Apple zabrało głos w sprawie "trzęsącego" się podczas przewijania ekranu nowego iPada mini 6. generacji. Twierdzi, że to nie wada, taka specyfika wykorzystanej technologii.
Przedwczoraj informowałem was o tym, że użytkownicy nowych iPadów mini skarżą się na problem z ekranem. Chodzi o nieprzyjemny, galaretowaty, efekt przewijania tekstu, ale tylko wówczas, gdy urządzenie jest w pozycji pionowej — w poziomie nic takiego się nie dzieje. Po pierwszych informacjach na ten temat wszyscy czekali na odzew od Apple. Będzie wymiana ekranów, a może wszystko uda się załatać aktualizacją oprogramowania?
Okazuje się, że żadne z powyższych. Apple obrało w tej kwestii inną technikę i twierdzi, że to żadna wada urządzenia i... tak po prostu ma być.
Efekt "galaretowatego przewijania" na iPadzie mini to żadna wada - przynajmniej według Apple
Efekt o którym mowa dobitnie zaprezentował w umieszczonym na Twitterze filmiku slow-mo redaktor The Verge, Dieter Bohn. Jeżeli jeszcze nie wiecie o co chodzi, rzućcie okiem na poniższy materiał:
Według Apple, efekt widoczny podczas przewijaniu na nowym iPadzie mini nie jest niczym, co można byłoby uznać za wadę. Ekrany LCD odświeżają linijkę po linijce, więc to normalny "efekt uboczny" takiego rozwiązania. Są tacy, którzy poszli o krok dalej i twierdzą, że każdy iPad mini i inne modele tabletów Apple mają taki efekt w pionie lub poziomie... ale nie, nie każdy. Redakcyjny kolega sprawdził w swoim iPadzie mini 4 — i tam ani w pionie, ani poziomie, efekt ten nie jest dostrzegalny, także przy nagraniu slow motion. Może po prostu nie jest taki mocny w starszych urządzeniach? O sprawie zrobiło się na tyle głośno, że pochylili się nad nią specjaliści z iFixit, którzy nie tylko rozebrali kilka iPadów by sprawdzić ułożenie kontrolerów, ale porównali kilka modeli tabletów Apple i zaprezentowali jak to wygląda w ich przypadku. Cały materiał poświęcony tematowi znajdziecie tu:
Jak widać, to nie jest tak, że wszystkie inne urządzenia są bez jakiejkolwiek skazy — bo ten efekt to coś... naturalnego. Problem polega jednak na tym, że o ile w pozostałych sprzętach jest on właściwie niezauważalny gołym okiem, w przypadku nowych iPadów mini jest widoczny. I, niestety, dla użytkowników okazuje się niezwykle irytujący, bo podobno trudno go odzobaczyć.
Apple najwyraźniej nie planuje nic z tym robić
Problem, który napotkali użytkownicy iPadów mini znany jest jako scan-out lag. Taka specyfika ekranów i... no cóż, w jednych urządzeniach widoczny jest bardziej, w innych mniej. W iPadach mini nowej generacji niewątpliwie widoczny jest już na pierwszy rzut oka, co dla wielu okazuje się dużym problemem. Oliwy do ognia dolewa fakt, że Apple całkowicie bagatelizuje sprawę, jakby kompletnie nic się nie działo. Na tę chwilę nie wiadomo dlaczego akurat to urządzenie firmy na problem, spekuluje się że chodzi o gorszej jakości podzespoły, które w iPadzie mini wykorzystała firma.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu