Wersje beta każdego oprogramowania, to bardzo ciekawy produkt. Czasami na wyciągnięcie ręki znajdują się wyczekiwane funkcje, ale koszt możliwości ich przedpremierowego sprawdzenia bywa naprawdę wysoki - przede wszystkim rezygnujemy ze stabilności i wydajności urządzenia. Czy warto się na to decydować?
Z czym trzeba się pogodzić testując betę iOS-a? Nie znieślibyście tego
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
Z iOS 12 beta od pierwszej wersji publicznej
Dopiero w tym roku, gdy Apple przygotowuje się do premiery iOS 12, zdecydowałem się na tak wczesne wypróbowanie wersji testowej mobilnego systemu dedykowanego iPhone'om i iPadom (pssst, jest jeszcze iPod touch!). W latach poprzednich pobierałem jedną z ostatnich wersji bety, czasem odważyłem się na prawie gotowe wydanie publiczne, czyli Golden Mastera. Co kierowało mną tym razem? Dlaczego iOS 12 zainstalowałem już pierwszego dnia po udostępnieniu publicznej bety?
Ciekawość. I pierwsze wrażenia z iOS 12 były całkiem niezłe.
A przecież powrót z wersji beta do stabilnego wydania jest dość problematyczny. Wykonalny, ale czasochłonny. Nie wystarczy kliknięcie w przycisk downgrade, by w ciągu kilkunastu minut powrócić do stabilnej, dopracowanej wersji iOS-a oznaczonej numerkiem 11. A szkoda. Bo wielokrotnie chciałbym móc to zrobić.
Mimo problemów, od kilkunastu tygodni korzystam czasem z wręcz upośledzonego urządzenia, bo jednak wolę być na bieżąco - dla was i dla samego siebie. To lepsze, niż przywracanie iOS 11, by kilka dni później ponownie instalować betę, gdy Apple ogłosi naprawienie jednego z błędów lub dodanie ciekawej funkcji.
Dlaczego w ogóle o tym piszę?
Myślałem o takim tekście od dłuższego czasu, ale nie znajdowałem dla niego miejsca na Antyweb. Czytają nas dość zaawansowani użytkownicy wielu przeróżnych urządzeń i narzekanie na to, że wersja testowa systemu operacyjnego rodzi problemy, byłoby czymś bezsensownym. Każdy o tym wie i każdy wie, w co się pakuje instalując nieukończone oprogramowanie. Tym bardziej, jeśli chodzi o system operacyjny.
A jednak wydarzenia z ostatnich kilku godzin nie dają mi jednak spokoju, bo szczerze mówiąc wolałbym, by iPhone stracił jedną ze swoich głównych funkcji, na przykład nie mógłbym z niego dzwonić, niż użerać się z... wyskakującym co chwilę komunikatem.
Ci z was, którzy śledzą rozwój iOS 12 i na bieżąco czytają o postępach w pracach nad tą aktualizacją, już zapewne wiedzą, że najnowsze wydanie beta posiada pewien błąd. Polega on na ciągłym wyświetlaniu komunikatu o dostępności nowej wersji testowej iOS-a do pobrania. Pisząc "ciągłym" mam na myśli każdorazowe odblokowanie ekranu, a także przypominanie o aktualizacji po kilku minutach używania urządzenia. Gdyby pozbycie się tego komunikatu było łatwiejsze - na przykład poprzez wciskanie przycisku Home - nie psioczyłbym na Apple, ale skoro za każdym razem jesteśmy (ja i zapewne kilka, może kilkadziesiąt tysięcy ciekawskich) zmuszani do naciskania na "Zamknij" poniżej treści, to trudno mi w tym momencie słowami wyrazić swoją frustrację.
A przecież na przestrzeni ostatnich tygodni (w przypadku iOS 12) czy lat (wcześniejsze wersje iOS-a) wielokrotnie zmagaliśmy się z innymi, znacznie poważniejszymi problemami. Nagłymi spadkami poziomu naładowania akumulatora, znikaniem klawiatury, ciągłym zawieszaniem się konkretnych lub przypadkowych aplikacji i wieloma, wieloma innymi przeciwnościami. Za każdym razem byłem w stanie to sobie wytłumaczyć przy użyciu argumentu przypominającego o wciąż niedokończonej aktualizacji.
Czy i kiedy Apple wyśle poprawkę dla ostatniej bety? Może tego nie zrobić nawet przez najbliższe dwa tygodnie, czyli do momentu upublicznienia finalnej wersji iOS 12. Mam już za sobą naprawdę wnikliwe testy dwunastej odsłony iOS-a i szczerze mówiąc mam dosyć. Wkrótce na Antyweb pojawi się moja recenzja iOS 12, dlatego gdy będziecie czytać tamten tekst, ja z przyjemnością będę już używać iOS 11. Tak. Jedenaście.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu