Felietony

Jak to DarkOrbit zarobił 2 mln euro w cztery dni... sprzedając przedmiot w grze

Tomasz Popielarczyk
Jak to DarkOrbit zarobił 2 mln euro w cztery dni... sprzedając przedmiot w grze
Reklama

Zawsze wiedziałem, że zapaleni (nałogowi?) gracze tytułów z gatunku MMO potrafią poświęcić wiele dla rozwinięcia swojej postaci, miasta, królestwa. Ni...


Zawsze wiedziałem, że zapaleni (nałogowi?) gracze tytułów z gatunku MMO potrafią poświęcić wiele dla rozwinięcia swojej postaci, miasta, królestwa. Niemniej na ogół te skrajne poświęcenia, czyli wydawanie tysięcy na nowe przedmioty, postacie i inne profity kojarzyłem z napiętnowanymi przez media jednostkami, spoglądając na każdy przypadek z pobłażliwym uśmiechem. Mój światopogląd legł jednak w gruzach, gdy okazało się, że przeglądarkowa produkcja DarkOrbit zgromadziła w taki sposób 2 mln euro.

Reklama

Oś całej historii stanowi artefakt o nazwie "dron dziesiątego poziomu", który jest niezwykle rzadko spotykanym przedmiotem, naturalnie zapewniającym grającemu szereg profitów. Tak się złożyło, że twórcy DarkOrbit, firma Bigpoint, postanowili udostępnić go na cztery dni w swoim sklepie. Cena była mocno zaporowa - 1 tys. euro, więc nawet oni nie spodziewali się, że kupi go więcej niż kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Jak się okazało te cztery dni wystarczyły, by na drona zdecydowało się 2 tys. osób. W efekcie Bigpoint zarobił na tym... 2 mln euro. Nie wiem jak Was, ale mnie to przeraża.


DarkOrbit jest jedną z najpopularniejszych gier przeglądarkowych opartych na idei free-to-play (z możliwością wykupienia konta Premium). Łącznie zarejestrowało się tam 65 mln osób (na 100 mieszkańców świata przypada jeden grający w DarkOrbit). To niewątpliwie sukces, który twórcy postanowili przekuć w zysk. W przeciwieństwie jednak do innych tytułów, gdzie mikropłatności są nie tylko z nazwy mikropłatnościami, tutaj uderzono z dużego kalibra. W zasadzie chyba można też śmiało powiedzieć, że była to dość ryzykowna decyzja - drona mógł równie dobrze nie kupić nikt. Najwidoczniej jednak Bigpoint dobrze wie, czego się spodziewać po swoich graczach. Przewagę nad pozostałymi dzięki dronowi ma zaledwie 0,003 proc. wszystkich grających, więc równowaga w rozgrywce została zachowana. A przy okazji twórcy zebrali fundusze na dalszy rozwój, inwestycje i premie dla pracowników.

Trzeba jednak spojrzeć na całą sytuację nieco bardziej sceptycznie i po malkontencku. Kim są bowiem ludzie, którzy potrafią wydać 1 tys. euro na całkowicie nienamacalny i niepodnoszący ich statusu społecznego przedmiot? Jak już pisałem, do tej pory wydawało mi się, że są to raczej jednostki. Dla przykładu w 2009 roku grający w Entropia Online Buzz Erik Lightyear, wydał 330 tys. dolarów na stację kosmiczną (oczywiście wirtualną). Rok później w uniwersum Entropii padł inny rekord - 635 tys. dolarów za posiadłość. Cóż, da się to zrozumieć w przypadku ludzi, dla których takie kwoty nie są właściwie znaczące. Przeraża mnie jednak, że decydują się zainwestować je (chociaż to chyba złe określenie, bo inwestycja w większości przypadków nijak się nie zwróci) w wirtualne przedmioty.

Nigdy nie wydałem na żadną grę online pieniędzy, które można by mierzyć w setkach, ani tym bardziej tysiącach, dlatego może trudno jest mi zrozumieć sposób rozumowania graczy, którzy to robią. Może tez być w zasadzie tak, że dla niektórych stanowić to będzie źródło dochodu, gdyż kupując przedmiot za kilka setek na wyprzedaży, sprzedają go potem gdzieś na aukcji kilkukrotnie drożej. I chyba nikogo to nie zdziwi, jeśli powiem, że proceder będzie postępował i rósł w najlepsze. W gry typu MMO gra coraz więcej osób, a ich specyfika jest na tyle wyrafinowana, że wymaga od nich poświęcenia możliwie największej ilości czasu. W przeciwnym wypadku mogą znaleźć się daleko w tyle za rywalami i nie czerpać należytej radości z rozgrywki (ale czy samo gonienie króliczka nie jest tutaj radością?). Tutaj należy się też dopatrywać przyczyn, dla których zamiast czasu gracze inwestują nie mniej cenne pieniądze. W ogólnym rozrachunku najwięcej korzyści czerpią twórcy - to oczywiste.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama