Felietony

6 godzin robienia babek z piasku, czyli jak zostałem wolontariuszem

Grzegorz Ułan
6 godzin robienia babek z piasku, czyli jak zostałem wolontariuszem
1

W miniony weekend odbyło się w Bydgoszczy w starych (nowych) Młynach Rothera wydarzenie dla dzieci, w ramach akcji „Miejskie Lato”, w którym to miałem przyjemność uczestniczyć - po tej drugiej stronie. Chciałby Wam dziś o nim nieco opowiedzieć, wbrew pozorom będzie to blisko technologii.

Młyny Rothera zaprosiły do organizacji tego wydarzenia fundację Katalyst Engineering, zajmującą się edukacją STEAM (Science, Technology, Engineering, Arts, Mathematics) dla dzieci, przybliżaniem tajników inżynierii czy druku 3D. Zgłosiłem się do pomocy przy tym wydarzeniu jako wolontariusz.

Wpis ten nie będzie oczywiście jakimś wielkim odkryciem, nie zrozumcie mnie proszę źle - że oto facet z czterdziestką na karku odkrył nagle działania jakiejś fundacji. Znane mi są niejedne fundacje, niektóre z nich wspieram finansowo, jednak czym innym jest takie w sumie bierne wsparcie, a czym innym jest doświadczenie towarzyszące aktywnemu zaangażowaniu w bezpośrednie działania takiej organizacji. I tak, takie doświadczenie jest dla mnie niejako odkryciem, pozytywnym, ale jednak czymś nowym.

fot. Własne.

Zacznijmy jednak o samego miejsca wydarzenia, bo wiąże się z nim ciekawa historia. Młyny Rothera to zabytek architektury przemysłowej Bydgoszczy, który w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przeszedł w ręce prywatne. Miał w tym miejscu powstać między innymi hotel. Przez niemal dwie dekady Młyny przechodziły z rąk do rąk i żadnemu właścicielowi nie udało się dokończyć żadnej z planowanych inwestycji. Obiekt, jak się dziś okazuje z olbrzymim potencjałem dla społeczności miasta Bydgoszcz, w tym czasie niszczał.

Na szczęście w 2013 roku udało się Urzędowi Miasta Bydgoszcz przejąć Młyny Rothera i po szeregu inwestycji wyremontować cały obiekt oraz przyległe tereny, między innymi taras z fontannami. Na własne oczy widziałem cały ten teren wypełniony mieszkańcami miasta w różnym wieku, którzy w pięknej scenerii odrestaurowanych Młynów, pobliskiej starówki i kanału rzeki Brdy otaczającego Wyspę Młyńską z przylegającymi do niego kawiarenkami, spędzali swój wolny czas. Naprawdę duży szacunek dla miasta, że udało się stworzyć takie miejsce z sukcesem.

fot. B. Wierzchucki.

Wydarzenie, w którym to uczestniczyłem zorganizowane zostało po części na tarasie Młynów Rothera, po części wewnątrz budynku. Za całość działań odpowiedzialna była fundacja Katalyst Engineering. Zaznaczam od razu, że nie będzie to kryptoreklama, jako fundacja, organizacja ta nie może zarabiać na swojej działalności, nawet nie zbiera 1% podatku. Środki pozyskuje dzięki darowiznom i wpłatom z samorządów, które zafundowały dzieciom w szkołach na swoim terenie program Ogarnij Inżynierię.

Program ten, to nie są zajęcia dodatkowe tylko normalne lekcje, na których podstawa programowa jest realizowana za pomocą zadań inżynieryjnych, a nie w typowej formie wykładowej. Dzieci muszą coś przy okazji policzyć, nauczyć się o tym jak funkcjonuje świat, np. rośliny, pogoda czy konstrukcje budowlane, dokonać jakichś pomiarów lub coś skonstruować oraz przemyśleć to pod kątem użyteczności i estetyki. W programie tym wykorzystywany jest także druk 3D (dzieci uczą się również modelowania 3D) i mikrokontrolery.

Jak bardzo taka działalność jest potrzebna w polskich szkołach, na które narzekamy, iż nie wzbudzają w młodych ludziach kreatywności i poszerzania zainteresowań, odkryłem uczestnicząc w tym wydarzeniu.

fot. Własne/P. Bojarski.

Samo wydarzenie podzielone zostało na pięć stanowisk, wszystkie związane z budowaniem mostów i wprowadzające dzieci w świat inżynierii lądowej. Ja pomagałem przy robieniu wzmocnionych babek z piasku, które miały pokazać przyszłym inżynierom i inżynierkom jak wielką rolę odgrywa zbrojenie gruntu.

Kolejne stanowisko to badanie ugięcia belek pokazujące różnice w wytrzymałości różnych materiałów, ale także kształtów (profili) + nauka posługiwania się suwmiarką. Wcale nie było to łatwe, nie tylko dla dzieci, trzeba było wiedzieć jak odczytać wartości dziesiętne i setne przy pomocy noniusza.

Na dalszym stanowisku budowano kopuły geodezyjne z żelków i wykałaczek - jako przykład konstrukcji samonośnej. Na innym stanowisku prezentowane były podstawowe typy kratowic stosowanych w prawdziwych mostach. Uczestnicy wydarzenia mogli samodzielnie wykonać je z patyczków i śrubek: kratownica K, Pratta, Warrena i chyba jeszcze jedna, której nazwy nie pamiętam.

Na przedostatnim stanowisku odbył się konkurs na budowania mostów z… makaron, gdzie można było wykorzystać wiedzę zdobytą na pozostałych stanowiskach. Zadaniem było zbudowanie najbardziej wytrzymałego mostu.

W końcu ostatnie stanowisko to gra edukacyjna Mosty (planszowa) - rozwijająca myślenie matematyczne: biegłość w prostych obliczeniach w pamięci i umiejętność szacowania. Gra zawierała również elementy koncepcji zrównoważonego rozwoju (ochrona środowiska, wrażliwość na potrzeby społeczności lokalnej) i uczyła podstaw przedsiębiorczości czy planowania finansowego. Dodatkowo przybliżała zawody związane z budowaniem mostów i utrwalała wiedzę o właściwościach podstawowych materiałów konstrukcyjnych.

Niestety nie miałem okazji przyglądania się bliżej pozostałym stanowiskom i temu jak radzą sobie na nich dzieci, bo zwyczajnie brakło mi czasu z uwagi na ogromne zainteresowanie moim stanowiskiem z babkami z piasku.

Moje zadanie polegało na pokazaniu dzieciom, jaka różnica jest pomiędzy zwykłą babką z piasku kinetycznego, na którą mogły stawać i rozwalać ją w drobny mak, a wzmocnioną poprzez przekładanie poszczególnych warstw piasku zwykłym ręcznikiem papierowym.

Ze zdziwieniem mogłem zaobserwować, iż po wstępnej demonstracji obu babek, dzieci dużo chętniej chciałby budować własne babki ze zbrojeniem niż rozwalać zwykłe. Z jeszcze większym zdziwieniem odkryłem, jak bardzo chciałem sam im w tym pomagać czy tłumaczyć, widząc ich zaangażowanie i zainteresowanie tematem. Po pierwszej godzinie na stanowisku miałem wrażenie, że minęło już trzy godziny - tak wiele grup dzieci z rodzicami przewinęło się przez nie.

Po kilku rzeczywistych godzinach spędzonych na swoim stanowisku, zdążyłem tylko na ogłoszenie wyników konkursu na budowanie mostów z makaronu. Konkurs polegał na zbudowaniu jak najbardziej wytrzymałego mostu. Sprawdzano to poprzez rozstawienie dwóch stołów w takiej samej dla wszystkich uczestników odległości i ustawienie na nich zbudowanego przez nich mostu. Na jego środku zawieszano wiaderko, do którego dosypywano piasek kinetyczny z mojego stanowiska. Zwycięskie dzieło udźwignęło 3,97 kg. Wiem, że w innych tego typu konkursach, w których uczestniczą studenci z politechnik z całego świata rekordem jest udźwig 443,5 kg, a sam most ważył przy tym niecały kilogram.

Całe wydarzenie trwało 6 godzin, każde ze stanowisk wzbudzało ogromne zainteresowanie, nie tylko dzieci, ale i ich rodziców, którzy mocno angażowali się zwłaszcza w budowanie mostów i grę planszową. Cieszyła też obecność kilku nauczycieli, którzy wyrazili zainteresowanie takim programem w swoich szkołach. Osobiście mam nadzieję, że rozniesie się nieco taka inicjatywa wśród tamtejszych ośrodków edukacyjnych. W moim odczuciu takie praktyczne zajęcia zrobią dużo więcej pożytku w rozwoju młodych ludzi, niż sztywne i sztampowe zajęcia lekcyjne prowadzone w formie wykładowej. Nie wiem, ile z tych dzieciaków pójdzie na politechnikę, ale może właśnie to jest początek jakiejś niezwykłej pasji i kariery dla choćby kilku z nich. Dziś budujemy z tymi dziećmi mosty z makaronu, a może za 20 lat któreś nich zbuduje stację kosmiczną na Marsie.

Polecam też aktywny udział w takich i podobnych działaniach różnych fundacji w ramach wolontariatu. Osobiście nabrałem dzięki temu całkiem innego i świeżego spojrzenia na takie inicjatywy, widząc na własne oczy jak wiele dobrego robią, akurat w tym przypadku dla dzieci i ich edukacji, no i ich rozwoju.

Zdjęcia: Własne/P. Bojarski/B. Wierzchucki.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu