Zawsze wiedziałem, że zapaleni (nałogowi?) gracze tytułów z gatunku MMO potrafią poświęcić wiele dla rozwinięcia swojej postaci, miasta, królestwa. Ni...
Jak to DarkOrbit zarobił 2 mln euro w cztery dni... sprzedając przedmiot w grze
Zawsze wiedziałem, że zapaleni (nałogowi?) gracze tytułów z gatunku MMO potrafią poświęcić wiele dla rozwinięcia swojej postaci, miasta, królestwa. Niemniej na ogół te skrajne poświęcenia, czyli wydawanie tysięcy na nowe przedmioty, postacie i inne profity kojarzyłem z napiętnowanymi przez media jednostkami, spoglądając na każdy przypadek z pobłażliwym uśmiechem. Mój światopogląd legł jednak w gruzach, gdy okazało się, że przeglądarkowa produkcja DarkOrbit zgromadziła w taki sposób 2 mln euro.
Oś całej historii stanowi artefakt o nazwie "dron dziesiątego poziomu", który jest niezwykle rzadko spotykanym przedmiotem, naturalnie zapewniającym grającemu szereg profitów. Tak się złożyło, że twórcy DarkOrbit, firma Bigpoint, postanowili udostępnić go na cztery dni w swoim sklepie. Cena była mocno zaporowa - 1 tys. euro, więc nawet oni nie spodziewali się, że kupi go więcej niż kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Jak się okazało te cztery dni wystarczyły, by na drona zdecydowało się 2 tys. osób. W efekcie Bigpoint zarobił na tym... 2 mln euro. Nie wiem jak Was, ale mnie to przeraża.
Trzeba jednak spojrzeć na całą sytuację nieco bardziej sceptycznie i po malkontencku. Kim są bowiem ludzie, którzy potrafią wydać 1 tys. euro na całkowicie nienamacalny i niepodnoszący ich statusu społecznego przedmiot? Jak już pisałem, do tej pory wydawało mi się, że są to raczej jednostki. Dla przykładu w 2009 roku grający w Entropia Online Buzz Erik Lightyear, wydał 330 tys. dolarów na stację kosmiczną (oczywiście wirtualną). Rok później w uniwersum Entropii padł inny rekord - 635 tys. dolarów za posiadłość. Cóż, da się to zrozumieć w przypadku ludzi, dla których takie kwoty nie są właściwie znaczące. Przeraża mnie jednak, że decydują się zainwestować je (chociaż to chyba złe określenie, bo inwestycja w większości przypadków nijak się nie zwróci) w wirtualne przedmioty.
Nigdy nie wydałem na żadną grę online pieniędzy, które można by mierzyć w setkach, ani tym bardziej tysiącach, dlatego może trudno jest mi zrozumieć sposób rozumowania graczy, którzy to robią. Może tez być w zasadzie tak, że dla niektórych stanowić to będzie źródło dochodu, gdyż kupując przedmiot za kilka setek na wyprzedaży, sprzedają go potem gdzieś na aukcji kilkukrotnie drożej. I chyba nikogo to nie zdziwi, jeśli powiem, że proceder będzie postępował i rósł w najlepsze. W gry typu MMO gra coraz więcej osób, a ich specyfika jest na tyle wyrafinowana, że wymaga od nich poświęcenia możliwie największej ilości czasu. W przeciwnym wypadku mogą znaleźć się daleko w tyle za rywalami i nie czerpać należytej radości z rozgrywki (ale czy samo gonienie króliczka nie jest tutaj radością?). Tutaj należy się też dopatrywać przyczyn, dla których zamiast czasu gracze inwestują nie mniej cenne pieniądze. W ogólnym rozrachunku najwięcej korzyści czerpią twórcy - to oczywiste.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu