Filmy

Najlepszy James Bond naszych czasów. Nie seks-maszyna do zabijania, a człowiek

Jakub Szczęsny
Najlepszy James Bond naszych czasów. Nie seks-maszyna do zabijania, a człowiek
59

Do momentu, aż Daniel Craig wcielił się w Jamesa Bonda, w oczach widzów ten bohater funkcjonował jako "niezniszczalna seks-maszyna do eksterminowania wrogów". Ostatnia kreacja pasuje bardziej do obrazu pociągającego brutala z ciężkim życiowym bagażem.

James Bond od początku był produktem, który eksponował najbardziej "chwytliwe" męskie cechy. Przebiegłość, wszechstronne umiejętności, podobająca się kobietom aparycja oraz hipnotyzujące kobiety maniery. Do czasów Pierce'a Brosnana Bond nie był szczególnie "fizycznym" bohaterem. Był raczej pomysłowym, zawsze wychodzącym z opresji szpiegiem. Daniel Craig do wcześniejszych aktorów nie pasował pod kątem możliwości wyciśnięcia z jego kreacji tych cech w pełni. I to nie jest tak, że ostatni James Bond kompletnie je porzucił. Zmieniony został balans - i bardzo dobrze.

Sean Connery, Pierce Brosnan, Roger Moore, Timothy Dalton i niewymienieni są zupełnie inni od Craiga. Wcielali się w Jamesa Bonda w czasach, gdy w społeczeństwie królowały niekorzystne dla mężczyzn przekonania. Facet musi przelecieć tabun kobiet za wszelką cenę, być macho, znać się na wszystkim i zawsze wygrywać. Nie może płakać i się zamartwiać. Działać jak chłodna maszyna nawet wtedy, gdy wszystko naokoło się pali.

Danielowi Craigowi - choć mało kto był do niego przekonany po ogłoszeniu iż to on zagra Bonda - przyszło zagrać najlepszą na nasze czasy wersję agenta 007. Reset serii o jego przygodach oznaczał istotne zmiany w psychologii samego bohatera. Poza zmaganiami Jamesa Bonda, poznajemy jego najgłębsze tajemnice, lęki oraz rozterki. W Skyfall dowiadujemy się, że James Bond mocne leki przeciwbólowe (prawdopodobnie opioidy) popijał alkoholem. Dlaczego? Bo w ramieniu utkwiły odłamki pocisku i sprawiało mu to ból. W momencie gdy załamał się psychicznie, leki wyciszały również jego zranioną psychikę.

Umarł bóg, niech żyje Bond

Czy boski Bond z wcześniejszych kreacji pasuje do tego, który zaproponował nam Daniel Craig? Nie bardzo. MI6 zdaje sobie również sprawę z tego, że superszpieg bardzo lubi się z alkoholem. Widać to na ekranie w każdej części, również ostatniej z udziałem Craiga gdy w pewnym momencie dość dynamicznej walki, Bond nalewa sobie szklaneczkę. Później nawet stwierdza, że nie miał alkoholu w ustach od kilku godzin. I wszystkim wydaje się to niesłuchane.

Dokopałem się nawet do wzmianki o książkowym Bondzie, który otrzymywał od MI6 tabletki z amfetaminą, których mógł używać w dogodnych dla siebie sytuacjach. Choć amfetamina jest niebezpieczna, w książce nie nosi to znamion typowo rekreacyjnego (ryzykownego) jej używania, lecz absolutnie intencjonalnego - celem osiągnięcia konkretnego celu.

In Ian Fleming's novel Live and Let Die, the character James Bond receives benzedrine tablets amongst other materials intended to aid him in a mission. Bond takes a tablet and later credits its effect with preventing him from fainting after severe injury. Bond also mixes benzedrine into his champagne glass in order to be more alert for a game of bridge in the novel Moonraker. Benzedrine is also the drug of choice of Bond's nemesis Le Chiffre in Fleming's first novel, Casino Royale, albeit administered via an inhaler.

Hasło: Benzedrine na Askdefine

To, co nazwalibyśmy typowo "użytecznościowym" wykorzystaniem narkotyku (podobnie jak nafaszerowani stymulantami Niemcy podczas II Wojny światowej), w najnowszej wersji Bonda zostało rozwinięte do realnego problemu. Zmieniła się też grupa substancji (prawdopodobnie), bo o ile amfetamina to silny stymulant, tak już opioidy działają depresyjnie na OUN - sprawniejsi i szybsi po ich użyciu ludzie nie są z całą pewnością.

Najnowszy Bond jest dużo bardziej wiarygodny. Po przejściach, potrafiący kochać. Opłakujący swoją szefową, nieco "łobuzerski". Daniel Craig swoją aparycją pasuje do przystojego brutala, a nie do "odpacykowanego agenta". W dalszym ciągu jego maniery są nienaganne (choć potrafi słownie "dokopać"), dalej uwielbia szybkie, jednak klasyczne i dostojne samochody. Ale gdyby tylko ubrał dres i porzucił swoją niewątpliwą klasę, prawdopodobnie udałoby mu się dopasować do otoczenia w niebezpiecznej dzielnicy. Wyobraźcie sobie teraz któregoś poprzedniego Bonda w takim wcieleniu.

James Bond według Craiga jest dużo bardziej fizyczny. Jeżeli dochodzi do walki w zwarciu, potrafi użyć swojej siły w niekoniecznie elegancki sposób. Potrafi być brutalny. Widać na jego twarzy emocje, gdy już te się z niego wylewają. Wprawny widz odczyta nienawiść, ból, satysfakcję, złość, czasami strach. Taki agent 007 nie jest już kryształowo "męski", jest zwyczajnie prawdziwy. Pasujący do tego, co dzisiaj mówi się i wie o mężczyznach. Dalej istnieją w naszym świecie krzywdzące przekonania na ich temat, ale widać istotne zmiany w tej materii.

Ostatnie wcielenie Bonda może być dla nas również wskaźnikiem zmian w obrazie silnego faceta. Siła czasami wynika z wcześniejszych słabości, porażek, zachowania ducha walki mimo tragicznych doświadczeń. Z borykania się z przeszłością, utraconymi ukochanymi. Tych trudniejszych emocji. Prawda jest taka, że gdy zostajemy sami: nie patrzą na nas inni ludzie - maski opadają. Jesteśmy prawdziwi, martwimy się, rozpamiętujemy, cierpimy. Psychologia Bonda zyskała mnóstwo w czasach Craiga. Mnóstwo wiarygodności.

Jaki(a)kolwiek nie będzie drugi(a) Bond, otrzymaliśmy jedną z najpiękniejszych postaci w historii

Podczas, gdy wcześniejsze jego wersje skupiały się na nierealistycznych wyobrażeniach na temat siły facetów, Craigowski wariant poszedł w stronę brutalnego realizmu. Tak, rozumiem że wynikało to z tego, że filmy o agencie 007 miały przede wszystkim bawić zainteresowanych, a nie ich wzruszać czy skłaniać do refleksji. Jednak poprzednia formuła wyczerpała się, stała się przaśna. Wywołanie w widzu silnych emocji poprzez przedstawienie mu po prostu człowieka udało się wspaniale. To był najlepszy Bond na nasze czasy. Ktokolwiek zagra kolejnego, będzie mieć poprzeczkę postawioną koszmarnie wysoko.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu