Wygląda na to, że Iran przyjął w rozmowach o swoim programie atomowym taktykę negocjacji przez eskalację. Jej ofiarą padają obecnie kolejne morskie drony US Navy. To pokazuje wyraźnie, że chcący budować tego typu jednostki muszą poważnie przemyśleć temat ich zabezpieczenia.
Irańskie piractwo
Historię wzięcia na hol amerykańskiego drona morskiego „Saildrone Explorer” opisałem raptem w zeszłym tygodniu, ale dość szybko okazało się, że to była tylko przygrywka. W incydencie w Zatoce Perskiej dron po wzięciu na hol został zwolniony, gdy w okolicy zjawił się amerykański okręt wpierany przez helikopter.
W kolejnym wydarzeniu irańska marynarka posunęła się znacznie dalej, dwa drony tej samej klasy zostały wciągnięte na jakiś czas na pokład ich niszczyciela „Jamarana”. Co ciekawe, całe zdarzenie miało miejsce na międzynarodowych wodach Morza Czerwonego, a telewizja irańska pokazała ujęcia marynarzy badających drony, a następnie wyrzucenie jednego z nich za burtę.
Ostatecznie oba drony zostały wyrzucone za burtę, gdy w rejon incydentu dotarły dwa amerykańskie niszczyciele, „Nitze” i „Delbert D. Black”, wspierane przez dwa helikoptery MH-60R Sea Hawk. Zgodnie z informacją podaną przez US Navy drony zostały porwane w czwartek o 14.00, a wyrzucone w piątek o 8 rano.
Iran po incydencie podał informacje, że cała akcja nie miała agresywnego charakteru, okręt irański znalazł „porzucone” drony blisko uczęszczanych szlaków morskich i wyrzucił je w bezpiecznym miejscu. Amerykanie oczywiście podważyli tę narrację, informując, że działające w parze drony pływały w bezpiecznej odległości od szlaków i robiły to już od 200 dni, bez najmniejszego incydentu.
Na wodzie trudniej
Obie sytuacje bardzo jasno pokazują, że temat budowy bezzałogowych dronów morskich jest znacznie bardziej skomplikowany, niż tych powietrznych. Drony latające operują w nazwijmy to „przestrzeni trójwymiarowej”, na ogromnych przestrzeniach, same mogąc być naprawdę niewielkie. Trudno je wykryć, są masowo produkowane, a stosowane sensory są raczek wszystkim znane.
Drony morskie z kolej są urządzeniami które mają do dyspozycji dwa wymiary, a ich rozmiary muszą uwzględniać warunki, w jakich będą musiały operować, często trudne. Są przez to prostsze do wykrycia, a jednocześnie ich ucieczka przed większymi jednostkami jest prawie niemożliwa. Nawet jeśli potrafią chwilowo rozwinąć większą prędkość, duży okręt będzie miał zawsze przewagę w zasięgu.
Wydaje się, że w przypadku mniejszych jednostek zwiadowczych będzie to spory problem dla konstruktorów, ponieważ takie drony nie będą miały możliwości zabrać uzbrojenia skutecznego przeciw większym okrętom. Coś trzeba będzie jednak zrobić, szczególnie w przypadku dronów bardziej zaawansowanych, takich jak wspomniane tu „Saildrone Explorer”. Jak wspomniałem osprzęt który przenoszą raczej nie powinien trafiać w niepowołane ręce.
W poprzednim artykule wspomniałem o tym, że rozwiązaniem mogą być systemy autodestrukcji. Ciekawym pomysłem mogą być też zespoły dronów, w których te cenniejsze, np. z ważnymi modułami łączności, mogą być osłaniane przez takie mniej wartościowe. Skutecznym, choć trudnym w realizacji i drogim rozwiązaniem może być też tworzenie dronów nawodnych, wypuszczanych w rejon patrolu przez podwodne bezzałogowce, kilka państw pracuje dziś na tego typu bezzałogowcami i to często sporej wielkości. Tak czy inaczej, wyścig technologiczny w tym temacie można uznać za rozpoczęty, Amerykanie tego tematu z pewnością nie puszczą w niepamięć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu