. W drodze do mojego wypalenia Magiciem była to codzienność. Trzeba było kontrolować kiedy najlepiej jest sprzedać, kiedy kupować odpowiednie karty. Kontrolować spoilery i pewne rzeczy przewidywać. W skrócie to nie jest tania zabawa ani finansowo, ani czasowo. Jest bardzo angażująca, a nad tym wszystkim jest jeszcze oficjalna lista kart zabronionych w turniejach. Z powodu tej listy i innych czynników zakończyła się moja frajda z Magic: the Gathering. Sprzedałem jedną talię, aby zbudować inną, tylko po to, aby dwa dni przed moim pierwszym turniejem doszło do banów. 2/3 wartości talii natychmiast wyparowało. I nagle wszystko się skończyło.

Powrót do korzeni

Zrozumiałem po czasie coś, co gdzieś już z tyłu głowy miałem. Ta gra dawno już nie była tym, za co ją polubiłem. Za testowanie rozwiązań dla beztroskiej frajdy. Dobieranie kart, bo obrazek jest ładny. Wszystko szło pod dyktando chłodnych kalkulacji, a że "zabawa" jest droga, to nie można sobie było pozwolić na wydurnianie. I tak minęło trochę czasu, by w końcu na moim radarze pojawił się Marvel Snap, darmowa karcianka, wypełniona znajomymi postaciami.

Gra zaskakująco gładko i szybko wprowadza gracza w podstawy. Dla każdego obeznanego z grami karcianymi będą jak odsłuchanie ulubionego utworu, lecz nowych osób też nie przerażą. Twórcy, Second Dinner, to weterani branży, pracowali przy Hearthstonie i całe swoje doświadczenie wykorzystali, aby stworzyć karciankę łatwą do nauki, ale jak to często bywa... Droga do zostania mistrzem już nie jest tak spokojna.

Rund jest sześć, a kart w talii dwanaście. Co turę dostaje się kolejną energię do wykorzystania oraz kartę. Energia to koszt naszych kart, które zdobią bohaterzy całego, marvelowego uniwersum. Zagrywa się je na jedno z trzech pól i na koniec szóstej rundy, musimy mieć więcej punktów od przeciwnika na dwóch, z trzech linii. I tyle. Każde pole ma nazwę nawiązująca do komiksów i jakąś regułę. Nasza głowa w tym, aby wykorzystać je w drodze po zwycięstwo.

Karty dostaje się stopniowo za zdobywanie kolejnego poziomu, gdy ulepszamy wizerunek naszej kolekcji za wewnętrzną walutę kryształów. Oznacza to, że prędzej czy później, użytkownik i tak zdobędzie je wszystkie, a pieniądze się wydaje — jeżeli w ogóle — tylko na nowe warianty (alternatywne rysunki) lub przepustkę sezonową.

Takie podejście ściąga z ramion najcięższe brzemię, konieczność kupowania kolejnych kart lub paczek z losowymi zestawami. Sprawiło to, że wróciłem do korzeni zabawy. Uwielbiam komiksy z Doreen Green aka Squirell Girl, a także w nieskończoność mogę czytać Magnificent Ms. Marvel. Jest szansa, że znajdą się tutaj niszowe postacie, które i wy lubicie! Piękno jest w tym, że bez obciążenia innego niż "muszę wygrać", bez konsekwencji można spróbować stworzyć talię z ulubionymi bohaterami. Ot tak, dla frajdy, bez patrzenia i kontrolowania standardów sezonu. W ogóle ciekawe jest to, że częścią zabawy jest też... Wycofywanie się z walki. Nie jest to wygrana, traci się punkt lub więcej, ale pozwala wrócić do kokpitu, przemyśleć co nie zagrało i skorygować zestaw.

Szczególnie w pierwszych tygodniach, zaskoczyło mnie, jak bardzo mogłem odnaleźć tę romantyczną wizję Magica z czasów poznawania świata kolekcjonerskich gier karcianych. Cyfrowa gra nie zastąpi obcowania z fizycznym produktem, wciąż sobie zerkam do mojego klasera. Jednak Marvel Snap przywrócił mi radość z beztroskiego składania talii, tylko po to, aby pograć czymś, co mnie się wydaje fajne.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu