Gry

It Takes Two - po raz pierwszy żałuję, że kupiłem grę w promocji...

Krzysztof Rojek
It Takes Two - po raz pierwszy żałuję, że kupiłem grę w promocji...
Reklama

It Takes Two to fabularna kooperacja zrobiona w sposób, w który dziś raczej nie tworzy się gier. Mam nadzieję, że wprowadzi na rynku pozytywną zmianę.

Wiecie jak to jest, kiedy przeglądacie sobie gry na Steam. Owszem, duża część kupuje produkcje w dniu premiery, ale myślę, że równie dużo ludzi decyduje się kupić jakąś grę, ponieważ "akurat jest w promocji". Wiecie, taki męski odpowiednik kupowania butów "bo akurat są" (co nie znaczy oczywiście, że kobiety nie grają w gry wideo). Dziś mam niestety bardzo mało czasu, by grać w gry wideo, jednak od czasu do czasu wciąż zdarza mi się przeglądać listę przecen na Steam. Ot chociażby po to, by odkupić po taniości jakiegoś klasyka w stylu Vice City czy Brutal Legend, tak po prostu, żeby było w bibliotece. Ostatnio jednak natrafiłem na promocję na grę, o której nie słyszałem wcześniej. Pewnie wiele osób się teraz zaśmieje, bo zyskała ona tytuł gry roku 2021, ale przypominam, że scenę grową przestałem śledzić lata temu, więc nie jestem nawet odrobinę na bieżąco.

Reklama

Gra nazywała się It Takes Two i nie wiedziałem, czego się po niej spodziewać

Wiecie jak wyglądają opisy gier na Steam - raczej nie da się po nich poznać, z jaką produkcją ma się do czynienia. Kilka sloganowych zdań i kilka screenów niewiele mówią o samej grze. O It Takes Two dowiedziałem się tyle, że jest to kooperacja, do której nie trzeba dwóch kopii gry i że warstwa graficzna jest mocno stylizowana. Cóż, jako że dziś na rynku nie ma za dużo koopów fabularnych, zdecydowałem się kupić w nadziei, że pogramy trochę z żoną. Gra akurat była w promocji, a 70 zł to nie tak dużo, nawet jeżeli gra miałaby okazać się niewypałem.

Cóż, osoby, które grały w ten tytuł zapewne wiedzą już, jak bardzo się pomyliłem

Nie chce tu słodzić, czy wychwalać ITT ponad miarę, ale musze powiedzieć, że 18 godzin, które spędziliśmy z grą było jednym z moich najprzyjemniejszych momentów przy grze wideo w ostatnim czasie. Oczywiście, gra nie jest tak rozbudowana jak nie wiem, Wiedźmin czy Assasin's Creed, ale pod płaszczykiem niepozorności kryje się chyba najbardziej ambitny projekt ostatnich czasów. Dlaczego? Wszystko to zasługa programistów Hazelight, którzy tworząc grę wyraźnie chcieli włożyć w nią każdy swój pomysł.

Grając w gry zapewne wiecie, że każda nowa mechanika dodana do produkcji jest potem mocno wykorzystywana. W końcu praca programistów musi się opłacać. Jeżeli więc gra doda fizykę pojazdów, latania, walki wręcz czy czegokolwiek innego, możecie być pewni, że tych sekwencji będzie w grze dużo, dzięki czemu - zapełni się ona treścią. W It Takes Two jest odwrotnie - wygląda to tak, jakby programiści mieli wręcz za dużo pomysłów i mieli problem, jak upchnąć je wszystkie do jednej gry. Dlatego też (uwaga, tu drobne spoilery) gra aż roi się od mechanik i tak naprawdę co chwila gracz ma do wykorzystania nowe narzędzia i nowe sposoby na zabawę. Nie tylko co poziom dostajemy do obsługi inne zestawy umiejętności, które są podyktowane (swoją drogą bardzo fajną) fabułą, ale też twórcy pokusili się o zaimplementowanie mechanik, nawet jeżeli mają one być wykorzystywane nawet w bardzo krótkich segmentach - dzięki temu te segmenty są oczywiście świetnie zapamiętywane.

Do dziś pamiętam scenę w której gra z platformówki 3D staje się nagle bijatyką rodem z Tekkena. Dla fragmentu, który trwa przy pomyślnych wiatrach około 1,5 minuty twórcy zaimplementowali zupełnie nowy zestaw animacji, kontroli postaci czy stworzyli nowy interfejs. I takie momenty są w It Takes Two co chwilę. W "normalnej grze" nowe zadania rozwiązujemy za pomocą już istniejących mechanik, natomiast tutaj twórcy pokusili się o to, by każde kolejne wyzwanie było wyjątkowe i jeżeli żadna z istniejących mechanik nie nadaje się do jego rozwiązania, bądź psuje immersję - po prostu tworzą nową. Ba, widać, że pomysłów u twórców było tak dużo, że kiedy nie mogli ich zrealizować w warstwie fabularnej - postanowili dodać do gry ponad 20, czasem bardzo rozbudowanych, minigierek.

Jest to podejście tak różne od obecnego od lat na rynku kopiuj-wklej i trzaskania powtarzalnych gier na 300 godzin, że ITT wydaje mi się jednym z najbardziej świeżych pomysłów na grę od naprawdę długiego czasu. Oczywiście, moja opinia w tym temacie znaczy dosyć niewiele, bo z grami nie jestem na bieżąco, ale uważam, że tytuł gry roku 2021 jest w tym wypadku zdecydowanie zasłużony. Mi pomysł na rozgrywkę podobał się do tego stopnia, że mimo, iż s produkcję spędziłem nie 300, a 18 godzin, bardzo żałuję, że kupiłem ITT w promocji, ponieważ uważam, że za swoją pracę developerom zdecydowanie należy się każda złotówka, którą chcą za tę grę.

Niestety, ITT nie ma na rynku za dużej konkurencji

Znacie to uczucie, kiedy skończycie dobrą grę, serial lub książkę? Taki swego rodzaju "kac", że skończyła się naprawdę dobra przygoda i ciężko na rynku znaleźć coś lepszego? Cóż, ja tak miałem z It Takes Two. Owszem, na rynku są gry kooperacyjne, nie przeczę, ale podejście do kooperacji jakie zaprezentowało studio Hazelight jest zdecydowanie lepsze, niż wszystko, w co grałem do tej pory. Nawet niesamowicie przyjemne Unravel 2 w mojej ocenie musi uznać wyższość ITT, choć i tę grę polecam. Oprócz tego jest oczywiście No Way Out, w które jeszcze nie grałem, a które jest na mojej liście i to... tyle. Gier z fabułą, w której kooperacja nie jest tylko dodatkiem, a stanowi podstawę mechaniki po prostu na rynku (względem tradycyjnych single player) zwyczajnie nie ma.

Gry na split screenie odeszły w niepamięć, a ich miejsce zajęły sieciowe kooperacje typu Dying Light czy gry typu MMO, a także - survivalówki jak Ark czy Minecraft, gdzie liczba graczy nie ma znaczenia. I ja to rozumiem - projektowanie gry która "wymaga" drugiego gracza jest ograniczaniem samemu sobie rynku zbytu, bo w końcu nie każdy ma z kim zagrać, bądź też - dwóm osobom ciężko wygospodarować czas w tym samym momencie. Poza tym, jeszcze do niedawna trzeba było mieć do tego dwie kopie gry. Tutaj dużo zmienia Steam Remote Play, dzięki czemu w It Takes Two, No Way Out czy Hellish Quart można grać, jeżeli tylko jedna osoba ma zakupioną grę. To, w połączeniu z faktem, że It Takes Two zbiera naprawdę świetne recenzje (i równie dobrze się sprzedaje) pozwala mieć odrobinę nadziei na to, że w najbliższej przyszłości gatunek fabularnych kooperacji nieco odżyje.

Reklama

A do tego czasu - dajcie znać, jakie produkcje polecacie, po zakończeniu ITT.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama