Jestem regularnym użytkownikiem applowskich sprzętów już od co najmniej dekady? Może dłużej. Lata mijają, a ja wciąż trwam z firmą, której wcale nie lubię i nienawidzę jej wielu antykonsumenckich praktyk. Zatem, co ja w ogóle robię? Wyjaśniam.
Umówmy się, ta firma zaliczyła swój szczyt, gdy zdominowała świat iPodami, a wcześniej iMaciem G3 (ze specjalnym wyróżnieniem dla iBooka G3, to były czasy!). Nie przyjmuję innych odpowiedzi. To wtedy władała wyobraźnią i była czymś wyjątkowym. Dzisiaj? Jest po prostu narzędziem, bez którego nie da się żyć inaczej i więzi swoich użytkowników.
To nie moja wina, że tak wyszło. Wszystko przez Nokię
W zasadzie to winien mojej sytuacji nie jestem sam sobie, lecz to właśnie z powodu takiego systemu jak Android, zacząłem korzystać ze sprzętu firmy z Cupertino. No dobra, winny jest także Microsoft, to przez tę firmę i jej nieudolność w zapewnieniu porządnego sklepu z aplikacjami, musiałem się zdecydować na nowy telefon.
Tak, miałem w głowie nie po kolei już długie lata temu, kiedy Windows Phone'y zdobiło jeszcze logo Nokii i były najlepszymi smartfonami na rynku. Działały bezbłędnie, nigdy nie miałem żadnego problemu, aby odebrać telefon. Miały też w sobie pierwiastek długiej historii firmy oraz doceniałem mocno, że zdecydowano się na zupełnie inny wygląd ekranu głównego niż konkurencja. W zasadzie wszystko, czego się potrzebowało było na miejscu.
Telefony były solidnie zbudowane, można w nich było wymienić baterię, a i system operacyjny nie utrudniał życia ciągłymi potknięciami. Gdy to były wszystkie oczekiwania względem urządzenia, to można było być super zadowolonym. Niestety schody się zaczynały, gdy otwierano sklep z aplikacjami. Ten był nieintuicyjny, na siłę wiązany wspólnym DNA z Xboxem, a na domiar świecił pustkami. To były niestety grzechy, których się nie dało wybaczyć i w pewnym momencie nie pozostało nic innego jak powiedzieć "dość" i zakończyć z jakichś piętnaście(?) lat wspólnej historii z fińską firmą.
Klęska urodzaju wskazała inną drogę niż Android
Wtedy się zaczęło wielkie poszukiwanie Androida. W końcu... Apple było kuszące, ale na pewno nie ceny tych smartfonów, a do tego każdy wiedział, że nie jest to szczyt możliwości customizacji. Nie było mi w głowie łamanie zabezpieczeń tak drogich urządzeń, tylko po to, aby móc sobie ustawić własne tła — trochę już w niepamięć poszły czasy, kiedy na iPhonach nie można było mieć nawet własnego tła za ikonami appek — czy inne, ciekawe, kosmetyczne poprawki.
Tutaj spotkało mnie wyzwanie, o którym zupełnie nie myślałem. W zasięgu mojego budżetu nie było mowy o flagowcach, a więc trzeba było się skupić na średniej półce urządzeń z Androidem. Co w praktyce oznaczało przeglądanie dziesiątek rankingów, opinii użytkowników oraz oglądania testów na YouTube. Zdruzgotany i przytłoczony urodzajem — kupiłem używanego iPhone'a 5C.
Jak się powie "iPhone", trzeba uważać na "iPad"
Z drugiej ręki, ale własny. Kłamać nie będę, po Windows Phonie, gdy pierwszy raz ujrzałem Retinę w akcji, trudno się było nie zachwycać. Zaskoczony ujrzałem, że wszystko może działać jeszcze prędzej, jeszcze ładniej i nawet ten nudny ekran nie był taki zły, gdy pojawiło się tak wiele plusów. Wtedy sobie jeszcze nie zdawałem sprawy, że to mogły być ostatnie dni wolnego wyboru.
Przez kolejne lata, było na spokojnie, zero szaleństwa, lecz trudne do zauważenia powolne wiązanie się z jedną firmą. Każdy drobny zakup w iTunesie oraz AppStorze był kolejną cegiełką. Początkiem końca okazało się zmienienie telefonu na model wydany z okazji dziesiątej rocznicy istnienia linii. iPhone X z ekranem OLEDowym i pierwszym, którego powierzchnia nie była skalana przyciskiem fizycznym.
Te możliwości sprawiły, że zechciałem wrócić do hobby porzuconego lata temu, które przepadło w gąszczu obowiązków młodego dorosłego, pochłoniętego studiami i pracą. Zakupiłem niedrogi — oczywiście, używany — rysik Adonit Pro, do tego obowiązkowa aplikacja Procreate Pocket i znów rysowałem. Potem stał się iPad, MacBook i maszyna ruszyła.
Wstyd się przyznać, ale jest po prostu za wygodnie
Apple nie jest najlepszą firmą na świecie, ani nawet nie robi najlepszych urządzeń dostępnych na rynku. To, co zaś robi najlepiej, to nie jest, jak każdemu przeciwnikowi się wydaje, reklama. Gdy padają zarzuty o pranie mózgu czy modę, również je można zepchnąć na drugi plan. Na pewno w jakimś stopniu wpływają na ludzi, w końcu coś musi pchnąć do zakupu. Odpowiedź jest dużo prostsza. W tym ekosystemie jest po prostu diabelnie wygodnie i nikt na razie nie jest w stanie tego powtórzyć.
Dla przykładu niech posłużą AirPodsy, najlepiej na świecie się sprzedające słuchawki bezprzewodowe. Sam się im opierałem aż do minionego miesiąca. Uważam, że dość dzielnie jak na osiem lat ich obecności na rynku. Uwielbiam moje Sony WH-1000XM5, doskonale się spisują od pierwszego dnia zakupu niedługo po ich premierze kilka lat temu. Zaszła jednak zmiana w moim życiu i rozpocząłem pracę wyłącznie z domu, popadając coraz głębiej w szaleństwo za każdym razem gdy zaczynał dzwonić telefon i w jednej chwili drżał zegarek, telefon i świeciło powiadomienie na ekranie monitora. Słuchawki, równie zdezorientowane jak ja nie wiedziały, co począć i ostatecznie i tak musiałem ręcznie przełączać dźwięk. Problem zniknął z AirPodsami.
Chodzi wyłącznie o wygodę, ten sprzęt po prostu działa i nie zawodzi. AirDrop, czipy, prostata systemów. Wszystko uzależnia i powstrzymuje przed próbowaniem nowego. Dając firmie wolną rękę do wprowadzania okropnych, antykonsumenckich rozwiązań i stagnacji. Jednak, co z tego? Skoro w tej wygodzie wszystko się sprawuje idealnie. Aparaty, ekrany i seria czipów M to skuteczne sidła.
Czy jest możliwe, aby kiedyś powstało wspólne środowisko dla wszystkich?
Gdy tak nad tym rozmyślam i testuję inne telefony, zawsze kończę z tą samą myślą. Uwielbiam, od zawsze i w obecnych czasach znów jest ku temu okazja, składane telefony. Nic nie jest w stanie zastąpić tego uczucia satysfakcji otwierania i zamykania klapki smartfona. Niestety po każdym przetestowanym telefonie i tak wracam do Apple. Zawsze mi towarzyszy zawód systemem operacyjnym. Tak wiele możliwości musiało się odbić na drobnostkach, które po latach w hermetycznym środowisku, od razu rzucają się w oczy.
I tak wtedy rozważam, czy jest w ogóle możliwe, aby kiedykolwiek zaistniał wspólny system, który by spełniał każde zachcianki? W teorii już go posiadamy, jest to właśnie Android, lecz każdy producent ma jakąś formę swojej lepiej lub gorzej wykonanej nakładki. Z mojej perspektywy, utrudnia to zmianę modeli telefonów, a także każdy prezentuje niedociągnięcia w różnych aspektach zależnych od twórców, nie systemu. Czy więc jest to tylko utopia i już zawsze będzie trzeba tkwić w applowskim ekosystemie? Na tę chwilę nie widzę lepszego rozwiązania, chociaż serce krwawi, że trzeba tkwić w tym nudnym obozie, zamiast nawet dać szansę Samsungowi czy Nothing (2).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu