Black Friday już dawno nie był tym, czym miał być, czyli świętem konsumentów. W tym roku mniej ludzi wzięło w nim udział, ale nie martwcie się - za rok padnie kolejny rekord.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Za rok padnie kolejny rekord na Black Friday
W końcu jesteśmy (w miarę) po tym, na co wszyscy mentalnie przygotowywali się przez cały listopad, czyli "święto" konsumpcjonizmu, znane u nas jako Black Friday. Chociaż z samym piątkiem ma to już niewiele wspólnego, bo przez działania sieci handlowych Black Friday jest rozciągnięty jak, nie przymierzając, jeż na autostradzie. I mniej więcej - tak samo atrakcyjny. Nie tylko mamy już Cyber Monday, Black Week i tym podobne wymysły, ale też - sieci handlowe wydają się zamykać oczy i uszy na to, że już chyba nawet dziecko w przedszkolu zorientowało się w ich praktykach. Podnoszenie cen przed i "opuszczanie" w trakcie jest tak bardzo antykonsumenckim działaniem, że trudno sobie to wręcz wyobrazić, a jednak - jest to standard. Jeżeli już mamy promocję to najczęściej jest to 10, maks 20 proc., a rzekome zniżki -80 dotyczą najczęściej jakichś kompletnych pierdółek, byle nikt nie zarzucił, że się kłamie na plakacie. Innymi słowy, Black Friday nie różni się niczym od zwykłego "wietrzenia magazynów" czy podobnych akcji zniżkowych.
Dlatego z uśmiechem przyjąłem informację, że tegoroczny Black Friday był gorszy od poprzedniego
Jak pewnie wiecie, w tym roku nikt nie trąbi o sukcesie, ponieważ tegoroczny BF nie był tak udany jak poprzedni. Udany oczywiście dla sprzedawców, którzy nie mogą pochwalić się rekordowym napływem klientów, co pozwoliłoby cementować marketingowe poczucie, że na Black Friday warto iść (bo wszyscy chodzą). Oczywiście - winnych zawsze szuka się gdzie indziej. W łańcuchu dostaw, w tym, że promocje trwają dłużej, więc mniej osób przychodzi w sam piątek etc. Jednak nawet przy wszystkich tych problemach, gdyby w rzeczony piątek przeceny faktycznie zwalały z nóg, to klienci by się pojawili. Żywię bardzo mocną nadzieję, że fakt, iż tak się nie stało, jest przynajmniej w jakiejś części spowodowany tym, że ludzie powoli zaczynają "przeglądać na oczy" jeżeli chodzi o praktyki sklepów i traktują BF jako kolejne wyprzedaże, a nie jako jedyną w roku okazję.
Nie sądzę jednak, by to zmieniało cokolwiek dla nas - klientów
Oczywiście, można fantazjować o tym, że widząc gorsze wyniki w tym roku sklepy odwrócą swoją strategię, zaczną dawać "faktyczne" promocje by przyciągnąć klientów. Jednak moim zdaniem będzie to wyglądało inaczej. Obniżanie cen i zysków jest bowiem ostatnim, czego sieci handlowe by chciały. Zanim to nastąpi, czeka nas plejada bardzo ciekawych zagrywek. Jeżeli do tej pory myśleliście, że marketing BF jest napompowany do granic możliwości, to poczekajcie do przyszłego roku. Jeżeli bowiem ta strategia (czyli więcej marketingu, mniej promocji) jakoś dawała radę zaciągnąć klientów do sklepów nawet pomimo rosnącej świadomości społecznej nt. tego, że BF to w dużej mierze scam oraz pandemii, to myślę, że tak łatwo się to nie zmieni.
Aby cokolwiek w tym aspekcie uległo zmianie, przez jeden rok klienci musieliby kompletnie odpuścić zakupy w tym dniu, a na to nie ma nawet najmniejszych szans. Także - do zobaczenia za rok, gdzie będziemy się zastanawiać, dlaczego tak wiele osób znów dało się nabrać na sztuczki sklepów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu