Jeszcze kilka dni temu serwis Ashley Madison dla mnie nie istniał. I nie jest to tłumaczenie w stylu "co złego to nie ja" - w Sieci docierałem już do ...
Jednak mamy zinformatyzowane społeczeństwo - mieszkańcy polskich wsi potrafili znaleźć i korzystać z Ashley Madison
Jeszcze kilka dni temu serwis Ashley Madison dla mnie nie istniał. I nie jest to tłumaczenie w stylu "co złego to nie ja" - w Sieci docierałem już do naprawdę mrocznych zakamarków i serwis do zdradzania nie jest "krawędzią internetów". Po prostu nie złożyło się, bym kiedyś czytał/słyszał o tej stronie. Podobnie sprawę skomentują miliony rodaków. Nie dotyczy to jednak wszystkich - kilkadziesiąt tysięcy Polaków odnalazło serwis i potrafiło z niego korzystać. Teraz przyszedł czas rozliczeń...
Sprawa serwisu randkowego dla małżonków wyrasta na najmocniejszy akcent w biznesie IT w ostatnich miesiącach. Ale łączy się tu tyle wątków, że trudno się temu dziwić. Z jednej strony mamy kontrowersyjną stronę, z której korzysta kilkadziesiąt milionów ludzi na całym świecie, z drugiej atak hakerski i potężny wyciek danych, z trzeciej pytania o powody ataku (może żartowanie z Kima nie było najmądrzejszym chwytem marketingowym serwisu), z czwartej całe pasmo konsekwencji: wnioski rozwodowe, nagrody za informację dotyczace hakerów, pozwy o wielomilionowe odszkodowania (kancelarie prawne zwęszyły krew i szykuje się niezłe widowisko), podobno nawet samobójstwa. Scenarzyści Hollywood by tego nie wymyślili, to po prostu musiało się wydarzyć. I wydarzyło się, gdzieś tam, za Oceanem. Przeciętnego Polaka sprawa nie dotyczy i nie interesuje go? Interesuje - wszak zdradzać mógł sąsiad. Może nawet mąż...
Trafiłem dzisiaj na teksty, które mnie zaskoczyły. Serio, byłem zdziwiony. Okazuje się, że w Polsce rozpoczęło się tropienie niewiernych, a impulsem do tego stała się mapa przygotowana przez pewną hiszpańska firmę. Kilkadziesiąt milionów "ofiar" ataku hakerskiego podzieliła ona wedle miejsca zamieszkania. Nie ma nazwisk, numerów kart kredytowych, dokładnych adresów: miejscowość, liczba zdradzających i podział płciowy. Prym wiodą oczywiście miasta amerykańskie, stolice Zachodniej Europy też mogą się "pochwalić" sporą liczbą użytkowników (135 tysięcy osób w Madrycie to niezły wynik), a Polacy postanowili nie być białą plamą na mapie.
Na nasz kraj przypada podobno kilkadziesiąt tysięcy użytkowników, przynajmniej tych ujawnionych. Dużo? I tak i nie - to już liczebność mniejszego miasta w Polsce, ale z drugiej strony lepszym wynikiem może się pochwalić sam Berlin. Warszawa z kilkoma tysiącami użytkowników europejską stolica zdrady nie zostanie. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie na postawie danych AM. Na mieszkańcach stolicy sprawa się oczywiście nie kończy:
Kolejne miejsca na liście zajmują mieszkańcy Krakowa (1736 osób), Wrocławia (1564 mieszkańców) i Poznania (1340 osób). [źródło]
Nad Wisłą rozpoczęło się badanie mapki, pewnie w każdym regionie trwa sprawdzanie, która miejscowość ma największy odsetek niewiernych. To wygląda naprawdę ciekawie, dla socjologów może być nie lada gratką.
Nie brakuje wśród nich mieszkańców stolicy Wielkopolski. Z mapy wynika, że z samego Poznania na portalu zarejestrowało się 1340 osób. Są też niewierni z Komornik (31 osób), Zalasewa (27 osób), Lubonia (26 osób), Plewisk (13 osób). [źródło]
I tak, na portalu jest 14 osób z Szczepankowa (wieś w warmińsko-mazurskim), 11 z Głodowa (wieś w warmińsko-mazurskim) i 13 mieszkańców Dźwierzut (gmina wiejska w województwie warmińsko-mazurskim). [źródło]
Niewiernych partnerów znajdziemy również w małych wsiach. W Gudowie (woj. zachodniopomorskie) zarejestrowanych jest 11 użytkowników, w Ligotce (woj. opolskie) – 14 osób, a w Szczypcu (woj. świętokrzyskie) – 12 użytkowników. [źródło]
Moim faworytem jest jednak miejscowość Uciechów - okazuje się, że spory odsetek mieszkańców odkrył tam AM. Nazwa zobowiązuje...
Jednym z niechlubnych punktów na mapie zdrady jest Uciechów, wieś w województwie dolnośląskim. Mieszka tam 1560 osób, a na portalu dla zdradzających zarejestrowały się 43 osoby.
– Jestem w szoku – nie ukrywa emocji Elżbieta Filipek, sołtys Uciechowa. Przyznaje, że na wsi są mieszkańcy, którzy cały dzień potrafią przesiedzieć w internecie. – Ale każdy, kto wchodzi na takie portale, musi się liczyć z tym, że to kiedyś może wyjść na jaw – uważa sołtys. [źródło]
Pracuję w Internecie, piszę o nim każdego dnia i nie słyszałem o serwisie Ashley Madison, a kilkadziesiąt osób w Uciechowie nie tylko się o nim dowiedziało, ale też postanowiło się zarejestrować. Najwyraźniej należy uśmiercić stereotyp niedoinformowanej polskiej wsi, która, jeśli już korzysta z Internetu, zajdzie do Onetu i na nk.pl. Oczywiście mogło być tak, że serwis znalazła jedna osoba i pochwaliła się innym: sąsiadom, sklepowej, dzielnicowemu, kościelnemu, a potem sprawy potoczyły się same, ale i tak jestem zaskoczony, bo ludzie postanowili sprawdzić cynk i skorzystać. I niech ktoś potem powie, że Polacy z prowincji mają problem nawet z odpaleniem komputera.
We wspomnianych miejscowościach kwestia serwisu dla zdradzających musi być teraz ważnym i omawianym tematem. Brzmi nieprawdopodobnie, ale dożyliśmy takich czasów. Media poinformują o wycieku (przy okazji uświadomią ogółowi istnienie serwisu), ktoś dowie się o mapce, rozejdzie się wieść, że kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób to mieszkańcy danej wsi i zacznie się poszukiwanie konkretów: kto zdradzał? I z kim? Skoro dane wyciekły, to gdzieś muszą być. Spotkania kół gospodyń wiejskich, dożynki, wesela, chrzciny i stypy nie obejdą się bez tego tematu. W trakcie niedzielnej mszy ludzie będą się rozglądać po sąsiadach i zastanawiać, kto był na tyle odważny, a jednocześnie głupi, by skorzystać z usług serwisu. W niektórych miejscowościach Internet podniesie jeszcze temperaturę w tym roku - może być naprawdę gorąco...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu